Artykuły

PO XXV FESTIWALU POLSKICH SZTUK WSPÓŁCZESNYCH. ZACHMURZENIE DUŻE...

Dwudziesty piąty wrocławski festiwal miał się odbyć w zeszłym roku. Został odwołany, albowiem nie było go z czego sklecić, zaś poślizg w niewielkim tylko stopniu uratował sytuację. Opóźniony o rok przegląd już z góry prezentował się na tyle zniechęcająco, że trzeba było uprzedzić spodziewane kwękania; w inauguracyjnych przemówieniach znalazła się wzmianka o braku dobrej pogody dla dramaturgii współczesnej. Istotnie przez cały festiwal mieliśmy za­chmurzenie duże z opadami mżawki i bardzo nieliczne przejaśnie­nia; co gorsza wygląda na to, że zaciągnęło się na dłużej.

Wnioski przywiezione z Wroc­ławia nie mogą być w tej sy­tuacji nazbyt radosne. Jeżeli z dwóch sezonów nie udaje się - niezależnie od delikatnie mówiąc dyskusyjnych decyzji selekcjonerów, o czym będzie jeszcze mowa - więc nie udaje się zestawić polskiego, współczesnego repertuaru tak, by chociaż część pozycji dotykała za­gadnień istotnych, korespondując z tym, co obchodzi, gnębi i boli od­biorcę - to znaczy, że zatoka ni­żowa, w której tonie dramaturgia nie jest stanem przejściowym. Że olbrzymieje dziura we współczesnym teatrze; dziura której nie załata się ani repertuarem bulwarowym, ani klasyką, ani piosenką aktorską, ani, nawet niezawodnymi widowiskami dla dzieciaków.

GDZIE TE DRAMATY?

Elżbieta Wysińska przedstawiła we Wrocławiu sporą listę utworów dramatycznych ostatniego piętnasto­lecia drukowanych w "Dialogu", a nigdy nie sprawdzonych na scenie. Teatry boją się gotowych tekstów; jakże często wolą coś, co nazwać by można dramaturgią reżyserską. montaże, składanki, adaptacje. Rezultaty wcale jednak nie bywają lepsze. Oglądaliśmy oto podczas Festiwa­lu adaptację "Ósmego dnia tygodnia" Marka Hłaski przygotowaną przez Teatr Dramatyczny z Warszawy Adaptator Jacek Jaroszyk wykroił po prostu z prozy Hłaski poszcze­gólne dialogowe sceny, reżyser Ma­rek Witowski niekonsekwentnie usi­łował nadać im swoisty balladowy nastrój, scenograf Marcin Stajewski zgromadził w centrum sceny wszystkie miejsca akcji: pokój Agnieszki, bar, ławkę na przystanku tramwa­jowym. Powstało przedstawienie na­wet spójne, tyle że nie znający pier­wowzoru widz nie bardzo miał się skąd dowiedzieć, kiedy konkretnie toczy się akcja. Kim jest pijany Grzegorz i skąd ma broń, za co Pietrek poszedł do więzienia i ile tam siedział, co ciąży przemożnie nad tą rzeczywistością? Oczywiście w dia­logach Hłaski tych informacji nie było, skoro opowiadanie miało po­rtretować klimat zalęknionych, peł­nych obszarów tabu, lat pięćdziesią­tych. Ale w tym właśnie rzecz, że teatr nawet nie próbował szukać scenicznego ekwiwalentu owego kli­matu. Stanął bezradny wobec struk­tury literackiej operującej tyleż ak­cją, co niedomówieniem, opowiedział ponadczasową anegdotę o młodych, duszących się w biedzie i braku per­spektyw. Olga Sawicka zagrała bunt Agnieszki oszczędnymi, celny­mi środkami, tyle że - podobnie jak całe przedstawienie - całkowi­cie ahistorycznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji