Świat kobiet
Świat kobiet jest światem niezmiernie skomplikowanym, światem spraw jednocześnie najważniejszych i najdrobniejszych. Czasem nie można dać sobie rady z tym światem... Oto przesłanie sztuki, która była przebojem Broadwayu, otrzymała przed dwoma laty nagrodę Pulitzera dla najlepszego amerykańskiego dramatu roku, a teraz z powodzeniem grana jest w Teatrze Dramatycznym, który po chudych premierach może się wreszcie pochwalić tłustą.
Na scenie dwie kobiety - matka I córka. Senny, zwykły wieczór. Zdania obrosłe w rutynę codzienności przenoszą się z ust do ust: - wpisz to na listę zakupów, masz dobre włosy, Jessie... I raptem pytanie: gdzie jest rewolwer ojca? Pytanie, które na ostatnie 70 minut, odmierzane pilnie tykającym ze sceny zegarem, zamieni życie tych dwóch kobiet, od dawna już na śmierć i życie ze sobą związanych. Jessie, epileptyczka, przeżywająca silne stany depresyjne, właśnie teraz, kiedy czuje się zdrowa i silna, podejmuje decyzję o samobójstwie. Matka, jej cierpliwa opiekunka, okaże się za słaba, żeby cokolwiek w tym postanowieniu zmienić. Chociaż będzie walczyć. Ironią z łzami, prośbą i podstępem, obietnicą i bezradnym załamaniem rąk. Trzeba widzieć, jak walczy. Jak mieni się bogactwem półtonów i odcieni rola Ryszardy Hanin, kreującej Matkę. Jak z teraźniejszości cofa się w przeszłość, jak powolnie akceptuje już czas przeszły i poddaje się mu bezradnie, wyzbyta wszelkiej siły. Jak wydobywa słabości, przeobrażając się z matki-opiekunki w obiekt troskliwych zabiegów córki. Ta metamorfoza dodaje głębi prowokacyjnie skrojonej intrydze sztuki. Widz zostaje ostrzeżony, aby nie sądził - co czarne, co białe, aby łatwo nie wydobywał argumentów i gdzieś zasłyszanych. Ma się przyjrzeć sam tym dwóm kobietom, ich, światu, splątanemu, pełnemu napięć. Marsha Norman potrafiła ten świat zamknąć w atrakcyjnych, wartkich dialogach, w rolach, o jakich marzyć mogą aktorki. Tą drugą tego wieczoru jest Ewa Decówna jako Jessie. Zdyscyplinowana, przekonywająca, wręcz pedantyczna w trosce o szczegół, motywację gestu. Z przyjemnością ogląda się tę aktorkę, która w Warszawie czekała dość długo na taką szansę.
Na co czeka publiczność, dość skąpo wypełniająca krzesła Sali Prób, zaiste nie wiem. To przedstawienie jest przykładem ze wszech miar dobrej roboty teatralnej, godnej głośniejszych braw.