Festiwal Teatralnych Atrakcji
Od 30 lat zawsze w pierwszej dekadzie maja, spotykają się ze sobą teatry nad Prosną. Nie inaczej było też i w tym roku. Tym razem jak nigdy chyba, dopisały w Kaliszu teatry. Nieoczekiwanie w festiwalowym pejzażu zabrakło natomiast właśnie Prosny. Ta bowiem, dosłownie w przededniu otwarcia imprezy,z powodu jakiejś awarii,zamieniła się w zwyczajne, a nawet mocno podśmierdujące,grzęzawisko. I na dobrą sprawę to właśnie było tym największym mankamentem festiwalowego Kalisza. I największym też despektem, dla tak pięknie na te dni przystrojonego miasta. Bo właśnie zakończone XXX Kaliskie Spotkania Teatralne, jak nigdy chyba w ostatnich latach, udały się ich organizatorom i sponsorom. Podczas gdy większość krajowych festiwali definitywnie padła z powodu braku funduszy, kaliska impreza, w tym tak bardzo kryzysowym przecież dla polskiego teatru roku,wyraźnie ożyła i nabrała rumieńców. Dyrektor festiwalu, Jerzy Górny, zręcznie posługując się argumentem jubileuszu, zdołał bowiem wygospodarować ogromne - jak na obecne warunki - fundusze. Po raz pierwszy - co jest tutaj swego rodzaju ewenementem w roli głównego sponsora festiwalu wystąpiło nie państwo, lecz prywatna spółka, specjalizująca się w produkcji aparatury teatralnej, Konsbud. A że ministerstwo nie odmówiło festiwalowi swego wsparcia, a i władze miejscowe - tak jak zawsze - dołożyły z miejskiej i wojewódzkiej kasy, sporo grosza,tym razem zjechały do Kalisza rzeczywiście najbardziej liczące się teraz w kraju, teatry. W konkursowe szranki stanął więc Stary Teatr z Krakowa, ze swym tak głośnym w kraju przedstawieniem Andrzeja Wajdy "Antygony" Sofoklesa. Po paru latach nieobecności pojawił się znowu w Kaliszu pełen znakomitości aktorskich Teatr Współczesny z Warszawy i równie wysoko obecnie notowany Teatr Nowy z Poznania. Przyjęli też zaproszenie stołeczny Teatr Dramatyczny i krakowski Teatr Słowackiego. Zjawił się także niemal zawsze tu obecny, Teatr Jaracza z Łodzi, a z nowych gości, Teatr im. Żeromskiego z Kielc. Równie atrakcyjna była też lista imprez towarzyszących. Otwierał ją, będący absolutnym przebojem sezonu "Czerwony stoliczek" warszawskiej Rampy, a zamykały gościnne występy dwóch nie tak często oglądanych renomowanych zespołów wrocławskiego Teatru Pantomimy Henryka Tomaszewskiego i Polskiego Teatru Tańca. Na brak wydarzeń artystycznych i festiwalowych emocji kaliszanie nie mogli więc narzekać. Natomiast dla nękanych kryzysem gości tym największym zaskoczeniem był chyba sam festiwalowy Kalisz. Przygotował się on na swoje święto jak nigdy chyba. Przyjął gości nie tylko w gruntownie zmodernizowanym teatrze, ale i na dwóch jeszcze dodatkowych scenach i widowniach oddanych właśnie do użytku po wieloletnim remoncie, Wojewódzkiego Domu Kultury. Tak szokującego przybyszów niezwyczajnym splendorem wnętrz i marmurem wykładanych korytarzy. Tym samym definitywnie skończyły się chyba dla Kalisza trudne lata festiwalowej prowizorki. Produkcji artystycznych w różnych na prędce adaptowanych dla potrzeb teatru salach i salkach. Jaki jednak w sensie artystycznym był to festiwal? Otóż, w tym roku wzorem lat ubiegłych,obowiązywała w Kaliszu formuła festiwalu Sztuki aktorskiej. Dla widzów nie miała ona oczywiście żadnego znaczenia, nieporównanie* większe dla jury, które zobligowane zostało do dostrzeżenia i nagrodzenia wybitnych kreacji aktorskich, szczególnie udanych debiutów i ról drugoplanowych, a także wzorcowych wykonań aktorskich pod względem kultury słowa i dykcji, Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że z tym właśnie najmniejszych nie było kłopotów. Nie miał może ten festiwal bezdyskusyjnie wielkich spektakli, ale w dokonania aktorskie za to autentycznie był on bogaty. Prawdziwy popis dały tutaj Maja Komorowska i Zofia Kucówna w arcyzabawnej farsie "Letycja i lubczyk" Petera Shaffera z Teatru Współczesnego. Raz jeszcze potwierdził ogromne możliwości aktorskie zespołu poznański Teatr Nowy. I to w obu swoich konkursowych przedstawieniach "Damach i huzarach" Fredry i "Drzewie" Myśliwskiego. W tym, pierwszym komplementy należą się wszystkim, w tym drugim przede wszystkim Danieli Popławskiej i Januszowi Michałowskiemu. Owacją na stojąco przyjęła też festiwalowa publiczność "Antygonę" ze Starego Teatru. Owiane legendą przedstawienie z 1984 roku, nawiązujące tak wyraźnie do Polski lat stanu wojennego, nie wywoływało już.takich emocji jak przed laty. Sprawnym aktorstwem ujął też widzów spektakl warszawskiego Teatru Dramatycznego według głośnej powieści Jerofiejewa "Moskwa-Pietuszki". Gospodarze festiwalu pokazali w konkusie "Pannę Rositę" Lorki w reżyserii Jacka Pazdry. Spektakl solidny, chociaż przez swą statyczność i monotonię, trochę jednak nazbyt, jak na festiwal, anachroniczny. W dodatku tego akurat wieczoru nie najlepiej wykonany. Myślę, że jeśli ktoś się w nim obronił, to jest nią tytułowa Rosita, Bożeny Remelskiej.
Czy ten tak nieoczekiwany, sukces festiwalowego Kalisza zdaje się znów zapowiadać lepsze czasy dla dorocznych "Spotkań"? Trudno cokolwiek wyrokować. Pierwszą niewiadomą jest to za jaką skalą i hierarchią wartości opowiedzą się nowe samorządy i czy postawią one właśnie na kulturę i sztukę. Drugą niewiadomą jest sama kondycja teatralnego jutra tak Kalisza jak i kraju. Za dużo więc tych niewiadomych. Jedno natomiast jest pewne tegoroczny festiwal udał się Kaliszowi.