Artykuły

Sugestywna metafora

Być może przedstawienie "Czyi nie dobija się koni?" okaże się przebojem, na scenie spragnionego sukcesu Teatru Współczesnego. Jest widowi­skowe, dynamiczne, montowa­ne na sposób filmowy, co dzisiejszej, zwłaszcza młodej, publiczności odpowiada. Po­budza emocjonalnie, a jeśli ktoś włączy choćby na mini­malne obroty rozum, znajdzie w nim także bodźce do nieba­nalnych refleksji.

Powieść McCoya, na której jest oparty scenariusz, acz mo­że nieco powierzchowna w pe­netracji psychologicznej boha­terów, jest niesłychanie suge­stywna jako społeczna metafo­ra. Metafora czego? Tu możli­wych jest kilka odpowiedzi. Np. że jest to syntetyczny ob­raz Stanów Zjednoczonych (dokładniej: poważny wycinek tego obrazu) z lat wielkiego kryzysu. Albo: przełożona na konkret scenicznego dramatu wizja kapitalizmu z jego ideolo­gią bezwzględnej rywalizacji i wyścigu po sukces. Można wreszcie dopatrywać się jesz­cze ogólniejszej egzystencjal­nej przenośni: życie jako wy­czerpujący a bezsensowny kie­rat (ubarwiany nieco marze­niami i złudzeniami), z które­go prędzej lub później się wy­pada i właściwie zawsze jest się przegranym.

Bohaterami są młodzi lu­dzie, którzy uczestniczą w wie­lodniowym maratonie tańca o nagrodę 1000 dolarów, przewi­dzianej dla pary najwytrwalszej. Dla nich jest to katorga. Podjęli ją, gdyż w czasie trwania maratonu dostają za darmo jeść. Niektórzy mają nadzieję, że wpadną w oko jakiemuś sponsorowi, może reżyserowi. No i każdy po cichu liczy, że to on zgarnie nagrodę. Dla właś­ciciela lokalu, który maraton zorganizował, jest to biznes, dobry, jak każdy inny. Dla kibi­cujących gości jest to rozrywka, która im poprawia samopoczu­cie; mają pieniądze, więc są le­psi. Mogą biedakom współczuć, rzucić w nich groszem, upatrzyć sobie dziewczynę lub chłopaka do podrywki.

Sytuacja dla bohaterów jest upadlająca. Ale wszystko jest w porządku. Takie są reguły gry. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Najwytrwalsi, naj­twardsi mają szansę. Może osiągną cel po trupach. Ale nikt tu nikogo bezpośrednio nie morduje. W trakcie przed­stawienia, w którym przeplata­ją się sekwencje maratonu ze scenami z garderoby, gdzie tancerze spędzają krótkie przerwy, stopniowo poznaje­my bohaterów, ich motywacje, nadzieje, problemy. Jedna z par spodziewa się dziecka; nagroda byłaby dla niej ratun­kiem. Ktoś inny musi zdobyć forsę, bo jest ścigany z powo­du długu. Jeszcze inny ukrył się tutaj przed policją. Pomię­dzy uczestnikami maratonu nawiązują się więzi sympatii, wybuchają też konflikty. Od początku też wiemy, że coś się dramatycznego zdarzy. Robert zastrzeli swoją partnerkę Glo­rię. Na sceny z tancbudy na­kładają się bowiem sekwencje z przesłuchiwania Roberta. Wszystko, co poza nimi oglą­damy, jest rekonstrukcją wcześniejszych wydarzeń.

Grana przez Małgorzatę Na­piórkowską Gloria jest osobą najmniej przystosowaną do obowiązujących reguł gry. Ro­bert (Krzysztof Kuliński) jest najsubtelniejszym, kruchym psychicznie, ale bardziej od in­nych wrażliwym i zdolnym do uczuć wyższych chłopakiem w tym gronie. Byłoby recenzencką nieprzyzwoitością ujawniać tym, którzy utworu nie znają, dlaczego padł strzał. Powiem tylko, że rozwiązanie zagadki ułatwia tytuł.

Widowisko zrealizował pra­ktycznie jeden człowiek - To­masz Dutkiewicz, reżyser, sce­nograf, choreograf, twórca opracowania muzycznego i au­tor piosenek, a nawet - w na­głej potrzebie - aktor (zastąpił na premierze niedysponowanego Mariana Glinkę w ważnej roli wodzireja i zrobił to do­prawdy błyskotliwie; postać jest krzyżówką Owsiaka z zi­mnym bezwzględnym dra­niem). Sugestywna jest wizja ogólna przedstawienia, dobrze skonstruowane dominujące w nim sceny zbiorowe. Spraw­dził się pomysł z wprowadze­niem piosenkarki (uznanie dla Ewy Niżańskiej!). Nie są wol­ne od słabości ważne sceny ka­meralne, budujące postaci, ich psychologię, motywacje. Nie­którym bardzo istotnym aktor­skim dialogom daleko do fine­zji. Przedstawienie wskutek te­go oddziaływuje bardziej swą plastyką, ruchem, energią mu­zyczną, aniżeli tym, co składa się na kontakt, dialog, wypeł­nianie i ewolucję postaci.

Obejrzyjcie to jednak, zwła­szcza młodzi widzowie. "Czyż nie dobija się koni?" trafia w niepokoje, które nie są obce niejednemu z was. Lepiej coś na początek "przerobić" w te­atrze, aniżeli od razu w życiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji