Artykuły

"Zemsta" w Teatrze Wybrzeże. Stary, dobry Fredro

Teatralne premiery sypią się ostatnio na gdańskich scenach jak z przysłowiowego rogu obfitości. I tak w minioną sobotę Teatr "Wybrzeże" wystąpił z czwartym już w tym roku premierowym przedstawieniem, prezentując "Zemstę" Aleksandra Fredry w reżyserii Stanisława Hebanowskiego ze scenografią Mariana Kołodzieja.

Muszę przyznać, że szłam na tę "Zemstę" przede wszystkim z obowiązku i bardzo niechętnie. Perspektywa obejrzenia sztuki doskonale znanej zarówno z lektury jak i z wielu inscenizacji nie wydawała się bowiem kusząca. Przy tej okazji zastanawiałam się również nad tym, co skłoniło kierownictwo gdańskiej sceny do wystawienia "Zemsty". Rozumiem, że do klasyków sięgać trzeba, ale czyż nie lepiej byłoby pokusić o odkrycie któregoś z wartościowych a zapomnianych utworów, lub choćby przypomnienie jakiejś mało znanej sztuki tegoż Fredry bądź innego z autorów, zamiast "odgrzewać" rzecz tak bardzo już ograną.

Wszystkie te opory i wątpliwości ustąpiły jednak nadspodziewanie szybko. Trudno powiedzieć, w którym momencie widzowie ulegli całkowicie urokowi Fredrowskiej komedii. Stało się to zapewne wkrótce po podniesieniu kurtyny. Młodsza część widowni oglądająca być może "Zemstę" po raz pierwszy oraz starsza, znająca komedię niemal na wyrywki poddała się jej czarowi prawie od razu. Spontaniczność reakcji, oklaski, którymi widownia nagradzała niektóre kwestie i sceny, a wreszcie ogromny aplauz publiczności po zakończeniu przedstawienia powiedziały najwięcej. Fredro raz jeszcze do nas przemówił, raz jeszcze za sprawą realizatorów i wykonawców odkryliśmy na nowo "Zemstę" - bezpretensjonalną komedię z dawno minionej epoki.

Zaryzykuję twierdzenie, że zawdzięczamy to w ogromnej mierze scenografii Mariana Kołodzieja. Zanim na scenie nie zjawi się Papkin, ten rozśmieszający nas do łez Lew Północy, który przez cały czas przykuwa naszą uwagę, oglądamy miejsce akcji. Bajkowy koloryt, trochę baroku i nieco Orientu - sło-wem coś, czego się łatwo nie zapomina. Jest wnętrze domu Cześnika i Rejenta, jest ustronne miejsce spotkań Wacława i Klary, jest też w końcu ów mur graniczny, przedmiot całego komediowego sporu. Wszystko to na różowo-niebieskim przechodzącym w granat tle wydaje się chwilami baśniowe i jakby irracjonalne, a czasem znów tak bardzo swojskie, jak na przykład wówczas gdy w finale na tym cukierkowym niebie pojawi się na moment nad młodą parą ledwo dostrzegalny bocian. Scena obraca się, zmiana dekoracji dokonuje się więc na naszych oczach: za mieszkaniem Cześnika znajduje się miejsce schadzek dwojga młodych.

Naprawdę urzekająca jest ta oprawa, w pełni zasłużone było też uznanie dla M. Kołodzieja wyrażone gromkimi brawami. W tej scenerii ożywają kapitalne Fredrowskie postacie. Cześnik Raptuaiewicz (gra go Kuba Zaklukiewicz), Rejent Milczek (Krzysztof Gordon), Papkin (Zbigniew Bogdański), Podstolina (Wanda Neumann), Wacław (Zbigniew Olszewski), Klara (Elżbieta Goetel), Dyndalski (Henryk Sakowicz), malarze (Jerzy Łapińskl i Jerzy Dąbkowski, Perełka (Waldemar Gajewski) i Śmigalski (Wiesław Nowicki). Noszą kostiumy zaprojektowane również przez Mariana Kołodzieja, stroje znakomite, zharmonizowane z całością a jednocześnie stanowiące dodatkowy element charakteryzujący.

Bohaterów "Zemsty" znamy dobrze jako figury mniej lub bardziej komiczne w słowie i geście, posługujące się prostym, zindywidualizowanym językiem, obfitującym w przysłowiowe powiedzenia.

Oczy widzów zwrócone są na Papkina, który nie sprawia zawodu. Bawi samą swą obecnością, doprowadza do łez, kokietując męstwem i szlachetnością, za którymi kryje się tchórzostwo małego człowieczka. Zbigniew Bogdański jest w tej roli znakomity i dosłownie podbija serca publiczności.

Tu wypada zrobić małą dygresję. Otóż przygotowaniom do tej kolejnej premiery towarzyszył jakiś szczególny pech. Najpierw ciężka choroba wyeliminowała z prób Stanisława Michalskiego, który miał grać Cześnika, potem nagła niedyspozycja Henryka Bisty zmusiła do znalezienia innego Papkina w ciągu kilkudziesięciu godzin. Z propozycją wystąpienia w tej roli zwrócono się właśnie do Zbigniewa Bog-dańskiego, dziś dyrektora i kierownika artystycznego gdyńskiego Teatru Dramatycznego, przed laty aktora Teatru "Wybrzeże". Zbigniew Bogdański propozycję przyjął i wcielił się w Papkina tak, że chyba trudno byłoby uczynić to lepiej, choć no pewno można inaczej.

Taka interpretacja tej zabawnej postaci najwyraźniej przemówiła jednak do widzów i do mnie również. Podobnie rzecz się ma z Kubą Zaklukiewiczem w roli Cześnika. Jego Raptusiewicz to typowy Sarmata, pieniacz i ,,rębajło", któremu przecież mimo to nie skąpimy sympatii. To już zasługa K. Zaklukiewicza, potrafiącego - podobnie zresztą jak Z. Bogdański nawiązać kontakt z publicznością. Spojrzenie, wymowny gest, działa w tych przypadkach na równi ze słowem, niekiedy nawet znaczy więcej. Ani w przypadku Papkina, w którym tak łatwo o przerysowanie, ani w przypadku Cześnika nie mamy do czynienia z nadużywaniem tego gestu, dzięki czemu bohaterowie nie nużą nas nawet przez moment. Odnosi się przy tym wrażenie, że sami aktorzy bawią się nie gorzej od publiczności na widowni. Może właśnie tu tkwi przyczyna powodzenia wyśmienitej sceny zbiorowej - bójki przy nieszczęsnym murze granicznym, a także sceny, w której Cześnik dyktuje list Dyndalskiemu mozolnie stawiającemu litery. Obok Raptusiewicza i Papkina jest jeszcze jedna godna uwagi, tym razem kobieca postać. Podstolina kreowana przez Wandę Neumann. Nie przesadzę, gdy powiem, że jest to znakomita rola tej aktorki. Każdemu zjawieniu się Podstoliny towarzyszy nasze ogromne zainteresowanie, ponieważ ta krygująca się dama w słodkiej różowej sukni jest od początku do końca komiczna. I jako narzeczona Cześnika, i jako dawna miłość Wacława, pełna nadziei na odzyskanie jego uczuć i nareszcie jako "porzucona" znowu zalotnie popatrująca na Cześnika. W roli Podstoliny widzieliśmy niejedną dobrą aktorkę, lecz żadna z nich nie grała jej z takim nerwem, ukazując ją w nowym świetle przy jednoczesnym zachowaniu tego, co Fredrowskie. Inna, jakaś bardziej współczesna jest również Klara, Elżbiety Goetel - dziewczyna żywiołowa, z temperamentem. Chociaż pozostaje w cieniu Podstoliny, nie sposób jej nie zauważyć.

Aktorskie kreacje, cała sceniczna oprawa nadają tej "Zemście" świeżość i dlatego warto sobie tę komedię przypomnieć w nowym wydaniu. Gorąco do tego namawiam, zapewniając że czas spędzony w teatrze nie będzie stracony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji