Artykuły

Klasyka w trzecim wymiarze

"Piotruś Pan" Jeremiego Przybory i Janusza Stokłosy w reż. Janusza Józefowicza w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Magda Mielke w Teatrze dla Was.

Czy jest ktoś, kto nigdy nie słyszał o Piotrusiu Panu? Janusz Józefowicz już po raz trzeci wziął na warsztat jeden z najsłynniejszych klasyków literatury dziecięcej i sprostał wyzwaniu ukazania historii małego chłopca z Nibylandii w nowszej, świeższej odsłonie. Produkcja zrealizowana w Teatrze Muzycznym w Gdyni zachwyca inscenizacyjnym rozmachem i jakością występów dzieci.

Opowieść o chłopcu, który nie chce dorosnąć, rozgrywa się na kartach powieści J.M. Barriego. Ilustracje niejako ożywają na deskach gdyńskiego teatru. Zapierające dech w piersiach efekty nie przysłaniają jednak fabuły, która poza głównym wątkiem traktuje o pierwszej miłości, roli matki, tęsknocie, egocentryźmie i zderzeniu marzeń z rzeczywistością.

"Piotruś Pan" w wykonaniu gdyńskiego teatru to przede wszystkim pokaz zgranej współpracy dorosłych i dziecięcych aktorów, którzy partnerują sobie na równi. Talent Julii Totoszko (Wendy) pamiętać możemy z występów w "Małych Gigantach". Dziewczynka zachwyca trójmiejską publiczność umiejętnością pokazania emocji dorosłej kobiety, targanej pierwszym uczuciem miłości oraz przyjmującej na siebie rolę matki. Równie świetnie wypada Piotr Zamudio, który wciela się w tytułową postać infantylnego chłopca, nieskorego do okazywania uczuć. I choć występującym na scenie dzieciom zdarzają się potknięcia, to na podziw zasługuje ich swoboda i dojrzałość gry. Rafał Ostrowski jako straszny Kapitan Hak, Anna Maria Urbanowska w roli Pani Darling czy Maja Gadzińska jako dorosła Wendy nawet w krótkich scenach tworzą zapadające w pamięć kreacje. Jednak to nie w pojedynczych, a w zbiorowych scenach tkwi sukces spektaklu.

Imponujący efekt to zasługa współgrania wielu elementów. Wykonawcy tworzą zespół z prawdziwego zdarzenia, są integralną całością, uzupełniają się wokalnie, aktorsko i tanecznie. To sceny zbiorowe wywołują największe emocje wśród widzów i definiują nową widowiskowość teatru muzycznego. Plemienne tańce Indian, morskie podróże piratów pod przywództwem ekscentrycznego kapitana Haka na fantastycznym okręcie "Wesoły Roger" czy Zagubieni Chłopcy w ich pełnej zabaw krainie - sceny te z uwagi na inscenizacyjną maszynerię nie tylko pobudzają wyobraźnię, lecz także dostarczają różnorodnych emocji i ukazują odmienne światy. Jedyne, co można zarzucić spektaklowi Józefowicza, to brak widowiskowego finału na miarę całości przedsięwzięcia.

Strzałem w dziesiątkę okazało się użycie technologii 3D. Efektowność i zabawa techniką często sprawiają młodym widzom dużo większą frajdę niż podążanie za fabułą. Dzięki trójwymiarowości akcja spektaklu zyskuje na dynamiczności, ale także stanowi wyzwanie dla dziecięcej wyobraźni. Stereoskopowa technologia nie jest tylko ozdobnikiem całości, ale stanowi podstawę magicznej atmosfery. Bez częstych zmian scenograficznych możliwe staje się poznawanie kolejnych baśniowych światów, a elementy scenografii wydają się być na wyciągnięcie ręki. W dodatku jest to poznawanie z nowych perspektyw - z lotu ptaka, spod ziemi czy z morskich głębin, a także poznawanie na całej przestrzeni teatru. Wizualne wrażenia nie ograniczają się jedynie do sceny czy proscenium, z którego wyłania się krokodyl. Widz musi być czujny, bo w każdej chwili z rozgwieżdżonego sufitu może nadlecieć Piotruś Pan, pomiędzy fotelami przebiec mogą Indianie, zza pleców wychylić się syreny, a ze sceny prysnąć woda. Nie zabrakło też lalek, ryby-drona i psa. Twórcom udało się nawet na chwilę ożywić Jeremiego Przyborę, autora libretta, aby zamknąć historię państwa Darling.

Nie będzie przesadą, jeśli użyję w tym wypadku trywialnego sformułowania, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Fantastyczne, energetyczne sceny zbiorowe - tańca Indian, życia na Nibywalencji czy morskich przygód kapitana Haka - przeplatają się z wzruszającymi, indywidualnymi występami pani Darling, Wendy i Piotrusia Pana oraz obrazkami z życia rodziny Darling. Reżyser konsekwentnie prowadzi widzów przez opowieść pełną różnorodności. I choć przesłanie tego wielkiego przedsięwzięcia jest dość proste, to nie ujmuje ono temu, że w Muzycznym przez dwie godziny każdy jest jak dziecko odkrywające świat.

---

Magda Mielke - absolwentka Dziennikarstwa i studentka Filmoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Recenzentka filmowa i teatralna, miłośniczka współczesnej literatury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji