Artykuły

Osiemdziesiątka? Skandal!

- Teatr nie jest moją największą miłością. Powinnam tylko malować. Wiem to dopiero teraz. Chociaż teatr przydał mi się jako temat do niemal wszystkich moich książek - mówi LUCYNA LEGUT, gdańska aktorka, pisarka i malarka, która 27 marca skończyła 80 lat.

Z Lucyną Legut [na zdjęciu], aktorką Teatru Wybrzeże, pisarką, malarką rozmawia Gabriela Pewińska:

To nie może być przypadek, że w dniu pani urodzin ustanowiono Dzień Teatru!

- Powinnam to wiedzieć, ale nie wiem, kto ustanowił ten dzień właśnie 27 marca, gdy ja miałam pecha przyjść na świat. Niech pani nie trzęsie głową, niezadowolona, że mówię o pechu. A po co mi to wszystko? To łapanie życia za łeb, bieganie do teatru, malowanie i pisanie nocami, wygłupianie się przed publicznością w kabaretach, kochanie się i wylewanie wiadrami łez, gdy mnie jakiś wybredny drań rzucał... Po co to wszystko? Po to żeby dobrnąć do osiemdziesiątki? Skandal! To się stało absolutnie za szybko!

Pani strasznie narzeka i do tego przyznaje się do wieku! Mówi się, nie ufaj kobiecie, która nie ukrywa lat gotowa popełnić każde głupstwo!

- A czy mi ich ubędzie od tego ukrywania? Nie będę ani młodsza, ani ładniejsza. Co do głupstw to... jestem gotowa popełnić każde. Zawsze tak było. Nawet częściej popełniałam głupstwa niż kierowałam się zdrowym rozsądkiem. Ale przenigdy niczego nie żałowałam. Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn; same głupstwa! Ale jakie rozkoszne!

Pamiętam inny jubileusz - 50-lecie pani pracy, pięć lat temu. Przyszły setki pani wielbicieli, a pani podawała im do całowania sztuczną łapę... Jak będzie w tym roku, na urodziny?

- Nie cierpię takich uroczystości. My z siostrą nigdy nie obchodzimy ani urodzin, ani imienin. To szalenie sztuczne. Człowiek nie wie, co mówić, gdy nam składają życzenia. Czuję, że dużo ludzi dobrze nam życzy i to wystarczy. Straszna męka co chwilę odpowiadać, jak się z tych życzeń cieszymy itd. Wolałabym, aby mnie łamano kołem. A już "tiumkania", i to po trzy razy nie znoszę, a muszę znosić! Dlatego kazałam wtedy aby mi zrobiono sztuczną łapę i niechby kto chciał, całował w nią, ale nie mnie! Szkoda że ta łapa gdzieś przepadła. Nie dopilnowałam ani łapy, ani licznych prezentów. Z nadmiaru wrażeń nagle... świat zawirował i przestał dla mnie istnieć, schody także, bo u przyjaciółki spadłam z nich i złamałam sobie rękę w barku. Kilka osób również padło, nie łamiąc sobie niczego. Tak się hucznie zakończyło... Gdy Igor Michalski po mnie przyjechał i lekko się ocknęłam, spojrzawszy na leżące postacie powiedziałam: - Igor! Rany boskie! Więc była trzecia wojna światowa? Patrz, ile tu leży ciał! W tym roku nie będzie ani trzeciej wojny światowej, ani łapy do całowania, bo już nie dałam się namówić na żadne uroczystości.

"Zwyczajna, jak podeszwa starego buta, a wyjątkowa i olśniewająca niczym cesarzowa" - to o pani...

- Że jestem zwyczajna, jak podeszwa starego buta, to są moje słowa z autobiografii "Zacznijmy od pomidorów". Bo tak jest istotnie. Nie mogę pojąć, dlaczego często ludzie traktują mnie jak postać niezwykłą. Co w tym niezwykłego, że potrafię pisać, malować, grać w teatrze, szyć na maszynie i nieźle gotować? To się po prostu samo stało. Żadna moja zasługa. Nawet specjalnie się nie namęczyłam, aby to wszystko umieć robić. Jedyne prawdziwe osiągnięcia to prowadzenie samochodu, co mi przyszło z ogromnym trudem, i posługiwanie się komputerem, co było jeszcze trudniejsze. Z samochodem mam już spokój, zwłaszcza odkąd pojawiła się niezliczona ilość rond na drogach. Na takim rondzie przecież nigdy nie wiadomo, kto ma pierwszeństwo przejazdu. Jeżeli nawet ja wiem, to nie mam pewności, czy ktoś inny wie to na pewno. Skończyłam raz na zawsze z samochodem, ale z komputerem stale współżyję, chociaż uważam, że to wynalazek diabła.

Teatr - przy innych pani miłościach - to jest dla pani ta największa?

- Teatr nie jest moją największą miłością. Powinnam tylko malować. Wiem to dopiero teraz. Chociaż teatr przydał mi się jako temat do niemal wszystkich moich książek. No i dzięki teatrowi, gdy piszę sztukę czy słuchowisko radiowe, wiem, jak pisać dialog, aby nie brzmiał jak papier. A dzięki Hasowi, z którym hasałam przez 10 lat, wiem jak się pisze scenariusz filmowy czy telewizyjny. Wszystko się w życiu przydaje. Nic się nie marnuje. Wzloty i upadki, szczęścia i tragedie, wszystko to jest potrzebne. Zgarniałam życie pełnymi garściami.

Ukochana pani rola: ta życiowa i ta teatralna...

- Może mój debiut sceniczny Rola: Stasia Pająkówna, robotnica w fabryce głowic. Zwłaszcza że sztukę napisał Maciej Słomczyński, w którym się wówczas właśnie kochałam. A potem w teatrze w Toruniu: Helena w "Lekkomyślnej siostrze". W teatrze, już na Wybrzeżu, moja pierwsza duża i kochana rola to Nina w sztuce "Nina" i jeszcze Jassie Hogan w sztuce "Księżyc świeci nieszczęśliwym" oraz rola żony w "Kto się boi Wirginii Woolf". Wiele ról lubiłam, ale najbardziej te komediowe, do których się chyba urodziłam. Mówi się, że komikiem trzeba się urodzić, że tego nie można się nauczyć. A moja najmilsza życiowa rola to grzybiarka. Uwielbiam zbierać grzyby, chociaż marynowanych w ogóle nie jem, bo moja wątroba tego nie znosi. Najbardziej lubię lato i wyjazdy do Przytarni do mojego "zamczyska". Jest to przyczepa kempingowa z drewnianą dobudówką. Tam jestem królową i nawet nie pamiętam, ile mam lat. Tylko czemu to lato tak długo nie przychodzi, a potem tak krótko trwa? Zupełnie jak życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji