Artykuły

W 2016 roku Wrocław żył kulturą

I to nie tylko za sprawą Europejskiej Stolicy Kultury, bo był to też m.in. rok jubileuszy wrocławskich teatrów, a nade wszystko nieznanej dotychczas aktywności publiczności, która zabierała głos w ważnych dla siebie sprawach - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Rytm kulturalnego życia miasta niewątpliwie wyznaczał intensywny maraton obchodów ESK, ale także głośne wydarzenia, które zmąciły atmosferę święta, a nawet stolicę kultury przysłoniły. To niewątpliwie konflikt wokół zmiany dyrektora w Teatrze Polskim, ale też protesty związane z odejściem szefowej Muzeum Współczesnego Wrocław (Dorota Monkiewicz zostawiła w kolekcji znakomitą wystawę "Stosunki pracy", którą można oglądać do marca) czy rozstanie miasta z dyrektorem wydawnictwa Warstwy Jarosławem Borowcem.

We wszystkich tych sprawach obserwowaliśmy wyjątkową solidarność środowiska artystycznego. W sprawie Polskiego przeciwko zmianom opowiedzieli się ludzie kultury związani z różnymi wrocławskimi instytucjami.

Brawa dla publiczności

Symbolicznym zwieńczeniem roku był występ aktorów Teatru Muzycznego "Capitol" na sylwestrowej zabawie w Rynku. Na znak wsparcia dla protestujących kolegów i koleżanek z Polskiego wystąpili z zaklejonymi czarną taśmą ustami. Co ważniejsze jednak, w sprawie Polskiego i Muzeum Współczesnego Wrocław siłę pokazała publiczność, angażując się w obronę dorobku obu instytucji, pisząc petycje, organizując uliczne happeningi i manifestacje. Efektem tego fermentu był także, zorganizowany oddolnie, Wrocławski Kongres Kultury.

Tej aktywnej publiczności Wrocławiowi zazdrości dziś cała kulturalna Polska.

- Taki krytyczny, zaangażowany widz to nasze marzenie - powiedział Paweł Sztarbowski, wicedyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie. Ewelina Marciniak, reżyserka "Śmierci i dziewczyny": - To są autentyczni pasjonaci. Nie walczą personalnie z Cezarym Morawskim [od września dyrektor Polskiego - przyp. red.], ale stają solidarnie w obronie jakości, jaką teatr wypracował przez lata. Są wspólnotą, którą wszyscy podziwiamy i jakiej byśmy sobie życzyli.

Monika Strzępka i Paweł Demirski zadedykowali m.in. zespołowi i publiczności Teatru Polskiego we Wrocławiu swój najnowszy spektakl, zrealizowany w krakowskim Starym Teatrze "Triumf woli", który miał premierę w sylwestra.

Wrocławscy artyści i publiczność w minionym roku byli widoczni nie tylko w sprawach dotyczących kultury, można było ich spotkać też na manifestacjach KOD (występował m.in. dyrektor Capitolu Konrad Imiela) czy w obronie praw kobiet.

Artysta tonie 41 razy

Bywało, że polityka kulturalna, zarówno ta prowadzona przez urzędników, jak i przez samych szefów instytucji, okazywała się inspirująca dla samych artystów.

Dowodem jest np. książka Agnieszki Wolny-Hamkało "41 utonięć", która w marcu ukazała się nakładem wydawnictwa Iskry. Znajdziemy w niej przefiltrowany przez wyobraźnię pisarki portret wrocławskiego środowiska twórczego skupionego wokół Teatru Polskiego.

Rok 2016 przyniósł też znakomity serial "Artyści" Strzępki i Demirskiego. Mimo że zrealizowany dużo wcześniej i opowiadający o nieistniejącym warszawskim teatrze, okazał się z kilku powodów profetyczny. Dawał złudzenie uchwyconej na gorąco sytuacji we wrocławskim Polskim, tym bardziej że jego premiera zbiegła się z początkiem dyrekcji Cezarego Morawskiego. Teatromani mogli odnaleźć w nim też portrety kilku twórców związanych z wrocławską sceną. Smutna i trafna niestety okazała się zawarta w "Artystach" diagnoza dotycząca urzędników i polityków. Większość z nich kultury, potrzeb środowisk twórczych i publiczności zwyczajnie nie rozumie i je lekceważy.

Dziś są moje urodziny

To był też rok jubileuszy, swoje 70-lecie świętowało wiele wrocławskich instytucji, które rozpoczęły działalność w 1946 roku. W styczniu w Polskim rocznicowe obchody rozpoczęły się od urzędniczego blamażu, bo wielu zasłużonym twórcom tej sceny odmówiono odznaczeń, w uzasadnieniach myląc nazwiska i imiona. Naprawdę wielkie święto tej sceny odbyło się miesiąc później, podczas premiery 14-godzinnych Mickiewiczowskich "Dziadów" w reżyserii Michała Zadary. Maraton okazał się prawdziwym świętem teatru, wydarzeniem bez precedensu w jego historii, misterium jednoczącym artystów i publiczność.

Znakomicie udało się 60-lecie Pantomimy Wrocławskiej. Teatr ruchu uczcił swoje urodziny trzema premierami - "Pustką. Pustynią. Nic" [na zdjęciu] Leszka Bzdyla, "Bachantkami" Maćko Prusaka i "Gdzie jest miłość" Agnieszki Kulińskiej. Pojawił się też poświęcony teatrowi i jego twórcy, Henrykowi Tomaszewskiemu, monograficzny album "Teatr mój widzę kuliście".

Wrocławski Teatr Lalek na swoje czcigodne 70-lecie przygotował bardzo niegrzeczną galę i miał naprawdę czym się cieszyć, bo - jak pokazuje także końcówka roku - przygotował z tej okazji znakomity zestaw przedstawień. Od "Yemai" Martyny Majewskiej ze znakomitą rolą Agaty Kucińskiej, przez "Pomnik" Jirziego Havelki na podstawie reportażu Mariusza Szczygła, po ostatnią premierę, rewelacyjne "Piekło-Niebo" duetu Maria Wojtyszko-Jakub Krofta.

Wrocławski Teatr Współczesny na urodziny poczeka jeszcze rok (scena istnieje od 1948), ale ma za sobą 12 bardzo intensywnych miesięcy. Cieszą zwłaszcza premiery "Garnituru prezydenta" Cezarego Ibera i "Nauki chodzenia" Pawła Miśkiewicza, bo choć nie są wolne od wad, pokazują siłę odradzającego się zespołu tej sceny.

Po capitolowym "Liżę twoje serce" Agnieszki Glińskiej zostają w głowie piosenki (a to już bardzo dużo), a po "Y" Pawła Passiniego przesłanie, że Beatlesi tak naprawdę byli kobietami (premiera miała miejsce w styczniu, a kilka miesięcy później kobiety w obronie swoich praw wyszły na ulice Wrocławia), po PPA przede wszystkim wrocławskie gale, zwłaszcza znakomite "A" Wiktora Rubina i "Budorigum" Legitymacji.

Niech nikt ich nie upomni

Mimo zawirowań wokół miejskiego wydawnictwa Warstwy, które po dobrym starcie straciło wyrazistość wraz z odejściem jego twórcy Jarosława Borowca, dla kilku wrocławskich oficyn ten rok okazał się szczęśliwy.

Niezależnie od ESK, ale na gruncie jednej z wrocławskich nagród literackich - Angelusa - miasto (i region) coraz mocniej stoi wydawnictwami skupiającymi się na literaturze Europy Środkowej. Zarówno działalność Książkowych Klimatów (wydały m.in. książkę tegorocznego laureata Angelusa, "Księgę szeptów" Varujana Vosganiana, ale też i znakomitą serię literatury węgierskiej, z powieściami Andrei Tompy i Kristiny Toth), ale też wydawnictw Amaltea czy Afera jest dowodem na to, że Angelus na lokalnym rynku przynosi bardzo konkretny efekt.

We wrocławskiej literaturze doczekaliśmy się powrotu Eberharda Mocka, nowych tomów wrocławskich poetów Konrada Góry i Bartosza Sadulskiego; genialnej książki o Brunonie Schulzu Nadii Terranovej i Ofry Ami, ale też książkowej wersji zapisków Julii Szychowiak o Bogdanie Szychowiaku, malarzu, a przy tym najsłynniejszym ojcu polskiego internetu.

Na deser, tuż przed końcem roku, dostaliśmy nową książkę Agnieszki Wolny-Hamkało. "Nikt nas nie upomni". To bardzo niegrzeczna baśń dla niegrzecznych dzieci, które chcą palić papierosy, tłuc butelki i biegać po parku nago w listopadową zawieruchę. I ich niegrzecznych rodziców, którzy w obronie najbliższych nie zawahają się użyć kosy i pitbulla. To opowieść o końcu świata i początku, o jesiennym piekle z wiatru i zarazków, i wiosennym raju słodkim do mdłości.

Morał? Nawet po największej katastrofie rzeczywistość wraca do równowagi. Czy może być życzeniem dla wrocławskiej kultury na ten rok? Z pewnością trzeba życzyć, żeby nie przyszło jej do głowy być grzeczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji