Artykuły

NORWID - WY - ZWOLON. W 100-lecie śmierci poety

Hieroglify czekały kilka tysięcy lat, zanim je Champollion odczytał. Norwid miał więcej szczęścia: czekał tylko lat 134, żeby go odczytała Skuszanka. Lucjan Siemieński w roku 1851 napisał: "na te hieroglify myśli chyba jaki drugi Champollion się urodzi, jeżeli rodzić się warte dla tak małej rzeczy". Po obejrzeniu prapremiery "Zwolona" w Teatrze Narodowym jestem pewien, że Krystyna Skuszanka urodziła się po to, żeby "Zwolona" wystawić, dowodząc zarazem, że rzecz to wcale nie taka mała, a owszem, na scenie wypada imponująco. Ironia, sarkazm, drwina, humor i "Szekspirowskie spojrzenie" na historię znalazły w jej przedstawieniu swoją pełnię poprzez trafną obsadę, ustawienie tonacji głosu aktora a nawet w błysku szkieł jego okularów, we właściwym momencie...

"Zwolon" jest historią pospolitego spisku (wykrytego w porę przez "Króla"), ruchawki, klęski i powrotu na łono władcy. "Rzesza" daje się bechtać prowokatoro,, którym zależy na wybuchu, ale kamienuje poetę Zwolona, który ją od awantury odciąga.

Norwid, pisząc "Zwolona", miał lat 27-28. W roku śmierci Słowackiego i Chopina przyjęto ten dramat (także "Promethidiona" i inne teksty) wzruszeniem ramion. Inteligentny, czego dowody dał kiedy indziej, Julian Klaczko odesłał "Zwolona" między "androny". Jego opinia okazała się mordercza i wyjątkowo żywotna. Dziś jeszcze przed spektaklem słyszałem powątpiewania, czy przypadkiem Klaczko nie miał racji. Nie miał, a jeśli miał, to bardzo prywatne i nie nadające się do powtarzania.

Andrzej Wanat w rozmowie ze Skuszanką (cytowaną w programie) powiada, że "nie sposób zaprzeczyć, że to utwór antyrewolucyjny, albo przynajmniej ostrzegający społeczeństwo przed nagłymi przewrotami". Skuszanka paruje ten zarzut: "Alternatywa: rewolucyjny - antyrewolucyjny przywodzi na myśl scenę ze "Zwolona", gdzie spiskowcy prowadzą typowo polski spór o to, co ważniejsze: rozum czy uczucie. Właściwie taka alternatywa jest nieszczęściem". (Dodajmy, że wśród spiskowców znajduje się przebrany "Król", który się ich spiskiem musi setnie bawić!) Skuszanka nie mówi, że Norwid rozprawia się tu z Mickiewiczowskimi "czuciem i wiarą", które miały zapanować nad szacunkiem dla "mędrca szkiełka i oka" na bardzo długo. Po latach odmówił Mickiewiczowi nawet patriotyzmu.

"Zwolon" jest parabolą. Nie eksponuje się w nim słowa "Polska", ona jest wtopiona w rozpisaną na głosy "Bogarodzicę" (przepięknie śpiewaną w tym przedstawieniu przez Niemena!), w aluzje i przybliżenia; Norwid pisze "fantazję", powiadając w słowie do czytelnika, że "partii żadnej na celu nie mógł mieć, nie mający zaszczytu policzenia się do żadnej". Nie należał też do "partii pana Adama", ale "pan Adam" stanowił obsesję nie tylko Norwida. Tłum w "Zwolonie" wrzeszczy "Mickiewiczem": "zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem a choćby mimo Boga", jakby na dowód, że "trafił pod strzechy". Zwolon, alterego Norwida, usiłuje ich mitygować:

" każdy śpieszy

na śmierć: żywota któryż szukać

zdolny?

Za wolność każdy umrzeć chce

z ochotą

Jak gdyby cmentarz tylko zwał się

wolny,

A lada koniec jakby był istotą

Nieskończoności...

Tak więc w owym roku 1849 pojawił się bohater "antyromantyczny!" Duchowy ojciec Świętochowskiego i Wielopolskiego i Dmowskiego zdecydowany antagonista Konrada i Kordiana! Tłum zadaje Zwolonowi pytanie "czy się nie raczysz bić, panie poeto?"

Norwid szydził z Mickiewicza, który, nie wziąwszy udziału w powstaniu "wysadził im redutę Ordona" i "oni" byli mu wdzięczni za ten patriotyczny utwór - czyn! Trwali w patriotycznym "oszołomieniu", więc Norwid prowokatora, który podbechtuje tłum do powstania, nazywa - Szołom. Szołom, słysząc Zwolona, krzyczy: "Precz! - zdrada! - ducha chce osłabić w rzeszy!" a "rzesza" nie wie, że jest manipulowana przez siły, którym jej wybuch jest potrzebny, aby ją można było zmiażdżyć "w majestacie prawa"... Oczywista, kiedy wojska królewskie zgniotą ruchawkę, Szołom zbliży się do Zwolona i powie: "Odwagi więcej było w zaprzeczeniu, niż w nierozsądnym zemsty poduszczeniu..." Natomiast tłum, za swoją klęskę, wywrze zemstę na tym właśnie, który go od katastrofy odciągał, i kamienuje go!

Przenikliwe to było spojrzenie! Kiedy "Zwolona" pisał, a wiedział do kogo pisze, usiłował amortyzować spodziewany atak za tak ustawiony cytat z "Dziadów": "trudno było, a może niepodobna, silniejszej ekspresji bólu i oddziałania bólem znaleźć, i dlatego są wzięte"... Otóż nie dlatego są wzięte! Ten sam tłum, który zlekceważył przestrogi Zwolona i dał się królowi pobić, daje się porwać jego szalbierczej retoryce: "Skarcona jest nieprawość, prawi nagrodzeni i potok łaski pańskiej wylał się szeroko..." i wrzeszczy "wiwat" (Żydzi osobno wrzeszczą "wiwat"). Ta "rzesza" wiwatująca składa się atoli nie tylko z "ludu". Tkwi w niej jakiś "myśliciel" wrażliwy na stylistykę mowy Króla i nazwie go "mówcą wielkim", na co Profesor (a jakże!) doda: "wielki mówca: co powie to jakby wyjęto z grobowca. Styl prawie lapidarny - słowo marmurowe - Szczęśliwy naród! "(który ma takiego Króla, rzecz jasna!) Jest w tłumie i Sztukmistrz (Artysta!) który sprawę uniesie wyżej, w strefę uczucia: "Słodko jest położyć głowę w tak pięknie nadpisane z wierzchu sarkofagi!" A przysłuchuje się im Harold, cudzoziemiec, który tę wymianę duserów skwituje uszczypliwą uwagą: "Jak byłem w Rzymie - pomnę - widziałem szparagi zieleniejące w grobie wielkiego Scypiona..." Ten Harold szpikuje uroczystości ironicznymi "cwiszenrufami" raz po raz. A to przypowiastką o "kruczku do guzików", jaki mu zostawili zbójcy, obrabowawszy doszczętnie (który to kruczek, choć "sprzęt niepryncypalny - może się jednak głównym stać i najważniejszym...") a to, że widział ... w Tebach! (jakby podał tym Siemieńskiemu trop do Champolliona) płaczącego krokodyla! Rym do "krokodyla" (z Fredry zapewne!) jest "rozkwila". "Rozkwila" to słowo użyte kiedyś przez Wężyka. Harold, powołując się na Wężyka (Władysława), który był przyjacielem Norwida sprzed emigracji (razem odbyli długą "polską podróż") daje nam sygnał, że jest drugim po Zwolonie, porte parole Norwida! A właśnie Prezes (premier) wygłasza mowę (po Królu): "Zważywszy (czego liczne są w dziejach przykłady), że nie ma nic nad szczęście spółobywatelów..." i "rzesza" wiwatuje ponownie! Dramat przeradza się w farsę. Jak można dać rodakom znać, że się z nich szydzi, jeżeli nie poprzez cytat z najpopularniejszego komediopisarza - Fredry? W "Zemście" Cześnik dyktował Dyndalskiego, kiedy ów ma pisać "B duże", w "Zwolonie" Zabór instruuje Stylca, kiedy ma pisać "P ogromne"... I wszystko jasne. Zwolona można puścić wolno albo zamurować, to ma znaczenie tylko dla niego. Chciał oszczędzić "rzeszy" klęski i poniżenia, ale ona parła do klęski jak ćma do świecy a poniżona - czuje się... komplementowana, więc krzyczy "wiwat"...

Norwida trzeba czytać uważnie...

...To, co na scenie się dzieje, jak się aktorowie poruszają i jak mówią, jest dziełem Skuszanki, wynikiem analizy tekstu, jakiej dla nich dokonała, aby zrozumieli jego przesłanie. Rozumieją więc, co mówią, więc mówią z przekonaniem i znakomicie (czasem sceny zbiorowe zacierają barwę pojedynczych słów, to prawda), scenę zaludniają postaci, nie manekiny. Król Tesarza i Zabór Brzozowicza, Zwolon Budyty (duży to będzie aktor), Sierżant Krona i Stylec Komarnickiego, Szołom Siemiona, a nawet postaci epizodyczne, umieją się zaznaczać, jak Michalski zaznaczył Harolda a Wojciechowski Cycerona czy Zarzycki Ślepca. Razem otwierają "Zwolona" jak puszkę Pandory, bo co wers dzieło to odkrywa "głębsze znaczenie". Nie dziwota, że zbyt głębokie dla części widzów, którzy tak się dali ogłuszyć wymową "zemsty" w Dejmkowym "Wyzwoleniu", że tu, na wszelki wypadek, dłoni do oklasków, po zapadnięciu kurtyny, (nowej!), nie składają

Znakomita scenografia Krzysztofa Pankiewicza i świetna muzyka Adama Walacińskiego potwierdzają tę starą prawdę, że teatr to dzieło wysiłku zbiorowego. Mamy więc w Teatrze Na-rodowym - teatr narodowy.

...Skuszanka ma rację, upierając się, że "Zwolon" nie jest przeciw rewolucji, ale stawia pytania "jaka ma być rewolucja?", jak Słowacki pytał "jaka Polska"?. "Zwolon" nie jest plakatem politycznym, jest natomiast dziełem młodego historiozofa, który dorastał w klimacie spisku, w dzieciństwie przeżył euforię powstania i jego klęskę; wychowywał się na Olizarowskim i Mickiewiczu, wyemigrował legalnie "dla pobierania nauk", jego nazwisko nigdy nie było w Polsce rozbiorowej zakazane, drukował, owszem dosyć często, czasem nazywano jego poezje "perłami i diamentami", organizowano nawet zbiórki publiczne, żeby mógł "spokojnie pracować", tyle że na odezwach się kończyło, "nikt palca nie skrzywił"... Urodził się za późno i za wcześnie. Za późno, żeby wziąć udział w powstaniu, i za wcześnie, żeby nie mieć do niego osobistego stosunku. Rzezie i rewolty lat 1846 i 1848 upewniły go w przeświadczeniu, że "zemsty nie będzie, ale wszędzie Cień Zmartwychwstałej - i strach!" Zwolon nie pyta kto mu ojczyznę da, ale "kto splami?" A splamić ją może "każdy fałsz", każda "trafu gra". Nie rozumiano go. Wniósł nową refleksję. Powiada ustami Harolda: "Nic nie wiem - nie rozumiem, w wulkanu koryto jak stary Pliniusz wszedłem z tabliczkami w ręku"... Gdy Ślepiec biada, że się zamek królewski już spalił, więc do domu nie trafi: "póki się zamek palił, widniej było nieco..." Młodzi zaś, wedle niego, lubią "czasem posłuchać i jęku, i pobić się, pohulać..." Zamek się spalił, lecą jacyś nowi zapalczywcy z płonącymi głowniami... w stulecie śmierci Norwida ma ten "Zwolon" zupełnie osobliwe przesłanie...

Skuszanka oprawiła go w ramę: Ewa Krasnodębska mówi pięknie Wstęp (jak z Szekspira), a na zakończenie wiersz najsłynniejszy z dwoma znaczącymi tu słowami "popiół" i "dyjament" Teatr Narodowy godnie uczcił tę Rocznicę i zaczął nową erę swego istnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji