Pochwała wyobraźni
Zamysł reżysera, sens tego spektaklu określa już na wstępie jego scenograficzna oprawa: jakieś brudne, przeraźliwie pospolite i szare podwórko z trzepakiem obok śmietnika, na którym pełno wszelakiego rupiecia, a w kątach sklecone ze starych pudeł i kawałków dykty budy - ot, codzienny sztafaż setek podwórek, gdzie bawią się, wychowują i dorastają nasze dzieci. I postaci spektaklu - zwykli ludzie: cieć z miotłą w ręku, jakaś damula w papilotach, w wyświeconym ze starości szlafroku i te jej dziwaczne okulary, facet w nausznikach odziany w wytarty,znoszony do cna brudnoszary prochowiec i jakiś silący się na oryginalność krzepki młodzieniec w niemodnej koszuli w paski i takimże krawacie. I drugi - pucołowaty w przykrótkim kożuszku, trzeci - nijaki, ale sympatyczny; z chlebakiem przewieszonym przez ramię. Wreszcie chłopiec o imieniu Krzyś. Oni wszyscy przemieniają się nagle w bohaterów znanych nam z opowiadań Alana Aleksandra Milne'a - "Kubusia Puchatka" i "Chatki Puchatka". Jest więc i Kubuś Puchatek, i Kłapouchy, Prosiaczek, Królik, Tygrys, Sowa Przemądrzała, Kangurzyca i Krzyś. A obskurne podwórko staje się lasem, zaś szare życie - bajką, gdzie wszystko jest możliwe i nic nie jest zwyczajne. Ta nieoczekiwana metamorfoza -zdaje się - zaskakuje widzów, którzy oczekiwali inscenizacyjnej dosłowności (scena zamieniona w las, postaci ucharakteryzowane, poprzebierane). A przecież chodzi tu o zbudzenie z uśpienia naszej wyobraźni, o zwrócenie uwagi i odwołanie się do siły fantazji, która potrafi odmienić dosłownie wszystko.
Spektakl "BYĆ PUCHATKIEM" według adaptacji Piotra Szczerskiego, grany obecnie w Sali Prób Teatru Dramatycznego - nazwany został "pracą studyjną aktorów", jakby dla podkreślenia, że nie jest to "normalne" przedstawienie, ale coś w rodzaju wprawki aktorskiej. Nie wiadomo tylko, kto nadał kształt tej wprawce, bowiem nazwiska reżysera nie wymieniono w programie (mogę się tylko domyślać, że był nim p. Szczerski), w konsekwencji nie jest jasne, czy ten spektakl należy traktować jako skończone dzieło sceniczne, czy też jako swoisty eksperyment? Bo jeśli eksperyment, to jest on bardzo ciekawy.
Obserwowałem bacznie reakcje publiczności - początkowo część widzów oglądała rozwój akcji na scenie z zaciekawieniem, nie zrażając się ani ową, opisaną na wstępie "brzydką" scenografią, tak bardzo nie przystającą do klimatu opowiadań Milne'a, ani też "zwykłymi" kostiumami aktorów - ważny był sam tekst. Jednak to początkowe zainteresowanie po jakimś czasie słabnie. I słabnie chyba dlatego, że rzeczy tak niezwykłe dzieją się w banalnym otoczeniu, chociaż ów kożuszek aktora grającego Puchatka, nauszniki - Kłapoucha, czy pasiasta koszula Tygrysa, to są elementy określające poszczególne postaci, wprowadzające je w baśniowy, nierealny wymiar fikcji. Ale my wszyscy, żyjący w świecie tak bardzo trywialnym, szarym, nie stwarzającym podniet dla wyobraźni, czyż potrafimy jeszcze puścić wodze fantazji? Chyba nie, przychodzi to nam z coraz większym trudem, z oporami. I dlatego, tak mi się zdaje, oklaski po spektaklu są wątłe, a miny - nieszczególne. Teatr stał się probierzem psychiki społecznej. Ten spektakl odzwierciedla w jakimś stopniu nasze nawyki i przyzwyczajenia: preferowanie konkretu i dosłowności; odsłania pewne intelektualne lenistwo. To nie są zarzuty - to próba opisu, konstatacja faktów, które zrodziły się wbrew i poza teatrem, i które teatr... Właśnie, czy powinien uwzględnić, czy może ma próbować zmienić?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.