Artykuły

Daleko od "Dziadów"

"Kordian czyli panoptikum strachów polskich" na motywach "Kordiana" Juliusza Słowackiego w reż. Adama Sroki w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Jedno udało się Adamowi Sroce w "Kordianie, czyli panopticum strachów polskich" - zaczarować czas. Z jednej strony każdemu, kto zna dramat Słowackiego, zmieszczenie go w 60 zaledwie minutach musi się wydawać karkołomną sztuczką. Z drugiej - to była najdłuższa godzina w moim życiu.

Teatr już odtrąbił sukces - piórem Marka Perzyńskiego, swojego rzecznika prasowego, który podpisany jako MP na profilu solidarnościowego portalu pisze o owacjach na stojąco po premierze "Kordiana". I recenzuje spektakl, przypisując pomysły Juliusza Słowackiego reżyserowi.

Owszem, część publiczności do owacji rzeczywiście wstała - jak na każdej premierze. Jednak z brawami czy bez, obraz Polskiego tego wieczora był arcysmutny - nawet przy okrojeniu 700-osobowej widowni do 286 miejsc udało się zapełnić może trzy czwarte z nich. Tylu pustych foteli na premierowym spektaklu nie widziałam nigdy dotąd w żadnym teatrze. Można powiedzieć, że i tak było nieźle - dzień później, w sobotę, "Kordiana" oglądało niewiele ponad 50 osób. A jeśli kogokolwiek z państwa ta recenzja nie zniechęci do zderzenia ze Słowackim i Sroką, może odpuścić sobie wcześniejszą rezerwację - na środowy pokaz sprzedano zaledwie kilkanaście biletów, miejsca wystarczy dla wszystkich.

Na pomysł realizacji "Kordiana, czyli panopticum strachów polskich" we wrocławskim teatrze przez Srokę utyskiwano jeszcze na długo przed premierą, zwracając uwagę, że spektakl pod tym samym tytułem reżyser przygotował już 13 lat temu w Radomiu. I rzeczywiście - jeśli chodzi o punkt wyjścia, te przedstawienia niespecjalnie się różnią.

W obu założeniem dramaturgicznym jest spotkanie dwóch Kordianów - młodzieńca i starca. Wrocławską opowieść zobaczyliśmy w nowej obsadzie, scenografii i kostiumie, bez aktywizującego publiczność rozwiązania, które nakazywało widzom w Radomiu podążać za aktorami. Jednak podstawowy problem pozostaje nierozwiązany - oba spektakle (jeśli chodzi o radomski, polegam tu na recenzji Jacka Sieradzkiego z "Przekroju") sprawiają wrażenie wprawki, impresji, jakiejś przymiarki do ostatecznej wersji, która nie wiedzieć, czy kiedykolwiek powstanie.

Niewiele z tego wynika

Spośród wielu wad wrocławskiego przedstawienia najważniejsza jest ta zasadnicza - z mocno skrótowego opracowania klasycznego tekstu w żaden sposób nie wynika, o czym reżyser chciał nam z pomocą Słowackiego opowiedzieć. Widać w "Kordianie" towarzyszącą Sroce od początku pracy w teatrze fascynację postawą romantycznego buntownika, a pomysł rozbicia głównego bohatera na dwie postaci i dwa głosy (Kordiana młodszego gra występujący tu gościnnie Igor Chmielnik, starszego - Dariusz Bereski, którego mieliśmy już okazję oglądać na scenie Polskiego m.in. w "Chorym z urojenia") sam w sobie wydaje się inspirujący, tyle że niewiele z niego wynika.

Być może, gdyby Sroka spotkał się na scenie z wybitnymi aktorami, ten intrygujący punkt wyjścia przełożyłby się na jakąkolwiek konkluzję. Niestety, umiejętności Bereskiego każą mu przemawiać, a nie mówić, kroczyć po scenie, a nie chodzić, więc sceniczna prawda bierze w łeb. Chmielnik musi się jeszcze wiele nauczyć - przede wszystkim tego, że sztuka mierzenia się z klasycznym tekstem nie polega na tym, żeby wykuć go na pamięć i wydeklamować, akcentując rytmy, ale - czego dowiódł zespół Polskiego przy "Dziadach" Zadary - sprawić, żeby nabrał cech potocznej mowy. Młody aktor sprawia wrażenie, że nie do końca wie, po co i o czym opowiada, przez co tekst Słowackiego, należący do kanonu definiującego romantyczny paradygmat, na scenie Polskiego wydaje się martwy.

Na jeden ułamek sekundy Chmielnik jest bliski przełamania tej bariery - kiedy schodzi ze sceny i łamiącym się głosem wypowiada jedno słowo: "Polacy!". Jednak chwilę później czar pryska i aktor wraca w utarte koleiny. Na nieco dłużej udaje się ta sztuka występującej tu gościnnie Ewie Kamas, która melorecytując pieśń Nieznajomego ("Pijcie wino"), sprawia, że publiczność budzi się z letargu, ale to tylko tyle. Reszta aktorów dostaje jakieś skrawki ról, z których trudno zbudować żywe, dotykające nas postaci.

Tytułowe strachy to wycięte z blachy figury - tylko część z nich pojawi się na krótko na pierwszym planie, inne nie zmienią miejsca, pozostając niewyjaśnioną lub niewyraźną, bo niedostatecznie oświetloną, zagadką. Sporo tej inscenizacyjnej pary poszło w gwizdek - o ile rola figur papieża, cara, konia, na którym odjeżdża Kordian, uwożąc ze sobą kochankę (Monika Bolly), czy sięgającej nieba spirali występującej w charakterze Mont Blanc jest jasna od pierwszej sceny, to innym - jak różowy flaming - pozostaje charakter pustych ozdobników.

Z zakurzonego kąta

Oglądałam ten spektakl z rosnącą irytacją. Deklamowane ze sceny teksty jednego romantyka nieuchronnie przywoływały innego - Mickiewicza z "Dziadów" w reżyserii Zadary, które rok temu dały publiczności poczucie uczestnictwa w misterium; nieudaczny Kordian Bereskiego i Chmielnika - Gustawa-Konrada Bartosza Porczyka, o którego kreację można było się w gronie teatromanów kłócić do upadłego, bo - i jak bardzo - było o co!

Widok wypełnionej do ostatniego miejsca widowni na 14-godzinnym maratonie tak wbił się w pamięć, że w piątek jaskrawo i boleśnie kontrastował z pustymi fotelami na "Kordianie". Obraz rozbitego zespołu wreszcie, którego świadectwem jest również ten spektakl, rodził wściekłość, podszytą równie niskim uczuciem - zazdrością. Że to już nie we Wrocławiu, ale w Warszawie, gdzie dzień później rozpoczynała się premiera "Chłopów" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego, i wciąż jeszcze w Krakowie, gdzie broniący Jana Klaty zjednoczony zespół wystawiał właśnie "Wesele", biło w ubiegły weekend teatralne serce Polski.

"Kordian", pospołu z "Chorym z urojenia" Janusza Wiśniewskiego i "Mirandoliną" Bartłomieja Wyszomirskiego, nie dość, że strącił wrocławską scenę z podium, to jeszcze wysłał ją do jakiegoś szarego, zakurzonego kąta, w którym trudno nawet marzyć o powrocie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji