Artykuły

Czego za dużo, czego za mało

Ostatnie dni starego roku spędziłem w Operze Bałtyckiej wśród artystów przygotowujących Galę Sylwestrowo-Noworoczną, którą zresztą poprowadziłem. W trudnej sytuacji, w jakiej znajduje się ten teatr, panowała atmosfera rzetelnej pracy, dyscypliny i wysokiego standardu artystycznego orkiestry (dyrygował Szymon Morus), dobrego chóru (kierownik Anna Michalak) i baletu profesjonalnie skompletowanego przez nowego kierownika Wojciecha Warszawskiego - pisze Sławomir Pietras w Angorze.

Programującym repertuar telewizyjny wydaje się, że odbiorca nastawiony jest na oglądanie, tylko jednej tej właśnie stacji. My zaś, trzymając w ręku pilota i szukając czegoś ciekawego, stajemy się mimowolnymi ekspertami, czego jest w telewizji za dużo, czego za mało, a czego w ogóle brakuje.

Niemal we wszystkich stacjach co rusz emitowane są seriale szpitalno-medyczno-chorobowe. "Ratownicy", "Szpital dziecięcy", "Pielęgniarki", "Dr House", "Na dobre i na złe", "Daleko od noszy", "Weterynarze z sercem"... A to przecież dalece nie wszystko.

Obok tematyki medycznej najwięcej czasu antenowego zajmują programy kuchenno-gastronomiczno-kulinarne. Po restauracjach grasuje z coraz większym wdziękiem i skutecznością pozbawioną agresji Magda Gessler, z której biorę przykład, odwiedzając polskie teatry muzyczne i operowe. Wysoki poziom profesjonalny reprezentuje cykl Okrasa łamie przepisy, lubię stylizowany wdzięk francuski Pascala Brodnickiego, dobroduszną narrację przy patelni Roberta Makłowicza, a przede wszystkim kuchenną elegancję Ewy Wachowicz.

Jest tego jednak stanowczo za dużo. Jeszcze więcej jest tylko transmisji kabaretowych z licznymi plenerowymi wygłupami, z których, niestety, tłumy publiczności naśmiewają się do rozpuku.

Dużo lepsza sytuacja panuje w dziedzinie publicystyki politycznej. Tutaj o wiele więcej jest utalentowanych komentatorów niż samych polityków, raz po raz dukających coś w radiu lub w telewizyjnym okienku.

Od dłuższego czasu notujemy ewidentny regres w dziedzinie promocji i popularyzacji tzw. kultury wysokiej. Powinna ona być emitowana w odpowiednich proporcjach na wszystkich antenach, a nie tylko w artystycznym getcie pod nazwą TVN Kultura, nie wszędzie dostępnym i nie zawsze dobrze redagowanym.

Kilka dni temu na tym paśmie obejrzałem salzburską produkcję opery Leoncavalla "Pajace" z rewelacyjnym Jonasem Kaufmannem (Canio) i obecnie najlepszą włoską śpiewaczką Marią Agrestą (Nedda). W zapowiedziach pominięto resztę obsady, a nawet dyrygenta, a był nim Christian Thielemann niemiecki kapelmistrz światowej klasy, obecnie szef muzyczny Semper Opery w Dreźnie. Operę "Pajace" nazywano widowiskiem operowym - nie mogę zrozumieć dlaczego. Spektakl ten powinien być prezentowany w pierwszym lub drugim kanale telewizji, aby mogli obejrzeć go widzowie w najdalszych krańcach Rzeczypospolitej.

Zapowiedź i komentarz niechby wygłosił następca nieodżałowanego Bogusława Kaczyńskiego. Ale takiego nie ma, bo nikt o to nie dba, wysługując się prezenterami płci obojga, mówiącymi jednocześnie o przewijaniu niemowląt, walce z impotencją, leczeniu zgagi, biegu na 110 metrów przez płotki, Mieszku I, filmie niemym lub kolejnej wojnie światowej. To czemu by nie o operze, jej twórcach i gwiazdach, myląc Moniuszkę z Gershwinem, Kiepurę z Kammelem, a Torbicką z elegancką torbą na zakupy.

Ostatnie dni starego roku spędziłem w Operze Bałtyckiej wśród artystów przygotowujących Galę Sylwestrowo-Noworoczną [na zdjęciu], którą zresztą poprowadziłem. W trudnej sytuacji, w jakiej znajduje się ten teatr, panowała atmosfera rzetelnej pracy, dyscypliny i wysokiego standardu artystycznego orkiestry (dyrygował Szymon Morus), dobrego chóru (kierownik Anna Michalak) i baletu profesjonalnie skompletowanego przez nowego kierownika Wojciecha Warszawskiego.

Gościem specjalnym była Grażyna Brodzińska, której sztuki wokalnej, piękna głosu, ujmującej aparycji i zachwycającej sylwetki scenicznej nie sposób wyrazić słowami. Obok niej gdańskie gwiazdy Paweł Skałuba i Leszek Skrla, których głosy mogą być prezentowane w najlepszych teatrach świata. Wśród gości piękny sopran Aleksandry Buczek, świetny baryton Huberta Zapiora u progu międzynarodowej kariery, oraz Ewa Prus, Katarzyna Gajewska i Zbigniew Malak (utalentowana młodzież).

Otaczała nas sympatyczna ekipa realizatorska z reżyserem Sebastianem Gonciarzem, koordynatorem Zygmuntem Żabińskim, Mariuszem Napierałą (dyrektor techniczny i scenograf) oraz paniami Celiną Zboromirską-Bieńczak (dyrektor administracyjny), Elżbietą Hałuszczak (główna księgowa), Kamilą Borkowską, Anną Juszczak, Martą Romanowską i Pauliną Neugebauer.

Wymieniam ich wszystkich ponieważ takich artystów i takich realizatorów jest w polskich teatrach operowych ciągle za mało. Prawie nie widywałem dyr. Warcisława Kunca, który we współpracy ze związkowcami w ostatnich dniach starego roku walczył o podpisanie porozumień płacowych. Wśród rozlicznych życzeń noworocznych trzymam kciuki, aby Operę Bałtycką wyprowadził na czyste wody, a otaczających go współpracowników po prostu sklonował.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji