Artykuły

Ksiądz Marek

Karmelita "władzę nad ży­wiołami mający", prorok Ba­ru. Baru dosłownego - twier­dzy na Podolu na krańcach Najjaśniejszej Rzeczypospoli­tej, gdzie przychodziło często potykać się z Tatarami, Tur­kami i Kozacczyzną i Baru Konfederatów: symbolu, mitu, który właśnie się rodził, sta­wał z dnia na dzień.

Mit Baru i barszczan rodził się szybko, objął całą Polskę, przeszcze­pił na inne miasta. Konfederacja za­wiązała się w lutym 1768 r. w Ba­rze, ale kiedy dogorywała, inne miasta stawały się jej ostatnimi przytułkami, a więc i symbolami: Częstochowa, Tyniec, Lanckorona. Potem były już tylko rozbiory; po drugim Bar znalazł się w Imperium Rosyjskim i z miasta o wielkim zna­czeniu strategicznym spadł do rzędu mieściny. Konfederację Barską ozłocono współcześnie legendą, ale bardzo prędko o niej zapomniano. W cza­sach wielkich rewindykacji historycznych początku naszego stulecia w

barszczanach widziano jedynie war­chołów broniących złotych wolności szlacheckich i monopolu katolicyz­mu. Sprawiedliwsi historycy uzna­wali wprawdzie, że Konfederacja Barska zawiązana przeciwko królowi i dysydentom - owszem - była przecież skierowana praktycznie przeciwko wojskom rosyjskim "po­magającym" słabemu monarsze za­prowadzić ład w zanarchizowanej Polsce. Od nich zaczyna się patrio­tyzm społeczny jako proces, który przeistoczył na trwałe myślenie Po­laków. Przed wszystkimi naszymi powstaniami - był Bar i - dzisiaj widać to dobrze - on je, w jakiś spo­sób antycypował. Od niego też - i to także prawda - datuje się osła­wiona polska anarchia. To Bar był winien w znacznym stopniu, że pró­by reform państwowych Stanisława Augusta tak się nie powiodły. W świadomości potocznej rozmiło­wanych przecież w historii Polaków współczesnych Konfederacja Barska nie funkcjonuje zupełnie. Kiedy się ją wygrzebuje z zapomnienia, cały ten zabieg szeleści archiwaliami, zamierzchłością. A wydobywa się barszczan na światło dzienne wtedy tyl­ko, kiedy jest to niezbędne, by ob­jaśnić okoliczności historyczne akcji dramatów Słowackiego, wyprowa­dzić genealogię rodzinną Krasińskie­go, skomentować dzieła romantyków albo ułożyć zestaw polskich pieśni patriotycznych (i tu listę otwierają pieśni konfederatów barskich). Historycy wiedzą swoje, Lanckoro­na pamięta, wielcy romantycy spła­cili dług barszczanom utworami zna­komitymi, ale mit Baru nie znalazł sobie miejsca we współcześnie obo­wiązującej mitologii narodowej. Jest, a jakby go nie było. Ksiądz Marek, "święty" Baru nie może liczyć na oswojoną popularność choćby Wernyhory, chociaż Słowacki poświęcił mu cały dramat. "Księdza Marka" scenicznego og­ląda się rzadko, ten prawdziwy, mnich z Baru, który "pijąc zdrowie Przenajświętszej Trójcy na wiwat znakiem Krzyża Świętego pioruny ściągał" - jak chce legenda - został ze szczętem zapominany. Źródła wskazują, że był fanaty­kiem, podolskim "nawiedzonym", jurodiwym z kresów, którego idee fixe przecież na tyle była atrakcyjna dla ludzi, że wykiełkowała ogrom­nym zrywem, ruchem potężnym, spontanicznie chaotycznym: ocalić kraj od obcych, zachować niepod­ległość. Panowie konfederacji - Pu­łaski, Krasińscy (między innymi dziadek Zygmunta) rozważali położe­nie polityczne, brali pod uwagę siły wojsk rosyjskich, ewentualność ich związania przez front turecki, poro­zumienie z Europą. Ksiądz Marek chciał się bić w każdych okolicznoś­ciach. Bar zostawiono, wojska Konfede­racji odeszły na ziemie Korony, ale ksiądz Marek nie przyjął do wiado­mości faktów. Miasto i jego lud sta­wią opór Rosjanom - on, ksiądz Marek, poprowadzi obronę. Akcja "Księdza Marka" Juliusza Słowackiego zaczyna się w momen­cie, w którym Generalność Konfede­ratów opuszcza Bar, czym otwiera pole dla działań mnicha, który nie dopuszcza myśli o kompromisie. "Ksiądz Marek" napisany w 1843 ro­ku jest dramatem z epoki "towiańszczyzny". Jako "mistyczny" bywał grany rzadko, polską prapremierę dał w roku 1901 Teatr Miejski w Krakowie za dyrekcji Józefa Kotar­bińskiego.

Teatr Dramatyczny w Warszawie po raz drugi pokazuje stolicy ten arcytrudny dramat o ustalonej przez lata już opinii "mało czytelnego". Pierwszy raz zrealizował tu "Księ­dza Marka" Adam Hanuszkiewicz i była to propozycja niezwykle su­gestywna i piękna.

Ten "Ksiądz Marek" - w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego - jest benefisem Zbigniewa Zapasiewicza i po­staci przez niego odtwarzanej, cho­ciaż na ten benefis składa się także rola Jadwigi Jankowskiej-Cieślak. Ale ta jej Judyta - "Żydówica" ok­reśla tylko, dopełnia portret księdza Marka, karmelity fanatyka. Inny zresztą niż dotąd bywało wyłania się z niego bohater kto wie, czy inny niż ten u Słowackie­go? Cały ten spektakl proponuje pod rozwagę widza pewną formułę patriotyzmu. O tym tylko jest w grun­cie rzeczy, na ten temat podejmuje dialog z nami, siedzącymi w krzes­łach. Reszta - a jest to "reszta" bo­gata i pełna treści - służy jedynie wyeksponowaniu sprawy księ­dza Marka. Powtórzę: nawet kreacja Jankowskiej-Cieślak, choć trudno wyobrazić sobie głębszą, bardziej umotywowaną psychologicznie Judy­tę.

Na scenie wnętrze żydowskiej karczmy. To tutaj panowie konfede­racji - Regimentarz (Józef Para), Marszałek (Janusz Bukowski) spoty­kają się po raz ostatni w Barze i decydują się na jego opuszczenie. Na­wet przełożony księdza Marka (Wojciech Duryasz) chce "uchronić Przenajświętszy Sakrament od obra­zy Boskiej" i optuje za opuszczeniem twierdzy. Ksiądz Marek - Zbigniew Zapa­siewicz pojawia się na scenie zdefi­niowany od razu, od pierwszego wejścia, jako trybun ludowy, fanatyk i męczennik. Szczupły, właściwie chorobliwie wychudły, zarośnięty. Nieruchoma sylwetka w brązowym habicie. Będzie wyrzutem sumienia radzących panów, plamą na ich ho­norze. Chce tego. Jeżeli nie zostaną w mieście, niech ich uwiera jego wiara, zapał, straceńcze porywy. Za­pasiewicz korzysta w tej roli z zu­pełnie nowych zasobów swojego warsztatu: jego szaleństwo jest po­korne w formie, zdeterminowane. Umie być spokojny, bardzo spokoj­ny. Nie to, że potrzebna jest koniecz­nie ofiara, on tylko nie cofnie się przed ofiarą. Ma świadomość siły swojego przykładu, pełne rozeznanie nośności społecznej prezentowanego irracjonalizmu. Swoją drogę do Bo­ga widzi poprzez oczyszczenie ojczyz­ny z wrogów. Zapasiewicz stawia na jednoznacz­ność środków wyrazu. Jego ksiądz Marek nie sugeruje każdym gestem i spojrzeniem podwójnego dna wypowiadanych słów, gry inteligencji, psychologicznej pułapki. Tym razem przenikliwy Zapasiewicz jest tylko pasją księdza Marka, nie obrysowa­ną przez aktora nawiasem dystansu, kontry i ironii. Ksiądz Marek u Słowackiego ma coś z warchoła jacy rodzili się wte­dy, na kresach zwłaszcza, coś z wa­tażki i świętego, coś z pełnego fan­tazji plebejskiego "cudotwórcy". Nie darmo Mickiewicz na jednym z wy­kładów w College de France napa­dał na konkurenta: "Jakżeż wyba­czyć ręce świętokradzkiej, że roz­prasza ognistą koronę otaczającą tak czcigodną głowę". Ognista korona księdza Marka tak bałwochwalczo włożona mu na głowę przez pokor­nego naówczas sługę Towiańskiego - Adama Mickiewicza, u Słowackie­go ma, owszem, poblask nieco niesa­mowity.

Ale nie tutaj, w spektaklu Zaleskie­go. Ten Marek jest czysty w inten­cjach i choć porywa się na wielką potęgę, z którą musi przegrać, rozu­miemy dlaczego córka żydowskiego karczmarza tak bardzo mu wierzy, przyjmie z jego rąk chrzest i stanie się najczynniejszą wyznawczynią je­go idei wyzwolenia Polski za każdą cenę i bez przetargu. Judyta odnaj­dzie w tym sens i logikę, ona jedna - żydowska mistyczka i fatalistka. Chociaż to ona sprowadzi do Baru potajemnym korytarzem Rosjan. W odwecie za zamordowanego przez polskiego szaławiłę i oczajduszę ojca, ale też i dlatego, że tego oczajduszę pokochała. Splątany węzeł moty­wów religijno-rasowo-sercowych ja­ki stanowi w tym dramacie "problem Judyty" Jadwiga Jankowska-Cieślak rozwiązuje grą na tyle niesztam­pową, że aż prosi się tu przymiotnik: rytualna. Ta rola jest zwycięstwem aktorki pod każdym względem: nad własnymi warunkami, nad egzalta­cją postaci jaką rysuje, nad pokusą egzotyczności i folkloru. Judyta Jankowska-Cieślak jest zakotwiczona w polskim losie i polskiej kulturze na wieki wieków. Więcej: cała jej żydowskość, akcentowana odmien­ność przetapia się tutaj na najbar­dziej neoficką polskość z jej osławionym poczuciem misji, z jej religij­nym patriotyzmem. Rola do ogląda­nia wielokrotnie. Wycyzelowana, jak z przypowieści biblijnej i zwichro­wana, jak przystało na romantyczną heroinę dramatu.

Zapasiewicz gra zwyczajność de­terminacji na walkę o imponderabilia narodowe, Jankowska-Cieślak dopełnia swoją rolą te strony osobo­wości księdza Marka, jakich aktor nie sygnalizuje niczym sam. To od niej dowiadujemy się, że ksiądz Ma­rek jest "mężem wielkim" i "świętym księdzem", to jej wiara, nawró­cenie, zaciekłość są rezultatem pod­dania się fluidom (bo nie argumen­tom) księdza Marka. Zapasiewicz nie sięga po "magiczne" struny, to ocza­rowanie Judyty ma je poświadczyć, to ona przecież przejmuje po księdzu Marku pałeczkę "nawiedzenia", co tutaj znaczy: oporu i walki.

Widz nie wie do końca, czy oboje wierzą w szansę tej walki. Widzo­wi mają wystarczyć ich postawy. Reżyser Zaleski pozwolił sobie na bardzo oryginalną i własną wersję dramatu Słowackiego. Wybrał jedną ideę z utworu i jej podporządkował resztę. Po swojemu poskracał, prze­mieszał kwestie. W niektórych mo­mentach materia pierwotna stawia­ła opór ale ogólny wynik jest ze wszech miar interesujący. "Ksiądz Marek" jako wariant czy­nu patriotycznego. Taki ksiądz Ma­rek jakiego gra Zapasiewicz. Ksiądz Marek właściwie jest - jak wszyscy konfederaci - rebeliantem i bun­townikiem przeciwko państwu, ale to dzięki jego i ich czynom obroń­ców znajdzie w przyszłości naród. Nic tu nie jest proste.

Przedstawienie w Dramatycznym jest klasycznym przykładem teatru zapraszającego do dyskusji nad sprawami, z obywatelskiego punktu widzenia, rudymentarnymi. Z tego punktu widzenia nieistotna jest "wierność", czy raczej stopień obrazoburstwa wobec Słowackiego. Spektakl "Księdza Marka" jest je­dynie dowodem na możliwości inter­pretacyjne dramatów Słowackiego, na ich kolosalną teatralność, na to także, że stanowią niesłabnące źród­ło inspiracji narodowych dyskusji. I jeszcze jedno: jak w lustrze sprawdzają się w nim możliwości aktorskie oraz inteligencja reżysera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji