Zawodowcy
Ich życie zawodowe wygląda tak: przychodzą, na próby jak do biura. Sala wynajęta od do. Nie wiadomo gdzie się spotkają następnego dnia. Mają w planie ćwiczenie układów choreograficznych, a zastają pomieszczenie z filarami pośrodku. To że są poobijani - mniej ważne. Przede wszystkim brak im atmosfery prawdziwych prób teatralnych w czasie których powstaje więź między ludźmi, dyskutują, zaczynają się rozumieć. Dlatego bardziej od własnego teatru potrzebują własnej sali do prób.
Próbują "Alicję w krainie czarów". Idzie wolno i trochę opornie. - To z mojej winy - mówi Andrzej Strzelecki. Jako autor scenariusza nanoszę ciągle poprawki. Muszę zrobić przedstawienie "eksportowe", a to wymaga nieco innego myślenia. Może to śmiesznie zabrzmi, ale dokładnie wiemy w jakich teatrach we Francji będziemy grać "Alicję", natomiast nieznane jest miejsce polskiej premiery.
Wyjazdy zagraniczne zespołu A. Strzeleckiego wywołały poruszenie w środowisku, prosto ze szkoły nieopierzeni a już ich wysyłają! Sukcesy "nieopierzonych" zmieniły te opinie.
"Złe zachowanie" w premierowej obsadzie zaprezentowane w 85 r. na Węgrzech wzbudziło takie zainteresowanie publiczności że trzeba się było uciekać do obstawy milicji. W rok później na festiwalu w Arezzo, specjalnie przygotowanym spektaklem "Tutti o nessuno" (Wszyscy albo nikt) i "Złym zachowaniem" zdobyli pięć spośród dwunastu nagród.
W doborowej konkurencji z teatrami francuskimi, włoskimi, angielskimi.
Wiadomo, że teatr trudno jest sprzedać za granicę. Jeszcze trudniej odbyt tournee dla obcojęzycznej publiczności. To że pod koniec ub. Roku grali w dziesięciu miastach Francji, od Paryża po Cannes, że ludzie kupowali na nich bilety, a frekwencja była taka jak na najlepszych tamtejszych przedstawieniach uważają za większy sukces niż nagrody zdobyte w Arezzo. Nie żałują teraz trudu jaki włożyli w uczenie się wersji francuskiej i włoskiej tekstów mówionych. Osiągnęli przez to cel, który od początku pracy wbijał im do głowy Strzelecki, nawiązywać kontakt z widzem, trafić do niego.
Sukces "Złego zachowania" przerósł wyobrażenia nie tylko dyplomantów ale i moje mówi A. Strzelecki. Co prawda intuicja podpowiadała mi że dla publiczności będzie to przedstawienie interesujące. A zaczęło się od piosenek ,,luzem" przydzielonych studentom do przedstawienia dyplomowego. W pewnym momencie zorientowałem się że jawi się szansa stworzenia całości. Jako reżyser zawodowy zainteresowany byłem zrobieniem spektaklu. Pod jego kątem dopisywałem więc nowe piosenki i nowe sytuacje.
To był triumf pracy. W "Złym zachowaniu" aktorzy zebrani zostali przypadkowo, po prostu rocznik szkoły, a nie dobierani specjalnie do spektaklu. I studenci jakby wyczuli dla siebie okazję. Osiągnięcie późniejszego efektu było tylko kwestią czasu i wielkiego wysiłku.
Ogromne powodzenie u publiczności i prestiżowe nagrody nagrody. Usankcjonowanie grupy dyplomantów zamkniętych w jednym przedstawieniu jako samodzielnego teatru było wydarzeniem bez precedensu. Andrzej Strzelecki stał się niespodziewanie dyrektorom któremu zaproponowano na siedzibę zespołu Teatr Buffo. Kiedy odmówił poszła w Polskę wieść, że zważniał i wybrzydza. Tłumaczył że nie może być gospodarzem obiektu, z którego przybytku sztuki zrobić się nie da, gdzie jest prymitywne zaplecze, ciągłe wyziewy z garkuchni itd. Zagrać tu mogą, owszem ale nie mogą życia zawodowego zaczynać w takich warunkach.
I stali się teatrem bez teatru. Od chwili własnych studiów Andrzej Strzelecki nie rozstaje się z warszawską PWST. Tu skończył dwa wydziały: aktorski i reżyserski, a od pięciu lat jest samodzielnym wykładowcą. W szkole miałem szczęście wspomina Strzelecki być uczniem Bardiniego, Axera, Korzeniewskiego, Łomnickiego. To wspaniali, prawdziwi artyści, choć może trochę nie z tej epoki. Jednak im mniej takich ludzi spotykam , tym bardziej cenię sobie reprezentowane przez nich teatr i estetykę. Do fascynacji mistrzami doszła edukacja w sposobie myślenia, kiedy zdążył jeszcze trafić na "echo" dawnego STS. Teatr nie był tu wewnętrzną zabawą paru autorów i aktorów a reprezentował myślenie społeczne jesteśmy dla ludzi żyjących tutaj i teraz Strzelecki zapamiętał to na zawsze. Potem przez siedem lat związany był z teatrem Rozmaitości, gdzie uzupełniał swoją edukację teatralną, a od ludzi piszących: Jareckiego,
Dobrowolskiego i Młynarskiego też dużo się nauczył. Jego rozwój twórczy i konsekwentne pamiętanie o kontakcie z odbiorcą prześledzić można od kabaretu KUR ( w STS) przez "Alicję w krainie czarów" (pierwsza w 1978 r. w Rozmaitościach) i "Klownów" (w Powszechnym) do "Złego Zachowania" (w Ateneum). Artystycznym credo credo Strzeleckiego jest robienie teatru ciekawego. Mądrości według niego - tracą swoją siłę wyrazu, jeżeli są podawane w sposób nieatrakcyjny, nudny. Niby proste, ale jakoś nie każdemu to się udaje.
Strzelecki hołduje też zasadzie, że dobry teatr musi wychodzić naprzeciw zapotrzebowaniom społecznym. A szefa takiego teatru powinien cechować tzw. dobry słuch na te zapotrzebowania. Dyrektor Warmiński ma widać słuch wyostrzony, bo przyjął do Ateneum studentów z ich dyplomowym przedstawieniem.
To, że zespół działa i pracuje nie mając własnego miejsca do prób i grania, w dzisiejszych czasach wydaje się zadziwiające. Wiadomo, że młodzi aktorzy po szkole chcą dużo grac, aby zbierać doświadczenia. Wiadomo, że przez mnogość ról najlepiej się można uczyć.
Strzelecki: ci młodzi ludzie zostali przeze mnie "zblokowani", na długi czas ograniczeni jednym spektaklem. Niby mają radość grając i odnosząc sukcesy, ale co z tym zbieraniem doświadczeń?! Przecież głównym tematem ich życia scenicznego jest "Złe zachowanie". Że to wytrzymują zakrawa na cud. Niektórzy nie wytrzymują.
Czas przygotowania przedstawienia muzycznego jest trzykrotnie dłuższy od "normalnego". Wymaga ciągłego wysiłku i dobrej kondycji. Też nie wszystkim to odpowiada. Tylko 3 osoby z zespołu pochodzą z Warszawy. Reszta z całej Polski. Nie mają własnych domów, ani widoków na mieszkanie. Gdyby nie status "pracy w teatrze" większość wróciłaby prawdopodobnie w swoje strony, grałaby na innych scenach. A tak mają nadzieję, że może będzie lepiej, bo mimo wszystko rysują się perspektywy otrzymania stałego pomieszczenia dla zespołu.
W czym tkwi przyczyna, że "Złe zachowanie" cieszy się tak wielkim powodzeniem u publiczności, że o bilety toczy się boje?
Po pierwsze: jest to zespół składający się wyłącznie z ludzi młodych, ale profesjonalistów. Zawodowców jak ich określa Strzelecki. Po drugie: dają spektakl muzyczny, który nie jest "specjalnością" naszego teatru. I robią to znakomicie. "Złe zachowanie" odbierane jest jako "spektakl pokoleniowy", a wiadomo jak brakuje takich w dzisiejszym teatrze.
I ciekawostka: mimo amerykańskiej muzyki (utwory z lat dwudziestych i tylko jedna piosenka W. Korcza "Żegnaj świecie") spektakl odbierany jest za granicą jako "czysto polski".
W ciągu dwóch lat dali 179 przedstawień, w tym 7 spektakli "Kazania". Grali w RFN, Szwecji, Włoszech, na Węgrzech i dwukrotnie we Francji. W grudniu ub. roku gościli w Paryżu, występowali na scenie Akademii Teatralnej. Był to spektakl promocyjny, na który zaproszono producentów, reżyserów i menadżerów. Mieli oni kupować zespół na dwa tygodnie do jednego z teatrów paryskich. Propozycji było tyle, że z większości nie skorzystali. Sprzedali "Złe zachowanie", a przedtem "w ciemno" "Alicję w krainie czarów". Dlatego wiadomo, gdzie odbędzie się premiera zagraniczna, czego o polskiej nie można powiedzieć.