Artykuły

Agata Duda-Gracz: Jestem wściekła, że ktoś mnie zmusił do opowiedzenia się!

- To przedstawienie to opowieść o względności dobra. Ale też o obcowaniu ze zmarłymi. O konsekwencjach nieznajomości historii. O kłamstwie. O potrzebie cudu - mówi Agata Duda-Gracz przed premierą swojego spektaklu "Będzie pani zadowolona, czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk" w Teatrze Nowym w Poznaniu.

W Teatrze Nowym w Poznaniu w sobotę odbędzie się premiera spektaklu "Będzie pani zadowolona, czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk" Agaty Dudy-Gracz. To powrót do czasów PRL i głośnej zbrodni, której na sąsiadach dopuścili się sąsiedzi.

ROZMOWA Z AGATĄ DUDĄ-GRACZ [na zdjęciu]:

MARTA KAŹMIERSKA: Powiedziała pani o ojcu, że był uzależniony od Polski.

AGATA DUDA-GRACZ: Ojciec często mówił o swojej "chorobie na Polskę" oraz o tym specyficznym patriotyzmie, który uniemożliwiał mu funkcjonowanie poza granicami kraju. Ze mną jest podobnie.

Kwestia języka?

- Nie. To bardzo silne poczucie przynależności do miejsca. Dużo jeżdżę po świecie, ale nigdy nie czułam się jego obywatelem. Wolę rolę turystki - polskiego tubylca na wczasach. Oczywiście z całym wynikającym z tego obciążeniem, biorącym się ze specyfiki "polskiego gatunku".

Co to za gatunek?

- Mieszanka sprzecznych cech i fobii: kompleksów, pychy, nieuctwa, chamstwa, bohaterstwa i żarliwej wiary.

U nas nic nie jest wyważone, tylko jaskrawe i absurdalnie krańcowe. Najbardziej rzuca się w oczy nasz narodowy brak umiejętności wyciągania wniosków z historii oraz agresywna pogarda dla wszystkiego, co "nie nasze". A "nie nasze" jest to, czego nie rozumiemy i co budzi w nas lęk.

Te zjawiska szybko stają się wrogie i sprzeczne z naszą polsko-katolicką moralnością. A to jest bardzo pojemny wór, do którego byle krzykacz może wrzucić wszystko: od feministek, gejów i Żydów, po in vitro, gender i uchodźców. Za tym zaś idzie kolejna typowo polska cecha: ferowanie wyroków bez znajomości faktów. Oraz pogarda dla nich.

Homofobia, antysemityzm, szukanie winnego wyłażą w publicznej debacie na każdym kroku.

- Czas debat się skończył. Nastał czas kazań i objawień.

Wie pani, co mnie najbardziej boli? Że czuję się w obowiązku, żeby mówić o tym, co dzieje się w moim kraju, o "ryju", jaki się nam doprawia. Uważałam, że ludzie zajmujący się sztuką powinni być apolityczni. Że naszym obowiązkiem jest biegłe posługiwanie się warsztatem, mówienie o rzeczach istotnych i stawanie po stronie człowieka - nie faworyzując jego prawej bądź lewej strony. Ale to już nie wystarcza.

Jestem wściekła, że ktoś mnie zmusił do opowiedzenia się! Nie robię politycznych spektakli, bo politykowanie ze sceny jest tym samym czym politykowanie z ambony - kurewstwem. Ale jestem po stronie ściętych drzew, niedouczonych dzieci, wyrzucanych z pracy, pozbawionych prawa ludzi i koni z Janowa.

Kogoś pani za te rzeczy wini?

- Dopuściliśmy do tego. My - wykształciuchy. My - obyta, oczytana zgraja mająca w pogardzie "katoli" i "hołotę". My - pseudoelity. Pani - jako dziennikarka, ja - jako reżyser i każdy, który teraz dowiedział się, że jest "gorszego sortu".

Spektakl "Będzie pani zadowolona...." to efekt pani spotkania z reportażem "Nie oświadczam się" Wiesława Łuki. Reporter opisał zabójstwo z 1976 r. Kilkudziesięciu mieszkańców wsi Zrębin nie sprzeciwiło się, patrząc na czterech mężczyzn mordujących trzy osoby, w tym kobietę w ciąży i dziecko. Podczas procesu przekupieni świadkowie kryli oprawców. Pani przenosi te wydarzenia w lata 90. Dlaczego?

- Bo uważam ten moment w naszej historii za punkt graniczny. Czas po rewolucji, o którym - cytując język z bajek - można by powiedzieć: "a potem żyli długo i szczęśliwie". To jak z piękną przypowieścią biblijną o Łazarzu: wskrzeszenie zmarłego - cud! I tu opowieść się urywa.

Dla mnie najważniejsze jest, co było dalej. Jak Łazarz wrócił do domu, zjadł śniadanie i wziął w ramiona żonę. Jak funkcjonował po tym, kiedy Cudotwórca już sobie poszedł. Jako żywy trup. Lata 90. to właśnie taki czas Łazarza. Wszystko od nowa, z piętnem tego, co było. Wesele, w trakcie którego dzieje się nasza opowieść, też jest punktem granicznym pomiędzy brzemienną w "cuda" przeszłością a jej konsekwencjami.

Po przeczytaniu reportażu Łuki zaczęłam się zastanawiać nad naturą zła tkwiącego w dobrych ludziach. W swoim scenariuszu mocno tę historię pozmieniałam, starając się zadać jak najwięcej pytań o naturę tego zła. O to, co powoduje, że robimy rzeczy niewyobrażalnie okrutne, uważając je za powinność.

Każdy z bohaterów mojego przedstawienia jest prawym człowiekiem, który kocha, wierzy i chce dobrze. Każdy z nich ma swoje powody.

To przedstawienie to opowieść o względności dobra. Ale też o obcowaniu ze zmarłymi. O konsekwencjach nieznajomości historii. O kłamstwie. O potrzebie cudu. I o miłości, która ma ten podły zwyczaj, że usprawiedliwia wszelkie świństwa.

W spektaklu oprócz aktorów zagra też publiczność.

- Czy zagra, to zależy od publiczności. "Państwo Widzowie" zostaną powitani jako rodzina pana młodego, czyli Siutka zwanego Szczochem. Będą traktowani jak wujkowie, ciotki i stryjenki. Zostaną poczęstowani wódką i kiełbasą oraz "czym chata bogata". W weselnej zabawie wezmą udział w takim stopniu, na jaki będą mieli ochotę. A pod koniec weselnych uroczystości, niezależnie od swojej woli, staną się sędziami. I tylko od nich będzie zależało, co z tym zrobią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji