Artykuły

Wyspiański nie wyartykułowany, czyli psia dola "Klątwy"

Reżyser, porywający się na wystawienie w teatrze "Klątwy" Stanisława Wyspiańskiego, musi mieć świadomość czyhających nań wielu niebezpieczeństw. Jest to bowiem tekst trudny.

Pierwsza pułapka tkwi w jego warstwie językowej: dramat napisany gwarą, wymaga od aktorów wyjątkowej dyscypliny słowa. Jeśli ta przeszkoda zostanie pokonana, to wnet zjawia się następna: aktualizacja. Autorzy obecnego przedstawienia chcą, by rzecz traktowała o nietolerancji i aby była opowiedziana w scenerii wiejskiej plebanii, gdzie - na podwórzu - pozostawiono jakieś niezidentyfikowane sprzęty, które jedynie coś przypominają (np. beczkowóz). Nad wszystkim góruje, starannie odtworzona, barokowa kapliczka. Scenografia jest bogata i jeśli jej zadaniem miało być podkreślenie bałaganu panującego w związku z suszą, to z pewnością je spełniła. Bo akcja "Klątwy" toczy się podczas suszy, która, w opinii gromady wiejskiej, jest karą Bożą, zesłaną za grzeszny związek Księdza z Młodą.

Tek osnute tło konfliktu tłumaczy, dlaczego sztuka Wyspiańskiego nie miała szczęścia nie tylko do cenzury austriackiej, ale takie do kościelnej - jej prapremiera miała miejsce w Łodzi w 1909 roku, w 10 lat po wydrukowaniu tekstu na łamach krakowskiego "Życia". Cenzura podobno już nie istnieje, z Austrią współpracujemy zgodnie, zatem tzw. przeszkód obiektywnych tym razem nie było.

"Klątwa" w reżyserii Jerzego Golińskiego i współreżyserującego z nim Andrzeja Grabowskiego nie pokonuje pierwszego z wymienionych niebezpieczeństw. Aktorzy stanęli bezradni wobec gwary w wydaniu Wyspiańskiego. Przedstawienie jest niesłyszalne dla widza, a tym samym zamazują się jakiekolwiek inne jego treści. Szkoda, iż podczas prób nie usiadł ktoś życzliwy obok dyrektora Galińskiego i w odpowiednich momentach nie krzyczał mu do ucha, że aktorzy - najłagodniej rzecz ujmując - mówią niewyraźnie.

A mieli opowiedzieć historię o nietolerancji wobec związków nie usankcjonowanych przez prawo Boże, a szerzej, wobec spraw wykraczających poza świadomość moralną jakiejkolwiek społeczności, której wydaje się, iż "ma rację".

Jak bardzo jest to problem aktualny, o tym przekonywać nie muszę. Kłopot w tym, iż przedstawienie skomponowano tak niefortunnie, że nie wiadomo, czyje racje podzielają jego twórcy, a tym samym, ku jakim prawdom ma się skłaniać widz. Z pewnością nie przyzna on racji Księdzu (Marek Walczak) i Młodej (Mariola Pietrek) - ukazanych w sposób niemal karykaturalny. Nie odda też sprawiedliwości gminie, którą powoduje prymitywny, pogański zabobon. Trudno nawet uronić łzę nad losem Matki, gdyż jej dramat - w wykonaniu Geny Wydrych - nie jest przekonujący, a chwilami wręcz zabawny. Wśród wielu złośliwości usłyszałem także tę, że jedyną prawdziwą postacią w "Klątwie" Golińskiego był, biegający po scenie, żywy pies.

Szkoda, że tak niewiele dobrego można powiedzieć o pierwszej premierze w wyremontowanym gmachu przy placu Świętego Ducha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji