Artykuły

Weneckie maski rządzą w Dramatycznym

"Sługa dwóch panów" Carla Goldoniego w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Was.

W warszawskim Teatrze Dramatycznym króluje teraz wenecka maska i teatr włoski, a to za sprawą najnowszego spektaklu doświadczonego reżysera i aktora, Tadeusza Bradeckiego. Jakież zabawne, wdzięczne i ucieszne wyszło przedstawienie warto się przekonać samemu. Gęste od czarodziejstwa kompozycji aktorskich, plastycznych, małych żartów i niedopowiedzeń. Bradecki sięgnął po "Sługę dwóch panów", jedną z najbardziej znanych komedii Carla Goldoniego. Pomysł wystawienia sztuki z XVIII wieku, w dodatku commedii dell'arte, która już trzy wieki temu zaczęła powoli tracić popularność, wydawał się szalony. Cóż jednak znaczy siła teatru! Sam Goldoni pisał: "Księga teatru, którą posługuję się w praktyce, mówi mi, jak powinienem przedstawić na scenie postaci, uczucia, zdarzenia, o których wyczytałem w księdze świata - jak wycieniować ich tony, by nadać im większą plastykę, jak dobrać owe odcienie, które mogą uczynić je przyjemnymi dla wrażliwych oczu widza".

Autor "Sługi dwóch panów" to wybitny komediopisarz włoski, związany głównie z Wenecją, gdzie zamieszkał po ukończeniu studiów prawniczych. Jednak bardziej niż prawo pociągał go teatr. Napisał kilka librett, scenariuszy, a w 1748 roku ostatecznie porzucił adwokaturę na rzecz twórczości dramatycznej. Atakowany przez rywali literackich, w 1762 wyjechał do Paryża i pozostał tam do końca życia. Po dzień dzisiejszy dokonano około ośmiuset przekładów utworów Goldoniego na czterdzieści języków, a jego sztuki nie znikają ze scen światowych.

Treść dramatu jest z pozoru błaha, pełna perypetii zakochanych młodzieńców i dam oraz omyłek, prowadzących do coraz większych nieporozumień. Akcja rozgrywa się w osiemnastowiecznej Wenecji. Oto Klarysa, kapryśna córka mieszczanina Pantalone, i szaleńczo w niej zakochany Sylvio, mało błyskotliwy syn flegmatyka Dottore (który w szczególnych okolicznościach bywa też cholerykiem), właśnie świętują zaręczyny. I wszystko mogłoby potoczyć się gładko, z góry ustalonym, spokojnym torem, gdyby nie przyjazd Fryderyka - poprzedniego kandydata na małżonka Klarysy. Uznano go, prawdopodobnie pochopnie i niesłusznie, za zmarłego, a przyrzeczona mu panna szybko skierowała swój wzrok ku ukochanemu paniczowi Sylvio. Ów incydent i oświadczenie sługi: pan z Turynu żyje - staje się początkiem niezłej awantury i niespodziewanych komplikacji. W dodatku w Wenecji pojawia się Trufaldino, tytułowy sługa dwóch panów, zwinny i sprytny młodzieniec, który miesza sprawy jeszcze bardziej, myląc polecenia i próbując wywinąć się z oczywistych kłamstw. Radzi sobie całkiem dobrze. Do czasu .

Goldoni maluje swój wenecki obrazek z natury i czyni to z całą sympatią. A trzeba przypomnieć, że wiek XVIII nigdzie nie jawił się tak zajmującym i nie stanowił tak tajemniczego widowiska, podobnego do teatralnego przedstawienia, jak we Włoszech. Trudno nie poddać się urokowi Wenecji tych czasów, gdzie ludzie nieustannie uczestniczą w jakiejś niepojętej komedii, odgrywanej na placach, ulicach i w jej zaułkach. W karnawale, mieszkańcy miasta namiętnie przebierali się i wkładali maski. W owej epoce, zwanej "wiekiem maski", Wenecja czciła ten element karnawałowego stroju niemal jako instytucję wielkiej wagi. Będąc w masce tracimy zmysł powagi, w masce można wszystko powiedzieć i na wszystko się odważyć. Urocze szaleństwo. I taki obraz weneckiego życia i bohaterów przedstawia reżyser, podążając za tekstem Goldoniego. Tadeusz Bradecki zachował, z niezwykłą czystością i artystyczną siłą, istotę owej epoki, skupioną jak w soczewce właśnie w Wenecji, drugiej stolicy Europy, równie ważnej jak Paryż. Do dziś miasto to nie utraciło przecież swego aromatu. Warto wspomnieć, że inspiracją dla komedii dell'arte są i tradycje wysokie, i ludowe. Prawdopodobnie jest to jedna z przyczyn, dla której sztuka ta odnosiła (i nadal odnosi) sukces w całej Europie przez ponad dwieście lat. Goldoni, subtelny znawca życia, prekursor nowoczesnej epoki dziejów teatru włoskiego, choć przejął wiele z tradycji komedii masek i jej ducha, zapragnął mimo to zburzyć komedię improwizowaną. "Sługa dwóch panów" to odmienny rodzaj dawnej commedia dell'arte. Jego bohaterowie, Arlekin i Pantalone oraz pozostałe stereotypowe postacie, typowe dla tego rodzaju scenicznej sztuki, przybrani zostali w inne kostiumy i inne cechy, bliższe realistycznej komedii pisanej. Nie mają w sobie dawnej typowości i umowności. Rzecz jasna, zarówno Goldoni jak i Bradecki pozostawili owych bohaterów na scenie. Są nadal barwni, nie tak jednak naiwni jak dawniej. Mają w sobie wesołość, hałaśliwość i przemawiają szczególnym językiem. Trochę gminnym, a trochę wyniosłym, z dozą uszczypliwej złośliwości. W Dramatycznym aktorzy występują w maskach, a pod nimi kryje się autentyzm, pozornie tylko przyobleczony w maskaradę, ograniczony do podwórka wciśniętego między weneckie kanały, gdzie ścierają się codzienne sprawy zwykłych mieszczuchów, panów i służących. Żywa akcja, zabawne dialogi, a w tle osiemnastowieczna Wenecja, z tańcem, śpiewami i doskonałą włoską kuchnią, mogą ucieszyć nie jedno oko.

Reżyser zgrabnie łączy pantomimę, farsę, komedię ciała z odrobiną improwizacji. Przez scenę przewija się cała galeria zabawnych typów ludzkich. Anachroniczne i trącące myszką? W żadnym razie! Aktorzy wyczuwają rytm, klimat klasycznego dramatu i bawią się nim znakomicie. Maski i kostiumy podkreślają reżyserską koncepcję, uwypuklają groteskowość i komizm postaci. Przemawiają językiem Goldoniego - wyrazistym, dowcipnym, bardzo żywym. Dialogi płyną wartko, każda fraza, każde słowo wypowiadane jest z należytą dykcją. Zdarzają się wpadki językowe, ale występujący podczas premiery aktorzy z pewnością jeszcze wygładzą, dopieszczą każde słowo. Kobiety są powabne, dowcipne i obrotne. Wdzięczna, żywa jak iskra Anna Szymańczyk w roli służącej Smeraldyny, bywa dosadna, prędka jak wiatr, ale uroku ma w sobie znacznie więcej. I wspaniale wyśpiewuje swe włoskie kuplety! Ta prosta acz bystra dziewczyna wiernie służy swej pani, nieco dziecinnej Clarze. Kinga Suchan znakomicie oddaje charakter panienki z dobrego domu, która ma dobre, kochające serduszko i marzy o jednym - jak najszybszym zamążpójściu. Pozornie skromna, niewinna i naiwna, potrafi wykazać się sprytem dojrzałej kobiety. Agata Góral, czyli Beatrycze, to nietypowa dama z Turynu, w mało damskim przebraniu. Zdesperowana, z determinacją i brawurą walczy o swoje szczęście i miłość. A cała widownia jej kibicuje. Bo jak tu nie polubić tej drobnej panienki? Jest w tej postaci sporo humoru, który Agata Góral umiejętnie eksponuje. Kroku paniom dotrzymuje niezwykły, błazeński, przezabawny Krzysztof Szczepaniak, czyli Arlekino. Ta niezwykła figura komiczna, znana w całej Europie i niemal na całym świecie, czasem pod innym imieniem, przetrwała na teatralnych scenach i doczekała się wielkich interpretacji (również w malarstwie, muzyce oraz filmie). A teraz bawi nas w Teatrze Dramatycznym za sprawą Krzysztofa Szczepaniaka, prezentującego aktorskie umiejętności najwyższej próby. Artysta pełną koordynacją ruchu oraz sprawnością fizyczną dostosowuje swe zachowania do każdej komicznej sytuacji tak, by zadowolić całą publiczność. Spryciarz i szelma zwodzi obu swych panów, ale też zdaje się im pomagać. Aktor znakomicie moduluje głos, "łyka muchy", podaje do stołu, żongluje i improwizuje. Jawi się jako iluzjonista i dowcipniś. Jakby posiadł nieskończenie wiele wariantów swojego "aktorskiego ja". Ten młody artysta ma w sobie niezwykły potencjał i - taką mam nadzieję - po mistrzowsku wykorzysta go w przyszłości, w wielu kolejnych kreacjach scenicznych. Tego mu szczerze życzę!

Są jeszcze dwie, stereotypowe i bardzo ważne w komedii postacie: starcy Pantalone Bosonosi (Mariusz Wojciechowski), ojciec Clary i Dottore Lombardo (Andrzej Blumenfeld), lekarz i ojciec Sylvia. Karykaturalni, groteskowi, podchodzą do swych ról z lekką, zamierzoną ironią, co jeszcze dodaje im smaku i kolorytu. Niezapomniany duet. A obok nich młodzieńcy - Waldemar Barwiński, bardzo dobry w roli Florynda Aletuso z Turynu i Mateusz Weber, czyli Sylvio. Floryndo, przystojniak, ciut wyniosły i jak inni równie zabawny, swym głosem, ruchem, mimiką podbija serce ukochanej kobiety i nie tylko jej... Drugi panicz to niezdarny acz czupurny kochanek, który tak zawzięcie walczy o rękę swej umiłowanej Clary, iż budzi serdeczny, życzliwy śmiech widowni. Ale nie byłoby "Sługi dwóch panów" bez postaci drugoplanowych, zagranych umiejętnie, z wyczuciem i konieczną dynamiką. Brawo dla Macieja Wyczańskiego (Gianni), Tomasza Budyty (Piergiorgio), Piotra Bulcewicza (Massimo)i Łukasza Wójcika (Bryghella Chlavino).

Przygrywający na scenie muzycy to dodatkowy, bardzo "włoski" w wymowie element, który ubarwia całość, pozwala aktorom umilić teatralną ucztę dynamicznymi piosenkami w oryginalnym języku. Ten żywy i urokliwy spektakl zdobi dopracowana scenografia, podkreślająca klimat i wenecki styl obecny w commedii dell'arte. Reżyser zadbał o drobne, współczesne wstawki, aluzje i półsłówka, które nie psują klasycznego stylu Carla Goldoniego ani nie kłócą się z wymową utworu. Przeciwnie. Stapiają się zgrabnie z całością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji