Artykuły

Kiedyś teatry były jak internet

- W tej operze metafora goni metaforę, a całość jest niezwykle dowcipnie napisana! - o "Opowieściach Hoffmanna" opowiada kierownik muzyczny Opery Krakowskiej, Tomasz Tokarczyk.

Mówi się, że "Opowieści Hoffmanna" Jacques'a Offenbacha to trudna opera. Tylko co to właściwie znaczy?

- Zależy z czyjej perspektywy będziemy oceniać. Chór i orkiestra nie mają w tej operze do wykonania jakichś szczególnie trudnych technicznie miejsc. Natomiast solistkom Offenbach naprawdę wysoko zawiesił poprzeczkę. Partie czterech postaci: Olimpii, Antonii, Giulietty i Stelli każe śpiewać jednej sopranistce. Do tego partia sopranu w poszczególnych aktach można powiedzieć, że ewoluuje. Od koloratury poprzez sopran liryczny do dramatycznego wyrazu.

Mężczyźni w "Opowieściach Hoffmanna" mają łatwiej?

- Mają tak samo trudno. Choćby sam Hoffmann, którego rolę Offenbach pierwotnie pisał na głos barytonowy. Jednak dyrektor teatru, w którym "Opowieści" miały mieć swą prapremierę, zażyczył sobie, żeby był to tenor, bo taki głos w jego opinii bardziej pasował do roli amanta. Offenbach zmieniał i przepisywał. Żeby to raz! W efekcie napisał rolę Hoffmanna jako piekielnie trudną partię. Są tam nieprawdopodobnie wysoko zawieszone frazy, oraz fragmenty dramatyczne, z bardzo rozbudowaną szatą orkiestrową. Z takim wyzwaniem może sobie poradzić tylko bardzo doświadczony tenor, wręcz bohaterski.

Offenbach miał pecha czy takie dyrektorskie grymasy byty wtedy normą?

- Raczej normą. Dyrektorzy dysponowali konkretnym zespołem śpiewaków i zlecali librecistom oraz kompozytorom pisanie partii pod określonych solistów. Właściciele teatrów dbali też o interesy - gust i upodobania publiczności musiały być brane pod uwagę. Produkt pracy twórczej trzeba było sprzedać. Jeszcze warto wspomnieć o cenzurze, która pilnowała, kreśliła scenariusze, zmieniała miejsca akcji i imiona bohaterów.

Żeby było obyczajnie?

- Trzeba pamiętać, że w owych czasach teatry były dla ludzi tym, czym dziś internet. Publiczność odbierała sztuki nie tylko pod względem artystycznym. W "Opowieściach Hoffmanna" sporo jest odniesień towarzyskich i aktualnych. Zwłaszcza w stosunku do kompozytorów tamtej epoki. Offenbach miał poczucie humoru, które wyłania się z kart partytury.

Dzisiejszy widz ma jakiekolwiek szansę, żeby rozpoznać te odniesienia?

- Niestety, nie bez wcześniejszego przygotowania. Jest jednak w "Opowieściach" coś, co pozostał aktualne - emocje. Ta opera porusza, bo jest w niej ogromny dramatyzm.

Bo w końcu to historia o miłości...

- Dość niesamowitej i tragicznej. To opowieść o mężczyźnie, który najpierw był młodzieńcem o sercu tak otwartym, że potrafił zakochać się w lalce. Potem przeżył miłość, wielką, ale przerwaną przez chorobę i śmierć - jego ukochana nie mogła śpiewać, bo muzyka prowadziła ją do śmierci. Na końcu zaś zostaje Hoffmannowi miłość płatna - kochanka, która zabiera mu nawet jego odbicie w lustrze, pozbawiając go w ten sposób wszystkiego co miał.

Smutne...

- Gdzież tam! W tej operze metafora goni metaforę a dodatkowo całość jest niezwykle dowcipnie napisana! Biorąc do ręki partyturę czuje się, że pisał ją człowiek o doskonałym warsztacie, twórca najwyższej klasy. W "Opowieściach Hoffmanna" nie ma niczego przypadkowego, charakter postaci jest doskonale oddany zarówno w ich kwestiach jak i w partyturze orkiestry. A dodatkowo dzieło przez licznie wprowadzane zmiany jest wciąż otwarte. Realizatorzy mają pole do popisu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji