Artykuły

Justyna Sobczyk: Wierzę, że słabość daje siłę

- Idę z teatrem od 11 lat, po drodze dołączają ludzie, jesteśmy coraz większą bandą, ale to, co przed nami, jest nieznane - mówi Justyna Sobczyk, reżyserka "Szewców" w Starym Teatrze. Rozmowa Izabeli Szymańskiej w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Izabela Szymańska: Za chwilę premiera "Szewców" w Narodowym Starym Teatrze. I jak?

Justyna Sobczyk: Pracuję z aktorami Starego, ale zaprosiłam też trójkę aktorów niepełnosprawnych, dwóch chłopaków jest z krakowskiego Teatru Trochę Innego, a jedna aktorka z zespołem Downa zagrała w spektaklu Jana Klaty "Wróg ludu". Wystawiając tekst Witkacego, upatrujemy w aktorach jednych z ostatnich rzemieślników. Witkacy pisał ten dramat z niewiarą w jakąkolwiek rewolucję. Czułyśmy z dramaturżką Justyną Lipko-Konieczną, że obecny czas to czas zwątpienia w możliwość zmiany, a także - na poziomie osobistym - czas słabej kondycji ludzi, którzy rekompensaty szukają w pracy. Z aktorów Starego Teatru mamy w obsadzie Krzysztofa Globisza, który zagra Hiper-Robociarza, a 14 lat temu grał Sajetana. To niezwykłe spotkanie. Wchodzi na scenę słabszy niż do tej pory, ale ta słabość daje mu siłę, by przekroczyć dotychczasowe wyobrażenia na temat aktorstwa, obecności na scenie, potrzeby grania. Krzysztof należy do świata wybitnych aktorów Starego Teatru, ale jego dzisiejsza kondycja otwiera drzwi do wprowadzenia na scenę aktorów z niepełnosprawnościami. Co oni zmienią, wzmocnią czy osłabią spektakl? To sytuacja nieznana dla każdej ze stron. Nasz projekt gramy na Nowej Scenie, bo jest eksperymentem, ale wartym ryzyka.

"Nie dajcie sobie wmówić, że coś jest niemożliwe" - powiedziałaś, odbierając tegoroczną kulturalną Wdechę w kategorii Człowiek roku, przyznawaną przez redakcję i czytelników "Co Jest Grane 24". Jaką największą przeszkodę musiałaś pokonać w czasie 11 lat pracy z Teatrem 21?

- Od samego początku, kiedy pracowałam z nimi w szkole, nie nazywałam tych zajęć teatroterapią tylko zajęciami teatralnymi, a moją grupę - aktorami. Wiele osób wokół podśmiewało się, mówili: Proszę cię, nie łudź się. A kiedy zaczęliśmy odnosić sukcesy, to jako komplement słyszałam: Jak na taki zespół robisz świetną rzecz! Najtrudniejsze było wtedy zaufać sobie i podjąć decyzję, żeby wyjść z terenu przygotowanego dla grup z niepełnosprawnościami: nie jeździć na terapeutyczne festiwale, nie zagnieżdżać się w szkole. Ale ponieważ nie było alternatywy, skazywałam ich na to, że mało grali, a siebie na najniższą pensję, bo nie pięłam się po szczeblach kariery nauczycielskiej. Nie miałam też odwagi zaproponować naszych spektakli teatrom, więc sytuacja była patowa. Bardzo pomogła mi przyjaciółka Karolina Krawczyk, która mówiła: Jeżeli jeszcze raz przyjadę na twoje przedstawienie na salę gimnastyczną o dziewiątej rano, to po prostu kopnę cię w tyłek! Nie chcę widzieć, że zasłaniasz drabinki, by udać, że nie jesteśmy w szkole, zobacz, już się tutaj nie mieścimy.

Zebrałam się w sobie i poszłam do Pawła Miśkiewicza i Doroty Sajewskiej, dyrektorów Teatru Dramatycznego, którzy wystawiali "Alicję". My też pracowaliśmy na tym tekstem, zapytałam, czy moglibyśmy zagrać nasze przedstawienie w ich teatrze. Zgodzili się. I się zaczęło. Nie tylko ja uwierzyłam, że możemy występować na profesjonalnych scenach, ale i moi aktorzy powiedzieli, że już nie chcą wracać do szkoły.

Skąd u ciebie takie podejście i wiara, że jesteście w stanie przygotować wartościową propozycję teatralną?

- Widziałam, jak pracuje się za granicą. Na festiwalu "Terapia i teatr" w Łodzi oglądałam spektakle zespołów z Belgii i Holandii. Potem wyjechałam do Berlina studiować pedagogikę teatru i tam po roku pracy w Volksbühne miałam rok praktyk w RambaZamba, zespole, w którym występują osoby niepełnosprawne, który ma swoją siedzibę, budynek. W berlińskich gazetach wśród zapowiedzi premier teatralnych był i ich repertuar. To, czego chciałam, to nie były więc moje fantasmagorie; a wiedza, doświadczenie z czasem zaczęły dodawały mi bezczelności. Wracając do rzeczy niemożliwych - one pojawiają się cały czas.

Przygotowując spektakle, czerpiesz z aktorów. Jakie ich bolączki i radości pokazywaliście do tej pory na scenie?

- Kiedy aktorzy zaczęli zarabiać, zauważyliśmy, że nie potrafią obracać walutą. I jako żart pojawił się pomysł, by zrobić warsztaty na ten temat. I wtedy zadzwonił do mnie Narodowy Bank Polski, proponując zrobienie spektaklu o pieniądzach i niepełnosprawności. Wierzę, że jak się coś powie na głos, to to zostanie usłyszane, ale to mnie bardzo zaskoczyło. Dzięki temu powstał spektakl "Upadki". Z kolei w "Indianach", granych w Nowym Teatrze, temat wyszedł ode mnie, ale przedstawienie zbudowała historia Daniela Krajewskiego, który na obozie harcerskim bawił się w Indian. Indianie chowali się, a reszta ich łapała i przywiązywała do słupka. Nasza praca nad przedstawieniem wyszła od chęci, by dzieci, które zobaczą spektakl, nie powielały schematu, że jednych się goni, łapie, związuje i to pozostaje nieskomentowane.

"Statek miłości" to była fantazja aktorów o słowie "l'amour".

Praca na doświadczeniu grupy była naszym założeniem do tej pory, ale nie twierdzę, że tak będzie cały czas. Może wystawimy dramat napisany dla teatru? Mieliśmy już pierwsze podejście, kiedy w Starym Teatrze robiliśmy 24-godzinny performance "Hamlet V" nawiązujący do "Hamleta IV", spektaklu Andrzeja Wajdy, który w roli Hamleta obsadził Teresę Budzisz-Krzyżanowską.

* Justyna Sobczyk - studiowała pedagogikę specjalną w Toruniu oraz wiedzę o teatrze w Akademii Teatralnej w Warszawie. Do Berlina wyjechała zgłębiać pedagogikę teatru, a doświadczenie tam zdobyte od 11 lat zaszczepia w Polsce; dzięki Justynie ten kierunek można dziś studiować na Uniwersytecie Warszawskim. Na co dzień pracuje w Instytucie Teatralnym. I od 11 lat prowadzi Teatr 21.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji