Artykuły

Izadora Weiss: Mój teatr jest coraz bardziej "autorski"

- Interesuje mnie konkretny aspekt odwiecznej wojny płci. Przemoc męska trwa tak długo, że wciągnęła w swoje tryby usłużne wobec mężczyzn kobiety - Z Izadorą Weiss na temat zbliżającej się premiery "Darkness" w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej, rozmawia Wojciech Giczkowski.

Utwory Johanna Sebastiana Bacha, Antonia Vivaldiego, Philipa Glassa i Armanda Amara stanowią muzyczną tkankę pani najnowszego autorskiego przedstawienia. Tym razem zainspirował panią także Armand Amar, izraelski kompozytor muzyki filmowej, który od lat czaruje słuchaczy, ale przede wszystkim inspiruje twórców filmowych. Co legło u podstawy Pani pomysłu wykorzystania takiej muzyki do choreografii opartej na powieści "Jądro ciemności" Josepha Conrada?

- Opowieść Conrada o bezkarności przemocy, która rodzi w człowieku potrzebę eskalacji okrucieństwa, była ostrzeżeniem wobec kolonizatorów i rasistów przed niebezpieczeństwem tkwiącym w nich samych. Mój spektakl powstał z inspiracji tym dziełem, ale nie jest oparty na jego fabule i nie ma nic wspólnego z rasizmem. Jest poetycką analizą niepojętych i wciąż aktualnych źródeł okrucieństwa wobec słabszych. W tym wypadku kobiet. Poszukiwałam jak zawsze przez wiele miesięcy, muzyki pasującej do poszczególnych scen. Jestem przywiązana do pewnych kompozytorów, ale staram się zawsze dotrzeć również do muzyki tych, których jeszcze nie znam.

- Do pani wyobraźni przemawiają okrucieństwa tkwiące w ludzkiej duszy. Tworzy pani choreografie pełne ekspresji, na przykład "Fun" czy "Święto wiosny", które znakomicie oddają współczesne rozumienie wyalienowania, samotności i braku więzi międzyludzkich. Czy w tym przedstawieniu obok osamotnienia zobaczymy problem nierównego traktowania kobiet i mężczyzn?

- Okrucieństwo i przemoc to coś, czego nienawidzę. Nie przemawiają do mojej wyobraźni jako zjawiska, które mnie fascynują i nie pragnę, jak wielu twórców współczesnych, z lubością epatować widowni tymi tematami. Pokazywanie ich w moich spektaklach wiele mnie kosztuje. Jednak niezgoda na wciąż obecne w ludzkim świecie zjawisko sadystycznej przyjemności w dręczeniu i zabijaniu istot słabszych nie pozwala mi na unikanie tych tematów. Ale warto wspomnieć, że na 27 tytułów, które zrealizowałam, tylko 3 były o przemocy i okrucieństwie. Nie jest to więc jakaś moja obsesja.

Dynamizuje się proces tworzenia indywidualnej świadomości kobiety, szczególnie w relacji z mężczyzną. W Europie nie rozumiemy, dlaczego istnieją obok nas światy religijne, w których kobieta jest własnością męża. Pamiętamy jednak, że heglowska dialektyka pana i niewolnika mówi o tym, że zwycięstwo w walce nie daje kontroli nad całym światem. O czym jest więc Pani przedstawienie?

- Myślę, że w Europie jest jeszcze ogromny obszar ciemnoty, gdzie żona jest postrzegana jako własność męża. Polski przykład nagłośnionego przez media nagrania upokarzanej żony i bitej przez człowieka, który nie pochodzi z innego świata religijnego, tylko jest wychowankiem patriarchalnego kościoła katolickiego, wydaje mi się bardzo znaczący, bo przemoc domowa i społeczne przyzwolenie na nią tu i teraz, ma skalę niedopuszczalną w cywilizowanym kraju, który w dodatku szczyci się swoim kultem maryjnym. Mój spektakl stara się w sposób metaforyczny pokazać, gdzie tkwi źródło tych nieprawości i męskiej skłonności do eskalacji gwałtu.

Kobiety odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu przyszłości krajów rozwijających się. Czy Pani przedstawienie traktuje kobiety i związane z nimi przemiany kulturowe jako zjawiska nacechowane genderowo? Czy w tym przedstawieniu pojedynek pomiędzy dwoma bytami, które przystępują do walki na śmierć i życie, traktuje Pani jak wojnę płci, czy skłania się Pani do genderowej analizy rozwoju, wskazującej na istniejące pomiędzy płciami nierówności?

- Interesuje mnie konkretny aspekt odwiecznej wojny płci. Przemoc męska trwa tak długo, że wciągnęła w swoje tryby usłużne wobec mężczyzn kobiety. Nie tylko w krajach rozwijających się. Uległość matek wobec przemocy i przekazywanie tej uległości córkom jest dodatkową komplikacją, którą staram się pokazać w tym spektaklu. Z całym szacunkiem dla genderowej analizy rozwoju, nie wydaje mi się, by wniosła ona coś nowego do tej problematyki.

Lubi Pani tworzyć dzieła autorskie. Przypomnę choćby "Tristana & Izoldę" oraz "Fedrę", a także "Śmierć i dziewczynę". Bałtycki Teatr tańca tańczył jednak także klasykę. Czy jest pani bardziej kreatywnym twórcą nowej choreografii na podstawie własnego libretta, czy także choreografem do wynajęcia dla zrealizowania każdej inscenizacji baletowej?

- Mój teatr jest coraz bardziej "autorski". Nie interesuje mnie realizowanie gotowych tytułów według ustalonych tradycją wzorców. W ogóle nie interesuje mnie klasyka, którą uważam za piękną, szlachetną formę tańca, odległą od współczesnego teatru. Dlatego BTT nie tańczył klasyki. Uważam, że zespół powinien się zdecydować, czy tańczy klasykę, czy jest współczesnym teatrem tańca. Nie da się pogodzić tych dwóch światów. To nie tylko dotyczy techniki wykończenia każdego elementu, tańca na pointach, czy podstaw estetyki ruchu. To dotyczy różnic w mentalności tancerzy, wyznających trochę inne systemy wartości teatralnych. Bardzo trudno jest im przeskakiwać z jednego repertuaru do drugiego i z powrotem. Praca nad "Darkness" tuż po premierze "Jeziora Łabędziego" była karkołomnym zadaniem dla tej grupki tancerzy Baletu Narodowego, których dyrektor Krzysztof Pastor pozwolił mi w krótkim czasie wprowadzać w zasady mojego ruchu, często wręcz zaprzeczającego kanonom klasyki.

W realizacji "Darkness" ma pani do dyspozycji wspaniałych tancerzy, których wyobraźnię i sztukę poznaliśmy wcześniej, gdy prezentowali swoje pomysły i umiejętności podczas warsztatów choreograficznych "Kreacje" 2017. Jak układa się praca z tancerzami Polskiego Baletu Narodowego?

- Wartość tancerzy nie jest wcale zależna od tego, czy zajmują się choreografią. Bycie tancerzem i bycie choreografem to dwie zupełnie różne dyscypliny i znakomite wyniki w jednej nie zawsze przekładają się na wyniki w drugiej. Często trzeba się zdecydować kim się chce być, bo nie da się uprawiać tych różnych zawodów jednocześnie. A generalnie współpraca z Baletem Narodowym to wspaniałe doświadczenie i satysfakcja artystyczna najwyższej próby. Starałam się wybrać do obsady najciekawsze z mojego, teatralnego punktu widzenia osobowości. Jestem szczęśliwa, że mi zaufali i stworzyli kilka wspaniałych kreacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji