Artykuły

Ireneusz Iredyński

Pierwszą premierą Teatru Dramatycznego pod nową dyrekcją Marka Okopińskiego był - na małej scenie - wcale udany spektakl adaptacji sław­nego (ongiś) z politycznego skandalu "Ósmego dnia tygodnia" Marka Hła­ski. Pierwszą prezentacją na scenie głównej stała się niezbyt udana prapre­miera "Dziewczynek", najnowszej sztuki Ireneusza Iredyńskiego, autora należącego do ścisłej czołówki naszych współczesnych dramatopisarzy. Skandal z "Ósmym dniem tygodnia" od dawna już stał się "niegdysiejszym śniegiem", pozostała seryjna sztuka obyczajowa, z Zapolskiej bodaj rodem, łatwo przystosowalna do warunków objazdowych. "Dziewczynki" - przez autora określone jako "tragifarsa" - były kolejną - któż mógłby przypu­szczać, że ostatnią! - wersją sztuki o przemocy i pierwotnych urokach wła­dzy człowieka nad człowiekiem, jaką autor "Czystej miłości" pisał całe życie. Iredyński był pisarzem realistycznym, opornym na nowości formalne, także "Dziewczynki" mają wystrój realistyczny, przykładnie podzielony na trzy akty. Prezentując je po swojemu w Teatrze Dramatycznym, reżyser Tadeusz Kijański zręcznie ujął je w sztukę dwuczęściową, dokonując też innych skrótów i przemieszczeń. Ale zechciał sztukę "umrożkowić", a może nawet pokazać ją pod patronatem Witkacego. Stąd figle z kandelabrem, wbrew widzeniu autorskiemu, strój i zachowanie się Kajki w salonie pań docentek, socjolożek i ich koleżanek na równie poważnych i szacownych stanowiskach. Po drodze zacierają się i realizm, i farsowość sztuki. Tym samym i jej właściwy temat: przechodzenia od farsy do swoistego tragiz­mu.

Sztuka jest pięknym polem do popisu aktorek, tak często w dzisiejszym teatrze odsuwanych na plan drugi. Tutaj mogą sobie pograć do syta. Nie wszystkie wykorzystały w pełni tę okazję - może i niezbyt trafna obsada temu winna? W każdym razie dramat przejścia władzy z rąk Justyny do Bożeny i okoliczności temu towarzyszące, nie znalazły, moim zdaniem, do­statecznej, realistycznej, wyrazistości. W przedstawieniu wzięły udział pa­nie: Chwalibóg, Decówna, Fijałkowska, Krajewska, Merle, Nowak, Orzeszkowska, Rysiówna, Szaflarska, Traczykówna, Wachełko. "Dziewczynki" nie należą do przodujących sztuk Iredyńskiego. Co nie znaczy, że są sztuką lichą. Iredyński nie zeszedł nigdy poniżej pewnego poziomu. Pamiętam jego debiut we wczesnych latach sześćdziesiątych: to­mik poetycki to była tylko dem złożona młodocianemu wiekowi autora. Ale jego debiut jako prozaika i dramatopisarza wzbudził sensację, postawił go z miejsca obok Hłaski, ówczesnego idola. Niebawem też zobaczono, że nowy Mrożek! Czy Iredyński zawiódł te nadzieje? I tak, i nie. Jego późniejsza proza nie dorównała debiutanckiemu "Dniu oszusta". Ale w dramatopisarstwie, po inauguracyjnym "Męczeństwie z przymiarką" dał sporo sztuk tak znamiennych dla jego czasu, jak "Żegnaj, Judaszu", "Sama słodycz" czy "Kreacja". Iredyński miał znakomite wyczu­cie aktualności i węzłowych trendów zarówno epoki, jak swego otoczenia. Wystarczy wymienić takie jego sztuki, jak "Narkomani", "Terroryści", "Da­cza", "Ołtarz, wzniesiony sobie". Skłonności do przejaskrawień, przechodząc w paszkwil, sprawiły, że niejednokrotnie popadał w konflikty, że był z regu­ły pisarzem, jak się to mówi, kontrowersyjnym. Ale jakoś dawał sobie radę i nigdy nie popróbował losu pisarza emigracyjnego. Mam w moich zbiorach przedcenzuralnych słynny tekst, Jasełka-moderne" Iredyńskiego (1962). Nie w każdym wersie był on lepszy od wersji ogło­szonej drukiem. Wydaje mi się, że redaktor "Dialogu" dobrze pełnił wobec Iredyńskiego te rolę, jaką redaktor "Twórczości" pełnił wobec swego "trud­nego przyjaciela" Jerzego Andrzejewskiego. I wydaje mi się, że Iredyński zdawał sobie z tego sprawę, że różne stawiane mu zarzuty nie były bezpod­stawne. Nawet w tak dobrych jego sztukach, jak "Terroryści" czy "Ołtarz, wzniesiony sobie" ileż znajdujemy uproszczeń i zniekształceń. Rekompen­suje je jego instynkt teatralny i umiejętność budowy sztuk, którą górował nad wszystkimi, poza Mrożkiem, swoimi rówieśnikami.

Życiorys miał trudny. Ale czy tylko dlatego, że "sam był sobie winien"? Różni różnie o tym sądzą. W każdym razie jego "przerwa w życiorysie" zbie­gła się z okresem pruderii i prominenctwa. Iredyński zapisał ważny rozdział w dziejach naszego powojennego teatru. Może jeden z najciekawszych?

Iredyńskiego "Dziewczynki" - po których napisać miał jeszcze nie znaną mi sztukę "Seans" - nie należą, jak powiedziałem, do jego sztuk czołowych. Są jak gdyby trochę wtórne, samonaśladowcze. Nie wątpię jednak, że dzieje teatralne i tej sztuki Iredyńskiego nie skończą się na prapremierze. Można spojrzeć na "Dziewczynki" inaczej, na ów dramat do szczegółów realistycz­ny a groteskowy. Dopiero lat 46 miał Iredyński, gdy umierał. Zdjęcie, po­mieszczone w programie teatralnym, ukazuje człowieka podstarzałego, zmęczonego, z workami pod oczyma. Odszedł pisarz, o którym teatr polski nie zapomni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji