Artykuły

Życie zmieszczone w kłótni

Romana Próchnicka podjęła w Teatrze Dramatycznym trud­ne zadanie. Wystawiła sztukę młodej pisarki amerykańskiej, Marshy Norman, pt. "Mamo, dobranoc" (przekład Miry Mi­chałowskiej i Ireny Szymań­skiej). Autorka spróbowała uka­zać życie dwóch kobiet. Thelmy i Jessie, matki i córki, ujęte wyłącznie w ich rozmo­wie, raz po raz zmienianej w spór, dyskusje, kłótnie. Nie ma tu narracji. Jest akcja żywa, nawiązująca w sposób nieu­chronny do bolesnych przeżyć. Rozdarcie i psychiczne moco­wania się służą charakterysty­ce postaci. Są walką, która się kończy rozwiązaniem tragicz­nym. Matkę i córkę łączy lęk przed samotnością. Dzieli fakt, że córka - zwłaszcza ona! - nie może już wytrzymać ani w towarzystwie matki, ani w osamotnieniu. Temat taki grozi na scenie podwójnym ryzykiem. Może się stać melodramatem. Może też pozostać serią scenek z życia, zbyt dosłownie pojętych. Reży­seria takiej sztuki, jak "Mamo. dobranoc" wymaga czułego ucha, sprawnego uchwycenia to­nu. Romana Próchnicka odzna­cza się zarówno pomysłowością, jak i talentem samokontroli. Każdy szczegół został w spek­taklu przemyślany, nie ma najdrobniejszej luki w rozwoju wydarzeń. Aż po końcowy akord, gdy - po tragicznym, strzale córki - matka chwilę pozostaje w milczeniu, słychać przejmujące tykanie zegara, przypominające o pośpiechu, w którym przed chwilą działała samobójczyni, by wygrać wy­ścig z sobą, nie zmienić posta­nowienia, wyzyskać ten mo­ment - i odejść w "noc" (do czego czyni auzję tytuł orygi­nału). Dopiero po owej chwi­li milczenia, matka - już uspokojona - podchodzi do tele­fonu, by zawiadomić pogotowie i policję.

Dwie tylko aktorki wypeł­niają dialog sztuki, który sta­nowi jej akcję. Ryszarda Hanin gra matkę, rozdartą sprzecznymi porywami. Od cierpli­wości wobec wybuchów roz­drażnionej Jessie, aż po sybarytyzm, wygodnictwo, nawet pozory egoizmu. Czyni wszys­tko, by córkę powstrzymać od desperackiej decyzji. Jednak przez lekkomyślność czy ga­dulstwo, raz po raz zadaje jej bolesne ciosy. Ostatnie minu­ty dramatu każą wierzyć, że owa matka nie wyrzeknie się ani swej godności, ani poczu­cia odpowiedzialności. Ryszar­da Hanin gra tę rolę bardzo wyraziście, akcentując pełnię frazy, podkreślając ją natural­nym gestem, czy - usprawie­dliwiającym postać - uśmie­chem.

Córkę, Jessie gra Ewa Decówna. Ma zacięty i dumny wy­gląd, surowy, nieubłaganie sta­nowczy. Dzięki tej grze stosu­nek córki do matki paradok­salnie się odwraca; to córka rozkazuje, strofuje, narzuca swą wolę matce. Czujemy, że owa kobieta mogła - wbrew samej sobie - wyrzec się ukochanego, który jej kazał wy­bierać między sobą, a roz­koszą palenia papierosów. Choć w tekście mowa o atakach epilepsji, które nękają młodą kobietę, problem ani na chwi­lę się nie stacza ku patologii, czy psychozy lęków. Mimo drobnych mankamentów tech­nicznych (dotyczących np. ope­rowania głosem), rola hossie jest zapewne najlepsza od prze­niesienia się Decówny z Katowic, gdzie odnosiła sukcesy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji