Artykuły

trójkoAlicja w Baju

"Alicja w Krainie Czarów" wg Lewisa Carrolla w reż. Marka Ciunela w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. Pisze Aram Stern w Teatrze dla Was.

"Alicja była prababką hipisów, ponieważ gdy czuła się mała, zażywała narkotyk po to, by urosnąć" - ten cytat Yayoi Kusamy, jednej z najpopularniejszych artystek na świecie, pokazuje wyraźnie, jak bardzo (także dziś) postać literacka może fascynować nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Wielu, którym dzieło Carolla porusza wyobraźnię chciało ją pokazać na teatralnych scenach, co pod sam koniec ubiegłego roku miało miejsce także w toruńskim Teatrze "Baj Pomorski". Tutaj Marek Ciunel na kanwie słynnej książki Lewisa Carolla wyreżyserował "Alicję w Krainie Czarów" we własnej adaptacji i skupił się głównie na poszukiwaniu przez bohaterkę własnej tożsamości w obliczu trudnego okresu dojrzewania. Już samo to założenie ogranicza nieco świadomy odbiór spektaklu przez najmłodszych (wg Teatru przestawienie kierowane jest do małego widza od lat sześciu), ale nie w tym leży główny problem percepcji przedstawienia.

Nie ulega wątpliwości, że najmniejszych widzów (oraz ich rodziców) przede wszystkim zachwyci warstwa plastyczna inscenizacji, gęsta od znaczeń, obrazów i zaskakujących elementów scenografii - do tego, jak w mikroskopijnym świecie Alicji, wciśnięta na małą scenę Teatru, co z jednej strony jest jej wielkim atutem, a z drugiej pewnym ograniczeniem. Autor scenografii i kostiumów - Sebastian Łukaszuk (absolwent Komunikacji Wizualnej i Animacji na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu) w oprawę plastyczną przedstawienia tchnął zupełnie nowego, bardzo nowoczesnego ducha, choć nie widać tego od początku. Albowiem to, co rzuca się od razu w oczy, to widok rozbudowanego portalu maleńkiej sceny, pełnego tajemniczych elementów, z których najbardziej wyraźne są wielkie płaskorzeźby lokajów: Żaby i Ryby i chyba żaden z widzów nie spodziewa się, co się z nimi stanie w połowie spektaklu!

Dzieci zaciekawić mogą również trzy Alicje, trzy inkarnacje jednej bohaterki personifikowane nie przez lalki, a trzy aktorki. Już pierwsze z kilku scen, przypisane najmłodszej Alicji Pierwszej (w tej roli doskonała Anna Katarzyna Chudek) mogą urzec nośną ekspresją poznawania przez małą dziewczynkę swego ciała, rozczłonkowanego w szklanych gablotach, krążących po małej scenie w ścisku niebywałym, gęstym od wizji, (może nieco za gęstym jak na tak małą scenę). Pierwsza Alicja (błękitna) jest jeszcze nieporadna, szuka siebie, ciągle biegając po wystawie swej materii, jakby chciała pojąć, w jakim celu znalazła się w tym przedziwnym uniwersum i dlaczego jest tak mała, a wszystko dookoła zbyt wielkie oraz niebezpieczne. Nawet, kiedy urośnie jej głowa, to dalej bać się będzie wielkiej dłoni zaciskającej swe palce na jej drobniutkim ciele. W paradoksalnym strachu pozostanie także (czerwona) Alicja Druga (gra ją równie przejmująco Marta Parfieniuk-Białowicz), duszona przez Kota-Dziwaka z Chesire (Jacek Pietruski), "znikającego" cudownie, po tym gdy próbował dziewczynce udowodnić szaleństwo. To wywołuje u młodej widowni wręcz osłupienie (za efekty magiczne i iluzję w spektaklu odpowiada iluzjonista Jerzy J. Buczyński). Także scena Alicji z Szalonym Kapelusznikiem (Andrzej Korkuz), będąca filozoficzną dysputą o przemijającym czasie, przerywana złośliwościami Susła (na bucie i w dłoni aktora) w pierwszej chwili zachwyca widokiem ogromnej, zajmującej prawie całą scenę filiżanki, wyszczerbionej w jednym miejscu przez czas. Jednak scena ta przykuwa uwagę dzieci tylko przez chwilę, gdyż arcydługi dialog obojga odwraca uwagę milusińskich, ale na szczęście tempo powraca w genialnych scenach z Księżną i Kucharką, toczących się także z udziałem widowni.

W obie te arcydowcipne postaci wciela się genialny Mariusz Wójtowicz i z surrealistycznego klimatu przenosi widzów na chwilę w nieco jarmarczny, w najlepszym tego słowa znaczeniu, nastrój. Choć wszyscy aktorzy grają po kilka postaci, to właśnie kreacje tego aktora pozwalają mu zaprezentować je najbardziej wdzięcznie (również i w rolach Pana Gąsienicy, gdzie kostium aktora jest majstersztykiem, czy Białego Królika). Jest w nich najwięcej humoru, najsilniejszy potencjał życia i to jego kwestie nadają spektaklowi niezwykły dynamizm. Niestety scena lekcji (procesu) z udziałem wszystkich Alicji, z których teraz najważniejszą jest ta Trzecia - Czarna (gra ją, już nie tak wyraziście, jak poprzedniczki, Edyta Soboczyńska) przywraca spektaklowi rozwlekły i rozgadany charakter, przez co ten znów traci napięcie.

Problem tkwi chyba głównie w tym, iż w przedstawieniu razi niewspółmierność doboru partii ogromnych fragmentów tekstu z XIX-wiecznej angielskiej powieści z fajerwerkiem wyobraźni bardzo współczesnego scenografa. Tekstu kipiącego przecież od finezyjnego brytyjskiego humoru, pełnego ironii i zagadek, ale w inscenizacji Marka Ciunela, jakby powklejanego komputerową myszką w fantastyczną video game i puszczonego w wielu scenach na zwolnionym obrazie.

Wszystkie zachwycające plastycznie obrazy Bajowej "Alicji w Kranie Czarów" pozostaną widzom na pewno w pamięci (brawa dla pracowni plastycznej Baja!), w tym jednakże problem, że ich rejestr nie może dać wyobrażenia ani o nich samych, ani o wymowie całości. Reżyser, jakby tropem Józefa Szajny, wyreżyserował w Baju "Alicję..." - poprzez scenografię, pojmując przedmiot-rekwizyt czy element kostiumu chyba głównie umysłem malarza, co spowodowało, iż tak wybujała wizualnie mozaika zasnuła swym pięknem warsztat samej inscenizacji oraz spójność samej dramaturgii. Koncepcja reżyserska Marka Ciunela w "Alicji..." traci w większości scen poczucie rytmu i nie chroni młodych widzów przed znużeniem. Choć reżyser stara się cieniować znaczenia, a ich zarys umiejętnie narzuca grubszymi pociągnięciami, to jednak pomiędzy poszczególnym scenami widać wyraźne szwy. Jedno, co trzeba przyznać - to fakt, iż w spektaklu na pewno nie zabrakło atmosfery tajemniczości, pełnych Carroll'owskich smacznych niespodzianek, nie brakuje w nim także specyficznego dla powieści klimatu, podkreślonego piękną muzyką Piotra Klimka i nieszablonową choreografią Urszuli Pietrzak. Szkoda tylko, że przedstawienie raz po raz gubi rytmiczność, przez co nie pozwala cieszyć się nim w pełni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji