Artykuły

Szalone lata

"Powraca motyw ze starych nut/ Zetlały motyl/ Umarły cud/ Szalone lata/ Tonące w kwiatach/ Nieposkromione"

Rzeczywiście szalone lata dwudzieste, trzydzieste ciągle są modne i jak chce Jonasz Kofta - nieposkromione. Dowodzi tego choćby ostatnia premiera Teatru Syrena, bok Kofty autorami spektaklu są Witold Filler, Jerzy Kleyny i Czesław Majewski. Publiczność znów wali drzwiami i oknami, przed kasą awantury i listy społeczne.

Co tak przyciąga? Nie wielkie nazwisko gwiazdy, nie skandalizujący temat, nie śmiała realizacja - więc co? Jak napisaliśmy we wstępie sam k Paryża lat dwudziestych i trzydziestych. Niezapomniany czar piosenek śpiewanych przez Chevaliera, Mistinguett, Josephinę Baker - "czarną Wenus". Tamte lata, znany z filmów i opowiadań klimat niewielkich kabaretów, kafejek, rewii - ciągle frapuje. A tamten klimat dziś, to przede wszystkim muzyka - nastrojowa, melancholijna, z harmonią w tle.

W Syrenie strona muzyczna jest starannie opracowana, aranżacje bez nachalnej, nowoczesnej stylizacji, pokorne wobec pierwowzorów. To bez wątpienia zasługa Czesława Majewskiego. Bardzo dobra jest choreografia, dynamiczna, świeża Witolda Grucy i Małgorzaty Potockiej.

Jednak myliłby się, kto sądzi, że zobaczy Paryż nad Wisłą. Ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że Pluciński to nie Chevalier a Kuklińska to nie Piaf. I oto przecież chodzi! Jesteśmy przecież w Warszawie na Litewskiej i nie ma co udawać. Jest jednak coś, co odbiega od rodzimego schematu rozrywkowego. To przede wszystkim poziom tej składanki (tak, tak - składanki) zrobionej rzeczywiście profesjonalnie. Może to dziwne, że wyróżnia się i podkreśla poziom li tylko zawodowstwa, ale przy szerzącej się amatorszczyźnie na estradzie punktować trzeba każdy plus.

I sprawa druga, chyba jeszcze ważniejsza - utalentowana młodzież na scenie. W gruncie rzeczy jest to spektakl dla młodych zrobiony i okazja do prezentacji "młodych kadr". Młodzież radzi sobie znakomicie. Monika Runowska, Zdzisława Specht, Monika Marciniak (głos prawie operowy) czy wreszcie świetna w duecie z Tadeuszem Plucińskim Małgorzata Gudejko to "narybek", który śpiewa, tańczy, robi to z wdziękiem i uśmiechem i tylko czasem brakuje mu tchu. Szkoda jedynie, że nie znalazło się jeszcze trzech młodych mężczyzn do ról strażaków-policjantów, bo tych starszych naprawdę trudno było zrozumieć. Ale to już są sprawy polityki kadrowej dyrektora Fillera i tego recenzować nie będziemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji