Artykuły

"Ksiądz Marek"

Pierwsze wrażenie, z którym przyjmujemy nową premierę Teatru Dramatycznego, "Księ­dza Marka", - to zachwyt wobec wier­sza Słowackiego. Jak wspaniale brzmi! Harmonijnie a bogato, koloro­wo i muzycznie. Jak się piętrzą obrazy i metafory! Jak rośnie kadencja, w go­rącym rytmie uczuć i myśli! Jest to pisarz wielkiej miary. Łączy akcję tra­giczną z pełnią zagadnień. Nikt tak pięknie i głęboko nie wniknął w tajniki pierwszego polskiego ruchu niepo­dległościowego: Konfederacji Bar­skiej. "Nigdy z królami nie wejdziem w alianse" - to zawołanie i program konfederatów. Republikanizm, na pewno nie jakobiński jeszcze, staroszlachecki. Choć zafascynowany jego urokiem, poeta nie ukrywa błędów, wad, niedostatków. Ustami regimentarza, Józefa Pułaskiego przeciwsta­wia się egoizmowi takich wodzów jak Marszałek, który chce cało wynieść głowę za granicę do sprzymierzonej Turcji, opuszczając Bar heroiczny. Głosem głównego bohatera, ks. Marka, ruch konfederacki głosi postulat oczyszczenia się szeregów swoich od grabieżców, morderców - nawet dobrze walczących jak Klemens Kosakowski. Walka toczy się na podwójnym froncie: przeciw najeźdźcom i ich pomocnikom, oraz złu, zbrodni i krzy­wdzie we własnym obozie. Etyka jest nieodłączna od patriotyzmu. Młode pokolenie konfederatów zjawi się w zakończeniu: to Kazimierz Pułaski, przyszły uczestnik walki niepodle­głościowej -republikańskiej w Amery­ce. Z filozoficznego punktu widzenia ks. Marek głosi charakterystyczną dla Słowackiego myśl o dualistycznym lo­sie świata:

...Bo Pan niebios pragnie,

Aby tu dwie były moce

Jedna, która ciałem nagnie

Druga, co duchem podniesie

I ukorzy w imię Pana...

Jak znamienny jest w tym utworze stosunek Judyty do Księdza Marka! Początkowo wyznawczyni Starego Testamentu, mści się za zbrodnię po­pełnioną na jego ojcu - i zemsta ta ogarnia nie tylko winowajcę, Kosa­kowskiego. Także i konfederaci padną ofiarą. Ale już Judyta w pierwszym akcie utworu solidaryzuje się z obro­ńcami Baru. Ks. Markowi, który staje na czele wojska, niesie swe klejnoty, gdy z jej winy żołnierze carscy zdobę­dą twierdzę, Ks. Marek zawoła z bó­lem, do żądającej przeklęcia:

Ja, Judyto!

Oto naród mój zabito!

Lecz właśnie ten surowy Ks. Marek - wybacza bez chwili wątpienia. Wy­bacza w imię Chrystusa. Rozpaczy, choćby ślepej, zemście za ojca, wier­ności, przekonaniu Ks. Marek przeba­czy, mimo poczucia głębokiej krzyw­dy. Judyta, porwana i olśniona jego postawą przyjmie chrzest. Poeta po­daruje jej w tej chwili tak sobie drogie imię: Salomeą. Imię własnej matki -i bohaterki "Horsztyńskiego", oraz "Snu srebrnego Salomei".

Obecny spektakl "Księdza Mar­ka" jest drugą inscenizacją po­wojenną. Pierwsza odbyła się w tym samym teatrze przed 25 laty, w reżyserii Adama Hanuszkiewicza przy czynnej współpracy nieodżało­wanego Edwarda Csato, autora zna­komitej książki o dramatach Słowac­kiego, z Zofią Rysiówną w roli Judyty. Polska prapremiera - to rok 1901, pa­miętny inscenizacjami "Wesela" i "Dzia­dów". W latach 1901-1927 grano w Krako­wie tę sztukę 32-krotnie, z udziałem wielkich aktorów i aktorek. Tradycje Kotarbiń­skiego, Sosnowskiego i Adwentowicza przejmuje obecnie Zbigniew Zapasiewicz. Wiemy, że jest to talent głęboki, wszech­stronny, bogaty. Mamy w świeżej pamięci jego Koriolana. Jakże jest teraz odmienio­ny. Przyciszony, skupiony, unika efektów. Wchodzi w pierwszej scenie z kaplicy bocz­nej mówi z przyciszonym żarem. Jego szary habit kontrastuje z jaskrawym strojem Mar­szałka. Każde słowo ma ciężar gatunkowy. Ten Ks. Marek jest inny od swego imiennika, którego grał Mariusz Dmochowski w "Be­niowskim" u Hanuszkiewicza. Ale również przejmujący w swym spokoju i precyzji. Silne wrażenie wywiera też rola Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, jako Judyty. Reżyser, Krzysztof Zaleski, nieco przesunął akcenty. U Słowackiego Judyta całuje nogi Kosako­wskiego, gdyż obserwowała poprzednio je­go wspaniale męstwo Potem broni się przed pożądaniem Kosakowskiego, mści się z najgłębszego przekonania, odrzuca propozycję ślubu, zapowiada jedynie mo­dlitwy - po ostatecznym pożegnaniu W przedstawieniu obecnym Judyta miłoś­nie obejmuje głowę zabójcy, pozwala mu się nosić, jest zakochana. Ale aktorka pięk­nie mówi wiersz. Znakomicie się porusza, lekko i muzycznie. Zwycięża wszelkie poku­sy "charakterystyczności". Mamy jeszcze w pamięci jej Rozalindę. Wiersz Szekspira, w przekładzie Miłosza, mówiła inaczej, lecz również pięknie. Są jeszcze w tym spektaklu dwa osiągnię­cia godne najwyższej oceny. Józef Para, jako Regimentarz, konfederat starego po­kroju, kojarzący się z Horsztyńskim. Zyg­munt Kęstowicz, z wyczuciem niuansów gra Kreczetnikowa (niegdyś ulubioną rolę Ze­lwerowicza). Trochę łamie się natomiast postać Kosakowskiego (Krzysztof Gosztyła), a znakomity w "Dwóch głowach ptaka" Janusz Bukowski pociągnął Marszałka w stronę karykatury. Reżyser, Krzysztof Zaleski, pięknie grupuje postacie na tle niezwykłego ukształtowania przestrzennego, które zawdzięczamy Krzysztofowi Baumillerowi i Wiesławowi Olko. W grze świateł mienią się kostiumy, skompo­nowane przez Irenę Biegańską.

Przypuszczam, że reżyser, układa­jąc tekst, chciał zapewnić "ostatnie słowo" Ks. Markowi. Jednak żałuję, że w tym celu skreślono postać Kazimie­rza Pułaskiego, ideowo ważną. To on nawiązuje w dramacie jedną jeszcze nić: z przyszłością. Bo ta konfederacka tragedia mówi też i o nowej Polsce, współczesnej Słowackiemu. Mówi o niewoli, która w przeddzień rozbio­rów zna już "pierwszą godzinę" przy­szłego polskiego męczeństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji