Smutek Lasku Wiedeńskiego
Przegotowane przez Teatr im. Żeromskiego "Opowieści Lasku Wiedeńskiego"są spektaklem dla melancholików. Przy odrobinie dobrej woli można to widowisko obejrzeć, mimo że trwa trzy godziny, wliczając częste zmiany dekoracji i dwa antrakty.
Reżyser Piotr Szczerski pochodzi z Krakowa i pewnie tęsknota za Galicją sprawiła, że sięgnął po sztukę Odona von Horvatha, przedwojennego pisarza austriackiego pochodzenia węgierskiego. "Opowieści" są dramatem o obojętności rozgrywającym się na pograniczu dwóch epok, gdy następuje zmierzch cesarskiej monarchii, a rodzi się faszyzm. Sztuka opowiada o Mariannie, córce właściciela kliniki lalek, zaręczonej z rzeźnikiem Oskarem, która uniesiona porywem serca łączy się z damskim utrzymankiem Alfredem. Dziewczyna wyjdzie na tym fatalnie, podobnie jak jej ojciec, a szczególnie nieślubne dziecko. Wymowa społeczna sztuki jest czytelna: chłód względem innych może być zabójczy.
Zgodnie z powyższym przesłaniem nie wolno pozostać obojętnym wobec kieleckiego przedstawienia. Okazuje się, że przeniesienie sztuki Horvatha na scenę nie jest sprawą łatwą. Zespół gra nierówno, lecz trzeba zaznaczyć, że nie wszyscy wykonawcy mają sposobność pokazania, co potrafią. Bezkonkurencyjna jest Maria Wójcikowska w roli starej Babki o wiedźmowatym usposobieniu. O paradoksie, ten szwarc-charakter budzi sympatię. Interesująco grają Robert Ostolski (Oskar), Edward Kusztal (Zauberkonig) i Krzysztof Wieczorek (Rotmistrz). Trzeba było dopiero postaci pruskiego junkra, by odnalazł się Michał Szkop.
Niestety, błędem było powierzenie ważnej roli Marianny Violi Arlak i nawet striptease w jej wykonaniu - z małą pomocą Edwarda Januszka jako Konferansjera - niewiele pomaga. Inaczej też wyobrażam sobie reakcję matki na wieść o stracie dziecka niż to, co prezentuje aktorka. Nie pogłębił postaci Alfreda Krzysztof Nehrebecki. Kreacja niby poprawna, ale bez wyrazu. Tak samo można ocenić występ Teresy Pawłowicz-Stokowskiej (Waleria).
To nie jest zły spektakl, tylko nie dograny. Nie służą mu nadto kilkunastokrotne zmiany dekoracji w czasie jego trwania. Scenografia Jerzego Sitarza jest zresztą całkiem udana, zwłaszcza trzy witryny sklepowe budzą uznanie. Inscenizacja Piotra Szczerskiego wywołuje melancholię, sentymentalizm i smutek bliskie nie tyle Horvathowi, co Arthurowi Schnitzlerowi, także pisarzowi z Austrii. Na jesienną porę - w sam raz. I do tego walce Straussa. Kiedy rozlegają się pierwsze takty, widzami wstrząsa dreszcz, jakby usłyszeli Wagnera. A to tylko kwestia nagłośnienia.