Artykuły

Pomnik

Roman Wilhelmi w tej biografii (która biografią nie jest) zagłębia się w ogromnej ilości anegdot. Marcin Rychcik stawia sobie za cel przypomnienie o wybitności aktora - i innych ocen praktycznie nie dopuszcza - o książce "Roman Wilhelmi. Biografia" pisze Izabela Mikrut w Teatrze dla Was.

Marcin Rychcik nie obliczył dokładnie objętości biografii Romana Wilhelmiego, a może po prostu rozmiary pracy zaliczeniowej na seminarium z biografistyki były mniejsze niż wymagania dotyczące liczby arkuszy wydawniczych. Dość powiedzieć, że bohater tomu umiera już na 170 stronie mocno zdobionego fotografiami tekstu - a dalej czeka czytelników jeszcze 80 stron opowieści i obszerny spis ról czy nagród. Rychcik gromadzi materiały długo i sam opowiada o własnych w tym zakresie doświadczeniach - a opracowuje je tak, jakby przygotowywał książkę w stylu pop, dość pospiesznie i ze zlepkiem cytatów. W efekcie czytelnicy otrzymają tom, owszem, zgrabny i wypełniony anegdotami, ale przy tym też raczej pobieżny.

Na początku liczy się życiorys. Wspomnienia z rodzinnego domu bohatera autor błyskawicznie przecina - skokiem do związków z aktorstwem. Tu trzyma się chronologii i mocno podpiera opiniami na przykład byłej żony - to najważniejsza informatorka w tekście. Roman Wilhelmi jako aktor jest zresztą o wiele lepszym materiałem na "pomnikowe" wywody niż Roman Wilhelmi jako człowiek lub głowa rodziny. Marcin Rychcik stosunkowo szybko ucieka od motywów życia prywatnego, bo wie, że tu nie usłyszy zbyt wielu krzepiących komentarzy. Zresztą nie wszyscy w ogóle chcą o Wilhelmim opowiadać. Byłe żony czasami są w stanie spojrzeć na wszystko z dystansu i nawet podjąć się trudnych analiz, żeby lepiej zrozumieć artystę. Ale nie wszystkich stać na pobłażliwość czy wyrozumiałość, nawet po latach. Dlatego bezpieczniej jest przedstawiać Wilhelmiego przez pryzmat zawodu. Jako aktor staje się dla Rychcika postacią najbardziej atrakcyjną i intrygującą.

Mowa więc w tej książce przeczytać o różnych środkach wyrazu i rolach, które kształtowały artystę w oczach zbiorowej świadomości. Rychcik przypomina, jaki był Roman Wilhelmi po "Pancernych", po "Alternatywach" czy po "Dyzmie" - co ciekawe, tylko ostatni motyw bardziej rozbudowuje. Znacznie bardziej intrygujące mają być wyzwania filmowe, anegdoty z planu i z teatrów. Autor zagląda do garderób i za kulisy w poszukiwaniu wyjaśnienia fenomenu Wilhelmiego. Bardzo dużo rozmawia z jego współpracownikami, a w pytaniach nie stawia sobie ograniczeń (odwołuje się między innymi do kwestii alkoholu). Wilhelmi jako aktor to portret z różnych rozmów - raz po raz narrację autora przecinają rozbudowane akapity-cytaty. Rychcik chce oddawać głos innym, sam nie podejmuje się oceniania, jakby bał się burzenia mitu. Wybiera to, co podkreśli wielkość Wilhelmiego. Kiedy relacja samoistnie - przez śmierć aktora - się urywa, ma za sobą mozaikę cytatów i zestaw zgrabnych towarzysko-zawodowych komentarzy. Dokłada więc fragmenty z recenzji czy ocen aktorskiego fachu. Cechą charakterystyczną tego tomu jest zarzucanie czytelników zdjęciami ze scen - one zwiększają jeszcze objętość książki, chociaż do samej relacji wnoszą dość mało. Na koniec Rychcik oddaje głos Rafałowi, synowi Romana Wilhelmiego. Ten przez całe dzieciństwo i młodość mierzył się z sytuacją wiecznie nieobecnego w domu ojca - teraz pokazuje codzienność z mniej entuzjastycznej perspektywy. Z własnymi emocjami umie sobie poradzić, zdobywa się na dystans - ale daje też upust goryczy i rozczarowaniom. To przeciwwaga dla wspomnieniowych pochwał i podkreślania wielkości. Roman Wilhelmi w tej biografii (która biografią nie jest) zagłębia się w ogromnej ilości anegdot. Marcin Rychcik stawia sobie za cel przypomnienie o wybitności aktora - i innych ocen praktycznie nie dopuszcza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji