Artykuły

Co słychać w zielonozłotym Singapurze

Ten spektakl został zadedykowany Wertyńskiemu. Ściślej, Wertyńskiemu - poecie. I tym tropem idą przekłady, a właściwie znakomite imitacje Jonasza Kofty. Jest w nich nostalgia, ironia, dramatyzm, wzruszenie. Słowa rzadko obecne w znanych u nas tłumaczeniach, które przynoszą sławę Wertyńskiemu, trzymały się przede wszystkim jednej ckliwej nuty. Ginęła tam więc cała rozmaitość lirycznych odniesień. Tych od symboli Anny Achmatowej, nastrojów Konstantego Balmonta, wizji Fiodora Sołoguba. Powinowactw różnie obecnych i co najważniejsze, u twórcy "Madame Irene" przetwarzanych na teksty do śpiewania.

"Nie ja byłem winny nastrojom depresyjnym, które mi zarzucano, lecz epoka". Tyle komentarza samego Wertyńskiego. Dodajmy, epoka interesująco portretowana przez Koftę z perspektywy romansów rosyjskich tamtych lat. Niespełnienie, alkohol, czasem poza, często autentyczne łzy. Stąd też pierwszy głos dany Aleksandrowi Nikołajewiczowi Wertyńskiemu. Kofta, broniąc poetyckiego języka, bywa uczestnikiem, niekiedy szydercą. Własny ton tłumacza-imitatora wraca więc w odmiennych refrenach. Dalej rzecz przejmuje teatr.

Miejsce widowiska wśród form geometrycznych i kolorów znamiennych dla szalonego roku 1915 pięknie zakomponował Antoni Tośta, porządek motywów muzycznych, często niemiłosiernie fałszowanych w naszej pamięci, ustala Czesław Majewski. Z wyraźną troską o wspólną płaszczyznę opowieści, choć bez natrętnej fabularyzacji, prowadzi spektakl Witold Filler. Reżyser znajduje bardzo wiele pomysłów na nastrój, na symbol, na piosenkę. Lecz kwestię, jak słuchamy dziś starych rosyjskich pieśni, rozstrzyga gościnny występ Bernarda Ładysza.

On sam mówi, że pochłonął go już żywot emeryta. Szczęśliwie prawda wygląda inaczej. Każde wejście artysty potwierdza świetną formę wokalną i aktorską. Nadając strofom niepowtarzalne brzmienie (m.in. "Był bal", "Ognisko") Ładysz wyraźnie akcentuje swój udział w całym przedstawieniu.

O klimat epoki dbają wszyscy wykonawcy, jednak - choć w tańcu zespolonym z piosenką przewodzi Ewa Kuklińska, choć podkreślają swoją obecność śpiewające aktorki (Hanna Balińska, Ewa Szykulska), a najmłodszym nie zbywa energii - widać i słychać zwłaszcza piosenki panów. Tak charakterystyczną dla owych czasów nostalgię, aż do kresu zmęczenia, podejmuje Tadeusz Pluciński ("Princessa Irena"). Bohdan Łazuka wiadomą tylko sobie sztuką przeobrażenia miesza akcenty ironiczne z tragicznymi ("Niczewo"). Sarkazm tuż obok dramatu odzywa się w przejmującej zapowiedzi pojedynku, którą składa Andrzej Grąziewicz ("Jutro wieczorem").

Ale nie miałoby przedstawienie tylu istotnych barw bez choreografii Witolda Grucy. Wspaniała "Trojka", dzieci w walcu "Na Sopkach Mandżurii", Cyganki, ba, nawet białe myszki... Stylizacje wedle miary romansu, poezji. Ślad tradycji wielkich baletów rosyjskich.

Jeszcze ostatnie akordy. Świetny głos debiutantki Zofii Kotkowskiej. Żegna nas "Drogą" Bernard Ładysz. "Zielonozłoty Singapur" Jonasza Kofty przenosi się "ponad mrok i wiatr...".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji