Artykuły

Ryzyko

Zwycięstwo ma wielu ojców, klęska pozostaje sierotą. To znane powiedzenie przychodzi do głowy po premierze ,,Zwolona" Norwida w Teatrze Narodowym. Trzeba przyznać, że nowa dyrekcja dokonała dość oryginalnego wyboru na inaugurację. Wystawiono sztukę Norwida właściwie nie znaną poza fachowcami. Tuż ten fakt świadczy, że nie jest to dzieło w dramaturgii Norwida wybitne. Raczej ułomne, skoro się oparło dotychczas reżyserom i przez wydawców nie zostało zaliczone do kanonu Norwidowskiego.

Żeby uniknąć dwuznaczności - wspomniane powiedzenie nie jest oceną działań reżyserskich Krystyny Skuszanki, lecz refleksją odnoszącą się do wymowy dzieła, do jego tonu.

Ważny jest sam moment powstania. Norwid ukończył "Zwolona" latem 1849 r., a więc w roku śmierci Słowackiego i Chopina. Dopiero co, po powstaniu listopadowym, zabliźnione rany dążeń niepodległościowych zostały świeżo rozdrapane klęską powstania krakowskiego i poznańskiego, niepowodzeń Wiosny Ludów. Stąd z jednej strony załamanie psychiczne pokolenia romantyków, na co dzień wyrażające się w "potępieńczych swarach", wzajemnym obciążaniu odpowiedzialnością za przegraną. A z drugiej poczucie - i to dotyczy właśnie Norwida - że pewien sposób myślenia niejako się wyczerpał. Stał się stereotypem mocno wytartym. Pragnąc pójść dalej, trzeba zmienić sposób patrzenia.

Pokoleniowa zmiana warty odbywa się najczęściej przez negację. Jeżeli Mickiewicz i Słowacki, patrzyli na rzeczywistość w kategoriach Polski i Polaka, Norwid proponuje widzenie przede wszystkim człowie-ka, społeczeństwa. Tę zmianę myślenia bardzo dobrze wyraża list poety do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej. W nim padły twarde i gorzkie słowa: "Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym".

"Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród".

"Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy tragiczna nicość, i śmiech olbrzymi... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem".

Jak Mickiewicz popada w mistycyzm polityczny, tak Norwid w swojego rodzaju polityczny ewangelizm. Tego wyrazem jest monologia, chociaż ciąż pisana dialogami, wystawiona przez Krystynę Skuszankę. Zwolon to przecież człowiek żyjący zgodnie z wolą Bożą, czyli z zasadami Ewangelii. Osiągnięcie doskonałości wewnętrznej umożliwi mu uzyskanie wolności, niepodległości. Jest to zatem inna droga wiodąca do tego samego celu.

Dlatego posługiwanie się "Zwolonem" w celu szargania świętości powstańczego panteonu narodowego, dla celów współczesnych, byłoby dowodem prymitywizmu myślenia.

"Zwolon" jest polemiką z Mickiewiczem. Lud wzniecający niewczesne powstanie mówi: "Zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem, a choćby mimo Boga!..."

Zwolonemu natomiast Norwidwkłada w usta znamienne słowa: "Ojczyzna z zemstą w związek wchodzą, taki, że kiedy jednej stanie się, to drugiej może nie stanie już..."

Nie brakuje wykpienia opozycji: serce - głowa.

Norwid polemizuje również ze Słowackim. Przetwarzając sławną cenę z "Kordiana" ośmiesza spiskowców. Wprowadzając postać Harolda, ośmiesza romantyczną modę na Orient, na Grecję, a więc zarówno Mickiewicza, Słowackiego, jak i Byrona.

Prócz polemik, ostry jest też bardzo obraz społeczeństwa po klęsce, po nieudanym powstaniu. Szołom, który nawoływał do wilki, po przegranej, przedstawia się jako ten, który wzywał do opamiętania. Wreszcie staje się zdrajcą.

"Zwolon" ma jednak bardzo poważne pęknięcie. Najpierw trzeba być "zwolonym" - żyć zgodnie z Ewangelią - żeby zostać wyzwolonym. Tyran u Norwida ponosi klęskę. Ale ta klęska jest niewytłuma-czalna. Norwid nie potrafi jej dramaturgicznie umotywować. Zatem jest to pęknięcie artystyczne i my-ślowe. Owoc zastąpienia politycznego mistycyzmu, również politycznym w rodowodzie ewangelizmem.

Wystawienie tak trudnego dramatu, w dodatku nierównego i pękniętego, jest niełatwe. Sytuację utrudnił Krzysztof Pankiewicz, zatłaczając scenę nadmiarem plastycznego bogactwa. Starając się zrobić aluzję do Placu Zamkowego wprowadził masę elementów architektonicznych jak i malarstwo. Taka scenografia wytwarza wrażenie chaosu, wprowadza rozproszenie, bardzo utrudnia koncentrację widza.

Skuszanka niepotrzebnie powierzyła partię narratora Ewie Krasnodębskiej. Mówienie tekstu, w którym się używa rodzaju męskiego przez kobietę, wprowadza niepotrzebną sztuczność. W "Zwolonie" najlepsze są partie dialogowe, w których dochodzi do ostrego sporu. Przy nich monologi są dużo słabsze, zarówno pod względem wymowy jak i maniery stylistycznej. Tymczasem Skuszanka obniżyła temperaturę sporu, wprowadzając do gry aktorskiej elementy groteski. To z góry przesądza sprawę. Ba, dochodzi nawet do ryzykownego zderzenia romantycznego stylu gry, prezentowanego bardzo dobrze przez wykonawcę roli Zwolona, Krzysztofa Wakulińskiego, z groteskowym. W ten sposób została osłabiona ostrość dialogów i wysunęły się na plan pierwszy nie najlepsze monologi.

Warto jednak było w Roku Norwidowskim zaryzykować próbę może nawet niezbyt udaną, ale świeżą, wnoszącą coś nowego. Próbę poszerzenia dosyć wąskiego repertuaru norwidowskiego. Wagę tej próby może w pełni dopiero docenimy w przyszłości. A dla Norwida warto takie ryzyko podejmować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji