Artykuły

Sen o dwóch zdaniach

Dwie mrówki o postawie wyprostowanej, w mia­rę wyprostowanej, to znaczy już tylko na dwóch ła­pach, czyli dłonie już wolne, te kości w rękawiczkach od uro­dzenia z trupiej skóry już mogą nerwowo miąć kapelusze, co się od zawsze ledwo kupy trzyma­ją. Wielka mrówka Didi i mała mrówka Gogo, długi Didi i krót­ki Gogo, tyczka grochowa i bla­dy kurdupel o cierpiących sto­pach. Dwie takie mrówki, nie do pomylenia, ale strach ten sam, dwa różne sposoby zagadywa­nia strachu, lecz po dnie idzie jeden ciemny prąd, identyczna niepewność.

Didi i Gogo, dwie byle jakie mrówki, byle jacy ludzie. Przyczłapali skądkolwiek, bez zna­czenia skąd, byle jaką drogą, pod drzewo byle jakie. Kęs byle jakiej marchewki i byle jaka rzodkiew na deser. Niezłe to by­ło, nawet smakowało, reszta na jutro, z byle jaką rzepą będzie jeszcze lepsze. Nażarci byle czym, byle jak czekają na byle co, doprawdy - na cokolwiek. Już nie na pewność, nawet nie na cień pewności. Cień cienia całkowicie im wystarczy, byle by tylko zamajaczył, na mgnie­nie, byle by móc go zobaczyć, wyczuć i móc zapamiętać, móc pamiętać, że jest mimo wszyst­ko. Ten akurat cień cienia nazy­wa się Godot, w sumie - może być. Jeśli inny cień cienia, co go jeszcze nikt nie doczekał, nazywa się Bóg, to ten może zwać się Godot, czemu nie. Zwłasz­cza, iż niektórzy powiadają, że to wszystko jedno, że to ten sam cień tego samego cienia. Czekają, czekają na jutro, za­kopane w dziurawych kiesze­niach na jutro czekają mar­chew i czarna rzepa, czekają nieludzko cierpiące stopy mrówki Gogo i na amen rozczłapane buty, które już chyba ze sto razy obeszły trzecią od słońca planetę, co ją Beckett zafajdaną gałką nazywa. I pod tym od urodzenia uschniętym drzewem, które dla jakiegoś przykrego dowcipu z ludzkich nadziei nagle wypuści parę zie­lonych liści, co niczego nie zmienią, sprawy będą szły, jak od zawsze i wszędzie szły, i jak iść będą wszędzie i już do koń­ca. Cień cienia wyśle do mró­wek chłopca, który przeprosi i zapewni, że dziś nie, ale jutro cień cienia pojawi się bez pu­dła. Słońce znowu się położy, a później znowu wstanie, wciąż to samo i wciąż tak sa­mo. Jak w pierwszym zdaniu powieści "Murphy". Słońce, nie mając wyboru, świeciło na nic nowego. Mrówki też nie mają wyboru. I w tym jest całe gorz­kie, spokojne przerażenie Becketta, który nigdy nie znalazł dobrego powodu, by zamykać oczy przed światem. Do końca patrzył prosto i bez złudzeń. Jakby los łaskawie obdarzył Go brakiem powiek.

Dziękować Bogu, tyle już na­pisano o "Czekając na Godota", że całkiem spokojnie można tej niebotycznej góry analiz nie czy­tać. Można znowu wrócić do Becketta. Czytać raz i drugi! czy­tać piąty i dziesiąty, czytać i czy­tać. Jak Stanisław Świder. Czytać można, czytać trzeba, uważnie, czytać warto, bo wtedy rozgar­nięty człowiek odkrywa, że prze­cież wszystko jest tutaj i tylko tu­taj, całe fenomenalne życie, całe teatralne ciało, jego oddech, rytm, smak i delikatność, wszystko jest w zdaniach Becket­ta. Już nie mam wątpliwości, już wiem jasno, że czystość tej reżyserii to jej dyskretna prostota. Czy dziś rzeczywiście niepojęty być musi ów stary banał, że jeśli już ludzkości, jak ślepej kurze ziarno, zdarzyło się parę genial­nych tekstów dramatycznych, to wystarczy tylko zrobić wszystko, by ich nie spłoszyć własnym, ku­rzym mędrkowaniem, co się po jednym zwoju mózgowym snuje. Obecność Świdra jest jak obec­ność mądrego kamerdynera. Właściwie nie ma go, właściwie nie reżyseruje, tylko otwiera drzwi. Na małej scenie układa z ociosanych pni byle jaką drogę, stawia byle jakie drzewo i sztucz­ny kamień, otwiera drzwi do te­atru i staje się tak, jakby dwie mrówki, Didi i Gogo, dwaj włó­czędzy wchodzili doń sami z sie­bie, bo tak im się chce, wprost z ulicy, żeby trochę posiedzieć, znowu spróbować zagadać ciem­ny prąd, co idzie po dnie serca, by znowu czekać i się nie docze­kać. Świder dłubał tylko w "Go­docie...", udało mu się nie spło­szyć świata ulepionego przez pi­sarza o twarzy sępa, co przylatu­je spoza czasu. Świder uwierzył tylko w "Godota..." i jeszcze w ów legendarny list Becketta, gdzie jak byk stoi napisane: Moje dzieło jest sprawą podstawowych dźwięków (...) wydanych jak naj­pełniej i za nic innego nie biorę odpowiedzialności. Jeśli ktoś chce, żeby niedomówienia przy­prawiały go o ból głowy, proszę bardzo. I niech sam zaopatrzy się w aspirynę.

W Tarnowie nie ma niedomó­wień. W XX wieku chyba nikt, jak Beckett, nie pochylił się nad ludzkim mrowiskiem z tym nie­powtarzalnym rodzajem czuło­ści, która kompletnie wyklucza tanie łzy. U Świdra nie ma żad­nych niedomówień, nie ma miejsc na tanie łzy, jest krótko za uzdę trzymana czułość, która nie ma złudzeń. Nie będzie inaczej, może być i będzie tylko tak... Jest jak tyczka grochowa Didi Ja­na Mancewicza i blady kurdupel Gogo Marka Kępińskiego, i jest taniec ich słów, które uparcie chcą wypełnić pustkę, na śmierć zagadać czas, a wszystko grane prawie idealnie w środku, bez staczania się w skrajność bezcieleśnie filozoficznych dywagacji lub w skrajność epatowania jakąś pożal się Boże tanią żebraczą ro­dzajowością. Jest może trochę za mocno przyciskający pedał pru­skiego drylu Pozzo Zbigniewa Kłopockiego i jest przyczepiony do liny jakiś porażający rodzaj ludzkiej pustki, czyli tresowany przez Pozza Lucky Dawida Żłobińskiego - jak laleczka zrobiona z trzciny. Jeszcze tylko rzod­kiewka, rzepa, i znów Żłobiński, tym razem jako Chłopiec, co przychodzi i mówi, że wpraw­dzie już nie dziś, ale z pewnością jutro cień cienia mignie. I już. Jest wszystko, czego trzeba Beckettowi, bo Beckettowi wystarcza byle co.

Didi i Gogo, dwie mrówki o swobodnych dłoniach, swo­bodnych, żeby mogły tłamsić strach ukryty w starych kapelu­szach. Znowu nie ruszają się z miejsca. Znamy to, bo znamy siebie. Kości wtłoczone we wdzianka z trupich skór zasy­piają pod drzewem, co na ironię urodziło parę zielonych liści. Śnimy dwa zdania. Przegraj jesz­cze raz. Przegraj lepiej. I budzi­my się z uśmiechem, bo wiemy, co już ktoś powiedział, wiemy, że nawet jeśli dziś przegramy mniej, to i tak w istocie przegra­my więcej, bo o kolejny raz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji