Artykuły

Między "Lituanią" a kabaretem

Bałtycki Teatr Dramatyczny im. Słowackiego na dwudziestopięciolecie nie mógł nie wybrać dramatu swego patrona. Nowy kierownik artystyczny tej sceny Andrzej Rozhin wyreżyserował "Kordiana". W stosunku do treści i faktury przedstawień niedawno tu oglądanych ("Odwety", "Bałałajkin"...) jest to nie tylko odmienny repertuar, ale także odmienny model teatru, zarówno w problematyce jak inscenizacji.

Przedstawienie Andrzeja Rozhina odznacza się wielkim rozmachem i ogromną wyobraźnią, z jaką dramat został rozpięty w przestrzeni scenicznej, a romantyczne obrazy Słowackiego przełożone na język współczesnej sceny. Ale zarazem jest to inscenizacja, która budzi gwałtowny sprzeciw swoimi nadbudówkami i przybudówkami do tekstu oraz nieprzystawalnością aktorskiego wykonania do wizji przestrzennoobrazowej: widzowi przyzwyczajonemu do elegancji formy dramatu poetyckiego (także romantycznego) kształt tego "Kordiana" zapiera dech w piersiach i podnosi włosy na głowie. Ale znowu bieg przedstawienia zniewala chropawym lecz trafnym wyczuciem romantycznego teatru, jakimś żarem wewnętrznym, który zmusza do skupienia, a nade wszystko szlachetną intencją patriotyczną, w której nie ma odrobiny wyrachowania czy fałszu.

To piętno kompromisu może lepiej: ślad pęknięcia wewnętrznego - ma w sobie cały koszaliński "Kordian". Śmiałe rzuty inscenizacji, pełne romantycznego rozmachu i barwy, w wykonaniu aktorskim nie powściągniętym przez reżysera przełamują się w drobiazgowy realizm i psychologiczne drgawki. Trudno powiedzieć z czyjej winy nawet: czy to reżyser nie zdołał wyegzekwować od aktorów właściwego wypełnienia zakomponowanych sytuacji i obrazów, czy też aktorzy nie byli w stanie rozegrać na poziomie inscenizacji wyznaczonych im zadań. Prawdopodobne to wielce, bo długotrwała zapewne zaprawa aktorów w repertuarze raczej miernego realizmu, który włada na naszych scenach terenowych, musiała wziąć tu krwawy odwet. Przedstawienie jest zagrane solidnie, ale warsztat aktorów wyraźnie ciąży w stronę teatru psychologicznego i realistycznego w najdosłowniejszym sensie tego słowa, a rozmach, elegancja gestu, umiejętność poruszania się w historycznym kostiumie zdają się być wielu obce niemal zupełnie.

* * *

Mamy więc scenę, która dosłownie otacza widownię: przed sobą, za sobą (podest u stóp balkonu) i obok - podest biegnący środkiem amfiteatru prostopadle do rampy. Po bokach jeszcze, niczym ołtarze, z jednej strony usytuowano polski dom jak z Grottgera, z drugiej - coś na kształt polskiego krajobrazu. Przed nami w tle zarys mapy z granicami zaborów, słupy graniczne i warty. W tym małym teatralnym pudełku, gdzie stłoczono miejsca i czas historyczny równoległy do akcji "Kordiana", zobaczymy także "Przygotowanie" chyba po raz pierwszy zagrane w tak ostrym kabaretowym rytmie, jako królestwo diabłów i szatana. Tu szatańska hałastra, bardzo do dworów monarszych podobna z hierarchii, stroju i wyglądu, tworzyć będzie rycerzy, władców i bohaterów. Z przeciwka, za naszymi piecami bronić bohaterów i narodu będzie pełna niebieska hierarchia, dosłowna i romantycznie metaforyczna.

Bo jak na dramat romantyczny przystało, koszaliński "Kordian" obejmuje niebo, ziemię i piekło w dosłownym i w metaforycznym sensie: niebo i piekło oraz niebo i piekło na ziemi, starając się jeszcze dodatkowo wydarzenia "Kordiana" umiejscowić w czasie i przestrzeni historycznej. Temu celowi służą - niezupełnie potrzebne moim zdaniem - wstawki, obrazujące pochód zesłańców, polski dom okryty żałobą jak z czasów postyczniowych, straże graniczne trzech mocarstw, korespondujące z tłem, na którym zarysy mapy i podziałów rozbiorowych. Niebo, piekło i ziemia zostały pokazane w pełnej gamie wyrazowej współczesnego teatru, co w inscenizacji Rozhina przywodzi na myśl i romantyczny teatr zachodniej Europy z czasów pierwszej połowy XIX wieku, jak go widzieć musieli nasi romantycy i jak go poprzez inscenizację operową tej doby zobaczyła Marie Antoinette Allevy-Viala w swojej książce o romantycznej inscenizacji we Francji.

Między tymi światami nadprzyrodzonymi - znów dosłownie w przestrzeni scenicznej pomiędzy nimi i metaforycznie pomiędzy granicami ich władzy nad bohaterami - rozegrane zostały wszystkie sceny "Kordiana" jak je Słowacki napisał. Wszystkie nakreślone ostro, wyraziście, kapiące obfitością i balansujące na granicy, poza którą jest już królestwo kiczu, przecież jednak nie zstępujące tak nisko. Najgorsze, iż nie można powiedzieć, by inscenizator w aktorach - nie tyle może w ich umiejętnościach, co w przyzwyczajeniach - nie napotkał materii opornej.

Kordian zagrany przez Krzysztofa Baumana, aktora młodego ze Szkoły warszawskiej, ma dość żaru, by przez długie przedstawienie utrzymać uwagę widowni. Sprawia to siłą przeżycia, jaką zdaje się wkładać w strofy Słowackiego, chociaż nie zawsze starcza mu umiejętności czy biegłości aktorskiej. Jest to przecież Kordian, któremu wierzymy, którego spala ogień, w którym goreje żar i walczą żywe uczucia, więc na niedostatki warsztatu patrzy się pobłażliwiej, niż gdyby perfekcja aktorska dławiła myśl i serce.

Nie wszystkie jednak sceny pomyślane szeroko przez inscenizatora wykonane zostały tak, że swobodne loty ubierają w kształt zgrabnie, ładnie i szlachetnie zarysowany. Taka, jest scena między Kordianem i Laurą (Lidia Jeziorska), między Kordianem i Grzegorzem (nagradzana oklaskami przede wszystkim dla Jerzego Fitio) czy między Kordianem i Wiolettą (Nina Mazgajska).

Wiele mamy jednak tu obrazów, scen i sytuacji, w których psychologizm graniczy z nie ujętą w żadną formę wiwisekcją, obrzydliwą w swoim ekshibicjonizmie i realizmie. Taka jest na przykład rozmowa Cara (Mieczysław Franaszek) i Wielkiego Księcia (Janusz Świerczyński) w obrazie dziewiątym Pokój "w Zamku Królewskim" : przeszarżowana, wykonana bez poczucia formy, która nakazywałaby określić granice etykiety nawet tam, gdzie brutalność i psychologia zdają się łamać jej raimy.

W sumie koszaliński Kordian, potykający się raz po raz w swoim romantycznym rozmachu o mały realizm wykonawczy i psychologizm podrzędnego autoramentu, budząc opory - przecież przykuwa uwagę, angażuje myśl i zmusza do oklasków. Sądzę, że przede wszystkim z racji bogatej chociaż nieokiełznanej wyobraźni inscenizatora, zaskakującej wyczuciem faktury romantycznego dramatu i romantycznego teatru. Oraz - co paradoksalne z powodu czułej uwagi dla intencji Słowackiego i niepodrabianego, choć miejscami naiwnego przejęcia się rolą tego dramatu w patriotycznej edukacji społeczeństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji