Artykuły

Wesołe ryzyko, czyli wiosna teatralna

Czwarty raz odbyła się Lubelska Wiosna Teatralna. Widzowie do te­go stopnia uznali ją za swoją, że brak biletów w kasie po­czytywali za afront ze strony teatru. Kolejka po bilety za­kręcała aż do "Sezamu", biuro obsługi widzów zamieniało się w biuro przepraszania widzów, za to że nic więcej nie da się dla nich zrobić, poza wpusz­czeniem "na stójkę". I bywa­ło, że cztery godziny i dwa­dzieścia minut stali widzowie na "Mistrzu i Małgorzacie", dzięki czemu zresztą nie mu­sieli potem wstawać do standing ovation. Bo w Lublinie - podobno - jak nigdzie in­dziej teatr się kocha, że uuch!

Dlatego finansowe obiekcje utrzymania lubelskich spotkań z teatrem, są dla widzów nie do przyjęcia. Cóż z tego, że Teatr im. J. Osterwy wystę­puje w roli tego, który chce się spotkać, a nie ma na ka­wę, skoro zdaniem widzów kawa musi być przez kogoś, postawiona. Przez kogo - wi­dza nie obchodzi, dopóki sam nie płaci. Nawiasem mówiąc jeden bilet powinien koszto­wać średnio 4 tys. zł (najdroż­szy kosztował jednak 1500 zł), aby organizatorzy - jak to się mówi - wyszli na swoje. Tak więc znowu LWT urato­wały wysokie dotacje - i znowu było pięknie.

Miarą zachwyt nad spek­taklami LWT były oczywiście brawa. W Lublinie można na­pisać pracę magisterską o ro­li owacji w teatrze. I choć niektórzy za przesadę uważali powtarzające się owacje na stojąco, skąpienie zachwytu artystom ciągle jest w Lubli­nie niewyobrażalne. Na szczę­ście, bo jak wiadomo artyści żywią się sukcesami i nic bar­dziej nie wynagradza im wy­siłku na scenie (na pieniądze dawno przestali liczyć) od spontanicznej reakcji widzów.

>>> Trudności finansowe spra­wiły bowiem, że przeważnie oglądaliśmy inscenizacje ka­meralne. Z konieczności sta­wiały one na zalety aktor­stwa. Oglądaliśmy więc popi­sy gwiazd polskiej sceny i też nie żałowaliśmy. Anna Seniuk, Andrzej Łapicki, Zbi­gniew Zapasiewicz, Joanna Szczepkowska, Tadeusz Łom­nicki - żeby wymienić naj­większych - dostarczyli wie­lu warsztatowych subtelności, które były smakowane z sza­cunkiem dla rzemiosła niespodziewanie stającego się sztu­ką. Do mniejszych i repertuarowo lżejszych spektakli należa­ły "33 omdlenia" Antoniego Czechowa z warszawskiego Teatru Dramatycznego oraz "Kto się boi Wirginii Woolf" z krakowskiego Teatru STU. Pierwsze przedstawienie było feerią aktorskich możliwości Zbigniewa Zapasiewicza, dzię­ki czemu jego postaci Czechowa były jak żywe i na doda­tek śmieszne, drugie przedsta­wienie walory komediowe zawdzięczało reżyserii Miko­łaja Grabowskiego, wydoby­wającej ze znanej w końcu sztuki przewrotny sens zaba­wy wymyślonej przez pewne znudzone małżeństwo. Ponadto wiosenny przegląd przedstawień w Lublinie miał i tę dobrą stronę, że przy okazji mogliśmy obserwować zgraną pracę całych artystycz­nych zespołów, na przykład równą grę teatru z Wrocławia czy wysoki poziom aktorów z Egeru. Między innymi Węgrzy przywieźli "Białe mał­żeństwo" wyreżyserowane u nich przez Andrzeja Rozhina, docenione tam przez krytykę, a i u nas z przyjemnością oklaskiwane. Reasumując, przez cały maj oglądaliśmy markowe przed­stawienia nie ruszając się z Lublina. I właśnie o to cho­dziło organizatorowi IV Lubel­skiej Wiosny Teatralnej - Teatrowi Dramatycznemu im. J. Osterwy. Ale czy za rok będziemy mogli znowu spot­kać się na piątej z kolei LWT?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji