Artykuły

Po 42. OKT: Festiwal sprzecznych emocji

42. Opolskie Konfrontacje Teatralne "Klasyka Polska" podsumowuje Martyna Friedla w Gazecie Wyborczej - Opole.

Tegoroczny festiwal pod względem organizacyjnym mógł zaspokoić kulturalne i towarzyskie potrzeby mieszkańców województwa. Natomiast konkurs festiwalowy, pod względem artystycznym, pozostawia przykre refleksje.

Po raz kolejny Opolskie Konfrontacje Teatralne odbywają się we współpracy z Instytutem Teatralnym im. Z. Raszewskiego w Warszawie, w ramach ogólnopolskiego konkursu Klasyka Żywa. I o ile wydarzenie ma wciąż charakter ożywczy dla samego Teatru im. Jana Kochanowskiego, podtrzymując charakter interesującego wydarzenia kulturalnego w województwie już drugi rok z kolei, o tyle poziom artystyczny większości finałowych spektakli i kluczowa przecież, refleksja nad klasyką, pozostawiają widza z poczuciem głębokiego rozczarowania.

Problem z klasyką

Niemal wszystkie zespoły jurorskie (pomijając szereg nagród dodatkowych) zgodnie zadecydowały o przyznaniu nagród "Ślubowi" w reżyserii Anny Augustynowicz, który był pierwszym przedstawieniem wystawianym podczas Konfrontacji. Doceniono również "Kartotekę" w reżyserii Andrzeja Majczaka, którą zaprezentowano jako ostatnią, i której - po swego rodzaju zapaści kilku festiwalowych dni - towarzyszyło zbiorowe poczucie ulgi. Finał oferował klamrę w postaci dwóch interesujących i przemyślanych wizji reżyserskich, natomiast pozostałe pięć propozycji, dzień po dniu, utrzymywało (głównie zespoły jurorskie) w poczuciu zgrozy. Bardzo ważnym głosem w tej kwestii była wyrażona wprost obawa głównego jury konkursowego o sposób interpretowania tekstów klasycznych, jaki obecnie dominuje w wielu teatrach.

W czym rzecz?

Próba wypowiedzi na tematy ogólne o charakterze politycznym, takie jak: kwestie narodowe, źródła konfliktów między grupami społecznymi, stawanie w obronie wyznawanych wartości, i tym podobne, poprzez kontekst osobistych doświadczeń, nie sprawdziła się w przypadku "Księcia Niezłomnego" i "Krzyżaków". W "Krakowiakach i góralach" mieliśmy do czynienia z niepogłębioną publicystyką, nie wspominając o rozczarowaniu muzyką Mateusza Górnego "Goorala", z którą wiązane były duże nadzieje.

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, kiedy tekst jest odpowiednio dobrany do poprowadzenia osobistego tematu, co potwierdza przykład Anny Augustynowicz i Andrzeja Majczaka, ale też towarzysząca im czystość formy, prostota wypowiedzi, precyzyjny wybór i konsekwencja w zastosowaniu środków artystycznych. To one umożliwiły poprowadzenie również uniwersalnego poziomu interpretacji spektaklu.

O ile pojawieniu się dwóch przedstawień teatrów lalek (obok "Krzyżaków" również "Wesele") towarzyszyło poczucie, że konkurs zmierza w dobrym kierunku, o tyle artystyczna niedojrzałość reżysera (Jakuba Roszkowskiego w przypadku obu spektakli) i brak doświadczenia w pracy z teatrami formy, nie dały mu dużych szans powodzenia w finałowej konkurencji. Animacja lalek w "Krzyżakach", przypominająca nieporadną zabawę dzieci, działa na szkodę teatrów formy, które przecież wciąż kojarzone są z twórczością dedykowaną przede wszystkim dzieciom.

Konfrontacje z tekstem

Festiwalowym spektaklom nie brakowało interesujących pomysłów inscenizacyjnych, można jednak odnieść wrażenie, że odczytaniom klasyki brakowało namysłu (wydaje się, że to tekst powinien być dobrany odpowiednio do potrzeb, a nie interpretacje fabrykowane na potrzeby przedstawienia, które przez mniej lub bardziej nowatorską formę, wzbudzają u widza oczekiwane reakcje...). Również aktorzy w większości przypadków nie szli za tekstem, co jest jednak głównie konsekwencją pracy reżyserskiej. O tych, którzy zachwycili interpretacją, można przeczytać w werdykcie.

Szczególnym przypadkiem są "Dziady - noc pierwsza", których potencjał tkwi w ich rytualności. To ona wyróżniała spektakl spośród pozostałych propozycji. Relacja między Gustawem a Księdzem, której napięcie raz miało charakter spowiedzi, innym razem studium psychologicznego, to znów nawiedzenia, a chwilami i opętania, sprawiła, że spektakl może zostać na długo zapamiętany. Problematyczną kwestią pozostaje gra aktorska Rafała Gąsowskiego (Gustaw), która znajduje prawdopodobnie jednakową ilość zwolenników jak i osób nastawionych bardzo krytycznie. Kwestiami spornymi są skupienie na fizycznej formie przez gwałtowną pracę ciałem, przedłużanie fraz, szybkie wypowiadanie dużych partii tekstu, jakby poza świadomością słów. Można docenić koncepcję, jak i zarzucić aktorowi niezrozumienie tekstu. Żadne z jury poprzez werdykt nie podjęło dyskusji, ale też był to jedyny spektakl, po którym ze względów czasowych nie przeprowadzono spotkania z twórcami.

Najbardziej wymowna jednak pozostaje decyzja głównego jury, które mogąc rozdać tak wiele nagród, zadecydowało o rozdzieleniu 30 000 zł między aktorów i reżyserkę "Ślubu", a Nagrodą Główną w wysokości 80 000 zł docenić samą koprodukcję.

Kilka słów o wydarzeniach towarzyszących

Teatr Kochanowskiego ponownie pękał w szwach. Furorę wśród widzów zrobił spektakl pozakonkursowy "Cesky diplom" w reżyserii Piotra Ratajczaka, inspirowany m.in. reportażami Mariusza Szczygła. Precyzyjny formalnie, energię utrzymujący, dzięki skupionemu, ale samoświadomemu zespołowi młodych aktorów. Tragiczne losy wielu czechosłowackich aktywistów i artystów, których zniszczył system, przedstawione zostały z wrażliwością, a jednocześnie z zachowaniem czarnego humoru, iskrą młodego ducha i odwagą. Nie brakowało też metateatralnych zwrotów, poprzez które widzowie stawali się uczestnikami przedstawienia.

Niezwykłą okazją było również obejrzenie nagrania "O, beri-beri" z 1994 roku, w reżyserii Wiesława Komasy, na podstawie "Matki" Stanisława Ignacego Witkiewicza. Nagranie jest zapisem spektaklu dyplomowego studentów Wydziału Aktorskiego PWST w Warszawie, rocznika '94, czyli rocznika Norberta Rakowskiego - dyrektora Teatru Kochanowskiego i festiwalu OKT. Brawurowe aktorstwo młodych: (między innymi) Agaty Kuleszy, Małgorzaty Kożuchowskiej, Anny Samusionek, dały festiwalowym widzom możliwość poznania opatrzonych już aktorów w zupełnie odmiennej formie scenicznej. Dla aktorów była to możliwość spotkania po latach, zwieńczona wieczornym sobotnim odczytem "Matki" Witkacego, w którym uczestniczyły tłumy widzów, ledwie mieszcząc się we wszystkich możliwych kątach Małej Sceny. Nie da się ukryć, że czytanie miało charakter bardziej towarzyski, niż artystyczny, ale na poziomie wydarzenia miejskiego - stanowiło dość atrakcyjną ciekawostkę.

W przeciwieństwie do ubiegłego roku, nie zaproponowano dyskusji panelowych (szkoda, bo poziom spektakli skłania jednak do myślenia o częstszym organizowaniu otwartych dyskusji wokół klasyki dziś). Na szczęście podtrzymano tradycję spotkań po spektaklach, prowadzonych w tym roku przez Tomasza Domagałę. Dociekliwego krytyka wspierali w tym roku widzowie, nie pozwalając twórcom na unikanie odpowiedzi na pytania o dokonane wybory artystyczne (choć wszystkich, zdaje się, zaskoczyła Urszula Czernicka, scenografka "Kartoteki", która nie potrafiła sobie przypomnieć, jak powstawały pomysły na realizację).

Wydarzenie, i co poza tym?

Wątpliwy poziom większości przedstawień konkursowych, zasadnie podkreślony przez główne jury konkursowe, w zestawieniu z atrakcyjną oprawą festiwalową, uczyniły z Konfrontacji mieszankę sprzeczności. Jeśli gość festiwalu poszukiwał darmowych atrakcji w ramach rozwoju kulturalnego, to te serwowane były na wysokim poziomie (jak chociażby koncert Mai Kleszcz, czy wspomniane już spektakle pozakonkursowe). Natomiast to, co wydaje się trzonem, sensem i podstawą spotkania w Opolu w ramach OKT - czyli konkursowe przedstawienia - mogło obniżyć oczekiwania przyszłych widzów. Jeśli konkurs odzwierciedla faktyczny stan refleksji polskiego teatru nad klasycznym dorobkiem literatury (a jak powiedział podczas finału przewodniczący Komisji Artystycznej II edycji "Klasyki Żywej", Dariusz Kosiński: "Tak krawiec kraje..."), to należy się zastanowić, jak na to wpłynąć. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest przecież wieloletnie przyzwolenie na powierzchowne interpretacje tekstów, gdzie sensy gubiły się na rzecz atrakcyjności formalnej, popkulturowych nawiązań. Twórcy wciąż starają się podążać tym tropem, ale nie mając tak dobrego warsztatu jak poprzednicy, ani szczęśliwej aury nowości, stają się wtórni, a ich spektakle bełkotliwe.

Ponadto podczas festiwalu wielokrotnie zadawano sobie pytanie, dlaczego nie zostały zgłoszone do konkursu spektakle Teatru Narodowego?

Realizacja jednego z celów "Klasyki Żywej", jakim jest upowszechnienie polskiego repertuaru klasycznego, ma miejsce, o czym zaświadcza od ubiegłego roku dyrektor Instytutu Teatralnego, Dorota Buchwald. Pozostaje jeszcze mieć nadzieję, że twórcy teatralni zaczną częściej szukać sensów w samym tekście - obecnie szukają wszędzie wokół, tylko nie w nim...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji