Artykuły

Mój teatr nie znosi dosłowności

- To dobry materiał na musical, bo opowiada o poszukiwaniu odwagi do codziennego życia. Tym, co wyróżnia "Wiedźmina", jest model człowieka, który mimo wątpliwości i pogubienia w życiu jest człowiekiem walki i zasad. A to wydaje się dziś dziwaczne i niepopularne - mówi Wojciech Kościelniak, który w Teatrze Muzycznym w Gdyni reżyseruje światową prapremierę musicalu "Wiedźmin".

Niedawno w Krakowie inscenizował pan "Solaris" Lema, teraz w Gdyni "Wiedźmina" Sapkowskiego. Ciągnie pana w stronę fantasy?

- Nie postrzegam Stanisława Lema jako twórcę fantasy, raczej jako realistę, który używał fantastyki do opisania ludzkiej kondycji. Natomiast proza Andrzeja Sapkowskiego niewątpliwie ma taką wartość, ale nie zmierzam w kierunku fantasy. To jednorazowa przygoda. Przygotowując parę teatralnych propozycji rocznie, łatwo jest wpaść w trwałe myślenie o teatrze i o formie, którą powinno się przyjąć. Trzeba w tym wszystkim zachować siebie i podróżować po różnych światach, żeby swoje myślenie poddawać próbie.

"Wiedźmin" to pana pomysł czy Igora Michalskiego, dyrektora Muzycznego?

- Pomysł powstał w naszej rozmowie, kiedy szukaliśmy ciekawego materiału na musical, który z jednej strony zawierałby istotną treść, a z drugiej - wypełnił wielką widownię Teatru Muzycznego. Gdyby na przykład próbować zrobić "La La Land", na dzień dobry mielibyśmy olbrzymią grupę widzów. Natomiast pisanie spektaklu od zera jest w Polsce obarczone ryzykiem. W przypadku "Wiedźmina" bardzo wspiera nas tytuł.

Parę dni temu Dorota Wyżyńska z "Wyborczej" opublikowała listę najbardziej oczekiwanych premier roku. Jest na niej "Wiedźmin". Czuje pan ciśnienie?

- Owszem. I nie chciałbym zawieść widzów. Ale z drugiej strony nie mogę zawieść swojego myślenia o teatrze. Chcę połączyć dobre widowisko z teatralnością i wartością tego tekstu. Liczę, że jeśli będziemy opowiadać o czymś istotnym, to nie sama otoczka będzie ważna, tylko emocje i treść. To one budują spektakl. Dla ludzi, którzy czytali sagę Sapkowskiego lub znają grę, ważna jest otoczka związana z kostiumem i cały ten sztafaż fantasy. Oczywiście w jakimś stopniu on musi być, ale na pewno nie jest tak istotny jak to, co opowiadamy. Postaci "Wiedźmina" mają swoją charakterystykę wizualną i za rym trzeba pójść, ale teatr nie znosi dosłowności. Niedawno oglądałem sztukę z epoki, gdzie dokładnie odwzorowano stroje i przedmioty, ale w gruncie rzeczy one mało oddawały tę epokę. Teatr jest takim medium, w którym wszystko trzeba opowiedzieć od nowa, a dosłowność niezbyt dobrze w nim się sprawdza.

Co dla pana jest najważniejszego w "Wiedźminie"?

- To jest bardzo dobry materiał na musical, bo opowiada o poszukiwaniu odwagi do codziennego życia. Każdy superbohater to ze sobą niesie. Tym, co wyróżnia "Wiedźmina", jest model człowieka, który pomimo wątpliwości i pogubienia w życiu jest człowiekiem walki i zasad. A to wydaje się dziś dziwaczne i niepopularne.

Lubię czasem iść pod prąd, także jeśli chodzi o mody teatralne. Dziś w teatrze dużo jest świadomego, czasem nawet potrzebnego bałaganu, który odzwierciedla to, co dookoła, i chaos w człowieku. Fantasy odbieram jako marzenie o porządku. Dla Wiedźmina ważna jest samokontrola, samodoskonalenie i jego własny wiedźmiński kodeks, który przypomina mi bushido - japoński kodeks samurajów. Trudno nie porównywać Wiedźmina z roninem - wojownikiem bez pana, a to wydaje mi się wyjątkowo ciekawe. Tak samo jak uwodząco ciekawe i piękne to, co dziś jest kompletnie wyparte, nieistniejące i uważane za de mode.

Kodeks bushido polega na samokontroli. Zakłada, że trzeba codziennie się doskonalić, umyć pięty, obciąć paznokcie, ogolić z przodu głowę, i jeśli można coś wyrazić jednym słowem, to lepiej to zrobić niż dziesięcioma. Bardzo ważna dla ronina jest erykieta jako ćwiczenie duchowe. A to dziś brzmi dziwacznie i staromodnie. W każdym momencie ronin musiał być gotowy na śmierć, która miała być ważna, a nie niechlujna i unurzana w bylejakości.

Nie próbuję zrobić z "Wiedźmina" japońskiej opowieści, bo to baśń słowiańska i taka powinna zostać. Ale skoro u Sapkowskiego są takie podprogowe skojarzenia, to dla mnie są one ważne.

To świat, który pociąga za sobą pewną formę. I choć nie zależy mi, by drugi raz zrobić coś takiego jak "Sen nocy letniej" [trans-opera wyreżyserowana przez Kościelniaka w Gdyni w 2001 r. - red.], oparty o matematyczny, kwadratowy ruch, jednak w "Wiedźminie" będzie mniej psychologizowania, a więcej pomysłów choreograficznych opartych na skupieniu. By każdy gest miał znaczenie. Fascynuje mnie czystość konwencji i w tę stronę chciałbym pójść, bo tak rozumiem baśń.

Jaki będzie sam Wiedźmin?

- Silny, mocny mężczyzna o białych włosach, z wiedźmińskim amuletem i dwoma mieczami. Tego absolutnie nie chcę zmieniać. Samo zagranie Wiedźmina, czyli zderzenie z wyobrażeniem o nim, jest wyzwaniem. Ktoś, kto go zagra, musi mieć charyzmę i musi poradzić sobie z taką konfrontacją. Podobnie jest z potworami, z którymi Wiedźmin walczy. Oczywiście kuszące jest pragnienie, aby wszystko zrobić przy pomocy animacji, ale tego nie chcę. Chciałbym, by to nie było baśniowe, ale jednocześnie teatralne i efektowne. Przede wszystkim jednak oparte o ludzi, którzy są największą siłą teatru.

Dyrekcja Muzycznego zgodziła się na użycie zaawansowanych technologii wizualnych, dzięki którym projekcje będą emitowane dokładnie w miejscu, w którym chcemy. Dzięki specjalnym czujnikom będą podążać za aktorem i scenografią. Ale to wymaga kosztownych inwestycji ze strony teatru.

Co można już dziś powiedzieć o scenografii?

- Kluczem jest prostota i minimalizm. Będzie sporo muzyki, wizualnych efektów również. Więc jeśli na scenie będzie mało, to całość nie zostanie przeładowana i o to nam chodzi - o rozmach, ale szlachetny.

A muzyka?

- Będzie orkiestrowo z użyciem chóru. Piotr Dziubek przygotował monumentalne kompozycje, które jednak chwilami mają w sobie pewną intymność. Także na poziomie muzyki historia musi być opowiedziana wielowarstwowo, żeby prosty człowiek, który przyjdzie do teatru, miał z tego radość. A jeśli ktoś zechce dotrzeć do warstwy bardziej zakodowanej, to warto ją rozszyfrowywać.

W swoich spektaklach zwykle umieszcza pan niedookreśloną postać, która jest kimś w rodzaju przewodnika po przedstawianym świecie. W "Wiedźminie" też tak będzie?

- Nie zdradzę za wiele, jeśli powiem, że w spektaklu będzie Płotka, czyli klacz Wiedźmina, która stale mu towarzyszy. I ona będzie trochę metafizyczna.

W sensie fabularnym jest pan wierny literze tekstu?

- Idę tropem powieści Sapkowskiego, który napisał tak obszerny materiał, że można by z niego zrobić dziesięć spektakli. Najbardziej podoba mi się wątek Ciri i w mojej adaptacji skupiłem się właśnie na nim, bo trzy-cztery godziny spektaklu to maksimum, które można zaproponować widzom. W rezultacie tekst przedstawienia powstał na podstawie opowiadań "Miecz przeznaczenia", "Kwestia ceny", "Ostatnie życzenie", "Coś więcej" i "Okruch lodu", które składają się na opowieść o poszukiwaniu tożsamości. Stawiają pytanie: skąd przychodzę, kim jestem, czym jest przeznaczenie, gdzie jest moje miejsce? Mówią też o poszukiwaniu kobiet, także matki czy córki. Człowiek wychowany przez mężczyzn szuka ciepła kobiet.

Szczególnie urzekająca jest postać Ciri, która wnosi do tej historii prostotę, uśmiech i dziecięcy wdzięk. Kilka razy czytałem książkę i za każdym razem, kiedy Wiedźmin odnajdywał Ciri, płakałem. Wielu moich kolegów też.

Jakie kolejne tytuły do realizacji chodzą, panu po głowie?

- Zawsze fascynował mnie Tołstoj i jego "Wojna i pokój". Są tytuły, które chciałbym zrealizować, ale nie zawsze mogę. Moim marzeniem jest "Ja, Klaudiusz", ale prawa autorskie powieści są zarezerwowane. Bardzo dobrym materiałem jest "Mahabharata" albo "Odyseja". Jest plan, bym we wrocławskim Teatrze Muzycznym Capitol wyreżyserował "Blaszany bębenek".

Pana nazwisko pojawiało się w kontekście planów musicalu o Janie Pawle II.

- Miałem dwie takie propozycje: jedną w Polsce, drugą na Słowacji, ale z różnych względów z obu się wycofałem. Spektakl na Słowacji już powstał, ale bez mojego udziału. Podobno udany. Dziś chyba nie chciałbym opowiadać tej historii. Mam duże wątpliwości co do tego, jak dziś religia funkcjonuje w Polsce. Boli mnie, że duża część Kościoła zaangażowała się po jednej stronie sceny politycznej. Niewiele w tym jest miłości, przebaczenia, współczucia i prawdziwego rozumienia Boga. Gdyby rzeczywistość wokół nas była normalna, można by zrobić dobry i ciepły spektakl o tym człowieku.

***

Wojciech Kościelniak

W Teatrze Muzycznym w Gdyni wyreżyserował spektakle, które zyskały miano wydarzeń kulturalnych w skali kraju - musical "Hair", trans-operę "Sen Nocy Letniej", "Francesco" o życiu św. Franciszka z Asyżu, wreszcie sceniczną adaptację "Lalki" Prusa, okrzykniętą najlepszym polskim spektaklem muzycznym ostatnich lat i obsypaną deszczem nagród (m.in. Sztorm Roku 2009, przyznany przez czytelników "Gazety Wyborczej Trójmiasto"). Przedostatnią jego realizacją w Gdyni był musical "Chłopi" (2013), który zainaugurował działalność Teatru Muzycznego po rozbudowie, a ostatnią "Zły" (2015) na podstawie powieści Leopolda Tyrmanda.

Reżyser, pedagog, profesor belwederski, z zawodu aktor. Absolwent PWST im. L. Solskiego w Krakowie. Od 1995 r. zajmuje się reżyserią muzycznych spektakli teatralnych, koncertów piosenki aktorskiej oraz widowisk telewizyjnych. W ramach Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu powstały m.in. widowisko "Kombinat" na podstawie utworów Republiki, "Mandarynki i pomarańcze" - poezja Juliana Tuwima z muzyką Leszka Możdżera, "West Side Story" Bernsteina oraz "Galeria" - piosenki Jacka Kaczmarskiego. Inne realizacje: "Opera za trzy grosze", show muzyczny "Fever" na podstawie przebojów Elvisa Presleya, musical "Scat, czyli od pucybuta do milionera", koncert poświęcony twórczości Marka Grechuty "Steruj krwią swoją do oceanu spokoju", koncert "Zegar" złożony z piosenek Jacka Kaczmarskiego.

***

WIEDŹMIN

Bohater prozy Andrzeja Sapkowskiego, opowiadającej baśniowe dzieje zabójcy potworów - białowłosego Geralta z Rivii.

Początki popularności bohatera "Sagi o wiedźminie" łączą się z opowiadaniami drukowanymi od 1986 r. w czasopiśmie "Fantastyka", a ostatnia książkowa część przygód wiedźmina ukazała się przed czterema laty. Waleczny Geralt z Rivii to wiedźmin o wielkiej mocy, który za pomocą magii i nadludzkich umiejętności broni ludzi przed smokami i potworami, nie stroniąc przy tym od zapłaty. Związany z czarodziejką Yennefer, często działa pod wpływem emocji, sprzyja słabszym, poświęca się dla innych. Ta bijąca rekordy popularności w Polsce i na świecie postać na stałe weszła już do kultury - stała się bohaterem wielu gier komputerowych, karcianych i fabularnych, jest obecna w komiksach, ma wiele odwołań we współczesnej literaturze. W 2001 r. "Wiedźmin" został zekranizowany przez Marka Brodzkiego (w roli Geralta wystąpił Michał Żebrowski).

***

CASTING

Większość ról w "Wiedźminie" zagrają artyści Muzycznego. Do ról Wiedźmina oraz Ciri teatr ogłosił casting którego druga część odbędzie się 30 stycznia. W przypadku Wiedźmina teatr zaprasza bardzo dobrze śpiewających aktorów miedzy 25. a 45. rokiem życia, sprawnych aktorsko, ruchowo, wysportowanych, wysokich i dyspozycyjnych od początku lutego do dnia premiery oraz w terminach późniejszych przedstawień. Znajomość języka polskiego wymagana jest na poziomie średnim - można grać z wyczuwalnym obcym akcentem.

W przypadku roli Ciri na casting zaproszone są dziewczynki w wieku 6-10 lat. Bardzo dobrze śpiewające, odważne, rezolutne, komunikatywne, mile widziane doświadczenie aktorskie. Szczegóły na stronie www.muzyczny.org.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji