Artykuły

Docenić obraz

- Teatr prowadzi nas w świat, gdzie marzenia, pragnienia są na wyciągnięcie ręki. Poddajemy im się, wyrażając wdzięczność nie tylko brawami, ale i ciszą. A jeżeli jeszcze ta cisza potrafi się przebić przez zgiełk, który nas czeka po wyjściu z teatru, to misja teatru jest spełniona.- rozmowa z Leszkiem Mądzikiem, twórcą Sceny Plastycznej KUL, wybitnym scenografem, dyrektorem artystycznym nowego Festiwalu Scenografii i Kostiumów "Scena w Budowie" w Lublinie. Rozmawia Waldemar Sulisz w Dzienniku Wschodnim.

Waldemar Sulisz: Idea festiwalu narodziła się poza Lublinem?

Leszek Mądzik: Zawsze, żeby się coś zdarzyło, musi być jakiś grunt. Taki grunt zdarzył się w Rzeszowie. Grałem tam kilkakrotnie spektakle i pojawił się pomysł, że może tamtejszy teatr da gościnę takiemu festiwalowi. Z trudem, ale zbudowaliśmy taką formę, że w ciągu tygodnia można było przyjrzeć się temu, co w Polsce się działo. Tam ten pierwszy impuls się zdarzył.

Czy zdarzył się także dlatego, że tam pracował i tworzył Józef Szajna, wybitny twórca teatru plastycznego?

- Pisząc założenia rzeszowskiego festiwalu przywołałem dwie osoby, które są z tą ziemią związane. Hasiora i Szajny. Szajny, który ma na poddaszu teatru stałą ekspozycję prac. Ale z tamtej ziemi pochodzi Kantor (Wielopole). Nawet, idąc dalej, ojciec Jerzego Grotowskiego, Marian - pochodził z Rzeszowa. Jeden z największych reformatorów polskiego teatru żywił się tamtą glebą, ziemią. VizuArt Festiwal Scenografów i Kostiumografów zdarzył się dwukrotnie. Ale także jak meteor zgasł, bo władze bardziej widziały impresaryjny charakter wydarzenia i pokazywanie gwiazd znanych z telewizji w miejsce kostiumów i scenografii.

Teraz festiwal znalazł pewną przystań w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie?

- Tak. Jestem u źródła. Tu pracuję, tutaj mieszkam, tu testuję wizję plastyki w teatrze od 47 lat. No i rzecz chyba najważniejsza. Powód festiwalu. Chcieliśmy, żeby scenograf był tą osobą, która w spektaklu jest ważna, ma wartość i może powiedzieć o emocjach, które niesie dramat, literatura czy tekst, który jest transponowany na scenę.

Główny cel festiwalu?

- Docenić obraz. Obraz w teatrze, który ma taką siłę, że w dobrejj relacji z reżyserem i w rozumieniu tekstu może jeszcze silniej zdobyć widza.

Przestrzeń, którą oferuje budynek CSK pasuje do festiwalu jak ulał?

- Szczęście w tym festiwalu dopisywało mi pod każdym względem. Idea festiwalu urodziła się w momencie oddania gmachu do życia. Obok różnych, cudownych funkcji, które pełni, gdzieś raz w roku takie spotkanie ze scenografią dostanie idealne warunki odtwarzania. Mamy komfort pod każdym względem: i przestrzeni, i świateł, i liczebności widowni, i paru różnych sal. Różne formy mogą sobie tutaj znaleźć miejsce.

Jak zbudowany jest festiwal, na co mogą liczyć widzowie?

- Zasadniczą rzeczą jest obecność scenografii do spektakli- Z 35 polskich spektakli najpierw wybraliśmy 15, z tego 7 zobaczymy w Lublinie. W postaci całych spektakli bądź scenografii czy kostiumów. Nie chcę za

dużo o samych spektaklach mówić. Chodzi o to, żeby zobaczyć różne języki teatru. Zmierzyć się z tym, co zrobiła Ewa Wycichowska w spektaklu "Lament" czy Agata Duda-Gracz w przedstawieniu "Kumernis, czyli o tym jak Świętej Panience broda rosła" [na zdjęciu].

Ostatni spektakl mocno intryguje lubelską publiczność.

- Język czy Agaty Dudy-Gracz przez pewną barokowość, dużą ozdobność, wypełnianie każdej przestrzeni, gdzie nie ma rzeczy zbędnych, a wzrok cały czas musi się czymś żywić, daje nam wizualną ucztę. Będziemy pod wrażeniem.

Mamy też wystawy scenografii, w tym wielką wystawę "Andrzej Kreütz-Majewski (1936-2011)".

- Spotkanie z jego sztuką wiąże się z tym, że mamy do czynienia z najbardziej reprezentatywnym nazwiskiem polskiego teatru i opery. Tak, jak w muzyce jest Krzysztof Penderecki, tak w myśleniu obrazem - Andrzej Kreutz --Majewski.

W festiwalu mają swój scenograficzny udział lubelskie teatry?

- Tak, pokazujemy kostiumy wydobyte z magazynów Teatru Osterwy czy Teatru Andersena.

Będzie także akcent muzyczny?

- Zapragnęliśmy występu dziewczyny z Ukrainy. Onuka - poza samym, bardzo ciekawym głosem buduje każdą scenę innym kostiumem, dobierając go do dźwięku.

Zadbałeś także o swoich studentów z Polski?

- Tak, przyjadą studenci i absolwenci Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie pracuję. Po to by zobaczyć festiwal, ale także poprowadzić zajęcia i warsztaty z młodymi ludźmi. Zadbałem, by na festiwal dotarła młodzież z ASP w Krakowie, będą także studenci z ASP we Wrocławiu.

To także dobry pomysł na promocję Lublina?

- Zabiorą ze sobą wiedzę

O Lublinie, jako "zagłębiu teatralnym". Ale spotkanie z klimatem tego miasta, z wnętrzami, z atmosferą może okazać się dla nich bezcenne. To dodatkowy walor festiwalu.

Widziałeś wiele miast na świecie. Jaki z tej perspektywy jest Lublin? Włoski, flamandzki, hiszpański?

- Jeszcze inny. Ja tu widzę coś z myślenia i Petersburga, i Lwowa, i Wilna. Ten klimat. Tu klimat basenu Morza Śródziemnego splótł się wtajemniczą, nierozerwalną całość z klimatem Wschodu. Ta pagórkowatość terenów, domy po obu stronach ulicy, kaskady ulic, zmienną architektura daje mi dużą ucztę. Kropką nad i jest Stare Miasto. Artyści, którzy przyjeżdżają z pracami do mojej galerii na Starym Mieście, są pod ogromnym wpływem urody i mistycyzmu Lublina.

I ta kameralność Lublina. Nie jesteśmy w rytmie tego pędu, który drąży inne miasta. Jest miejsce na skupienie, pracę, tworzenie. Tak to widzę, a jestem tu 50 lat, jeżdżę po świecie i nie wyobrażam sobie innego miejsce dla siebie. Tu jest magnes, który mówi: Tu będzie i najbezpieczniej i najlepiej będzie się tu tworzyć.

Wróćmy do festiwalu: co w kolejnych edycjach?

-Więcej refleksji przyjdzie po zakończeniu obecnej edycji. Będę chciał bardziej zajrzeć do spektakli, które być może w tym roku umknęły naszej uwadze.

W tym roku w programie zabrakło mi wielkiej twórczości Zofii de Ines, z którą wielokrotnie współpracowałeś.

- Wszystko przed nami. Cierpliwość jest największym lekarstwem. Będzie ten moment, że pokażę kolejne, ważne nazwiska polskiej scenografii. Także kostiumy Zosi.

Czy CSK to dla ciebie także nowa przystań teatralna? Co z matecznikiem, czyli Starą Aulą na KUL?

- To jest ciekawe pytanie. Nie byłoby tego wszystkiego, co dziś czynię, gdyby nie ten organizm, miejsce, ta aula z przestrzenią w kształcie tunelu. W Starej Auli mojego spektaklu już nie zobaczymy, bo została wyłączona, natomiast powstaje nowa przestrzeń teatralna i tam spektakl, który już powstał, będzie miał premierę i pokazy. Ale także przyszedł moment, że owoce tamtego czasu mogą się w różnych, innych dyscyplinach zdarzyć. Ostatnio, w Niedzielę Palmową przygotowałem inscenizację II symfonii C moll Zmartwychwstanie Mahlera w Teatrze Wielkim w Łodzi. Życzliwe przyjęcie skłoniło mnie, żeby zderzać muzykę z obrazem.

Marzenia?

- Jestem pod wrażeniem Requiem Mozarta, granego nocą w rocznicę śmierci w Wiedniu. Podchodziłem do tego tematu z Jerzym Maksymiukiem. Chciałbym to Requiem przygotować w rocznicę, tutaj w Lublinie, może także w nocy. Z ciekawym chórem, z ciekawą orkiestrą. Pytasz o marzenia. Chciałbym, żeby to, co dziś jest zabijane w teatrze znów wyszło na pierwszy plan. Pisałem o tym w orędziu na Międzynarodowy Dzień Teatru. Pisałem, że teatr jest świątynią, do której tłumnie bądź samotnie zdążamy, by przeżyć spotkanie z drugim człowiekiem, ufni w jego szczerość, wrażliwość i talent. Tego intymnego spotkania pragną tak twórcy, jak i widzowie.

Teatr prowadzi nas w świat, gdzie marzenia, pragnienia są na wyciągnięcie ręki. Pod-dajemy im się, wyrażając wdzięczność nie tylko brawami, ale i ciszą. A jeżeli jeszcze ta cisza potrafi się przebić przez zgiełk, który nas czeka po wyjściu z teatru, to misja teatru jest spełniona...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji