Artykuły

Spotkajmy się jeszcze raz

"Przyszedł mężczyzna do kobiety" Siemiona Złotnikowa pod opieką artystyczną Jerzego Bończaka w Teatrze Mazowieckim w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Wciąż jeszcze w repertuarze Teatru Komedia zobaczyć można gościnny spektakl według Złotnikowa przygotowany przez Violę Arlak i Tadeusza Chudeckiego, a już pojawia się kolejna realizacja dramatu "Przyszedł mężczyzna do kobiety", tym razem w Teatrze Mazowieckim. Anna Wojton i Leon Charewicz zaprosili do współpracy Jerzego Bończaka, który sprawował nad tym przedsięwzięciem opiekę artystyczną. I jego sprawną rękę reżysera widać w tym spektaklu od początku do końca, zarówno w bardzo pomysłowych rozwiązaniach sytuacyjnych, jak i w sposobie poprowadzenia aktorów. Dodajmy, że Leon Charewicz z postacią Wiktora mierzy się po raz kolejny; w 2005 roku w Teatrze Ochoty zagrał tego samego bohatera w duecie z Małgorzatą Bogdańską w reż. Zdzisława Wardejna.

Na kameralnej scenie Mazowieckiego Instytutu Kulturalnego dramat Złotnikowa wybrzmiewa w swoim pełnym wymiarze, albowiem wydobywa z tekstu wszystkie jego psychologiczne niuanse, które w pierwszej części nie unikają akcentów komediowych - bliski to rodzaj śmiechu znany nam choćby z twórczości Gogola, w drugiej zaś odwołują się do bardziej refleksyjnej natury człowieka. Anna Wojton z Leonem Charewiczem wcielają się w postaci, które wiele już mają za sobą. On to mężczyzna po przejściach, niezgrabny i nieśmiały, dwukrotnie rozwiedziony, ma dorosłą córkę, która nie chce utrzymywać z nim kontaktów. Ona jest typową kobietą z przeszłością, która samotnie wychowuje osiemnastoletniego syna. Obydwoje czują się samotni i zagubieni w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Praca aptekarza nie do końca satysfakcjonuje Wiktora, zaś Dina, choć szanowana i lubiana w pracy, pragnie ułożyć sobie swoje życie zupełnie od nowa. Randka, do której doprowadzają przyjaciółki bohaterki, zaczyna się dość pechowo, bo Wiktor przychodzi o pół godziny wcześniej niż powinien. Tymczasem Dina jest dopiero w trakcie przygotowań do wizyty, która ma odmienić jej samotny, mało szczęśliwy los. Nie odprawi zatem konkurenta z kwitkiem, pozwoli mu poczekać kwadrans na klatce schodowej, a sama przygotuje wszystko, co niezbędne, by zrobić na nim jak najlepsze wrażenie. Anna Wojton wygląda rzeczywiście apetycznie w czerwonej garsonce, w rozpuszczonych specjalnie na tę okazję blond włosach - na Wiktorze robi to duże wrażenie, choć ona, już na wstępie, wyrzuca mu, że się garbi, że nie jest tak wysoki, jak by tego chciała, a fryzura też pozostawia wiele do życzenia. Rozmowa na ten temat w pierwszej części spektaklu, jak i scena picia wina czy obierania jabłka, a także próby odnalezienia się pary w tanecznym pas to sekwencje budowane z komicznym zacięciem, zatem publiczność śmiechem wychwytuje każdy najmniejszy gest, u Wiktora raczej nieporadny i wstydliwy, u Diny zdecydowanie bardziej dynamiczny i opresyjny. Najważniejsze jednak jest to, z jaką czujnością na siebie, jako partnerów, aktorzy potrafią prowadzić ze sobą dialog, w którym próbują skrzętnie ukrywać najtajniejsze sekrety protagonistów, jak starają się wzbudzić zainteresowanie i sympatię, udając kogoś innego, byle tylko zyskać aprobatę. Wszystko się zmieni w części drugiej, kiedy bohaterowie po wspólnie spędzonej nocy zaczną zastanawiać się, czy są ze sobą naprawdę szczęśliwi - bo może jednak ta nowa okoliczność wcale ich do siebie uczuciowo nie zbliżyła, a może nawet bardziej zawiodła, niż zbudowała wzajemne zaufanie i wiarę. Teraz śmiech na widowni nie pojawia się już tak często, refleksja zdaje się dominować, bo też i cały konflikt przybiera inną postać - komediowość jakby schodzi na drugi plan, pozostawiając na polu walki uczucia pełne obaw i niepewności. Sami bohaterowie wydają się już dojrzalsi niż to było wcześniej, bardziej wobec siebie zdystansowani i bardziej czujni i uwrażliwieni na każde wypowiedziane słowo.

Jak ta historia się skończy, warto zobaczyć naprawdę. Czy Urząd Stanu Cywilnego otwarty w niedzielę połączy naszych pogubionych bohaterów węzłem małżeńskim? Czy znajdą oni w swoich ramionach ukojenie, miłość, szczęście i stabilizację? Spróbujmy poszukać tych zwyczajnych prawd i codziennych wartości razem z nimi. I zróbmy to koniecznie. Taki rachunek sumienia zawsze może się przydać, zarówno nam samym, jak i naszej drugiej połówce. Choć by po to, by sympatia i przyjaźń ratowały nas przed życiowymi upadkami, by los z nas nie drwił, a my - choć mali i śmieszni - będziemy potrafili odradzać się w swym człowieczeństwie na nowo. Bo jeśli nawet - tak jak bohaterowie Złotnikowa - stracimy złudzenia na możliwość przeżycia romantycznej miłości i na znalezienie pokrewieństwa dusz, może jednak warto wyjść na ich spotkanie jeszcze raz?

Wojton z Charewiczem w tej uniwersalnej opowieści dają nam możliwość śmiania się nie tylko z niezręczności i niekiedy zbyt żywiołowych gestów ich postaci, ale również pozwalają patrzeć na nich z empatią i życzyć im jak najlepiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji