Artykuły

Ryzykant

- Sprawdzam się w wielu dziedzinach: teatr, film, serial, z kabaretowym spektaklem Monty Pythona od trzech lat jeżdżę po Polsce, 300 przedstawień. To zapewnia wszechstronność, szerzej otwierają się drzwi mojego zawodowego doświadczenia, nie muszę ich wyważać jak intruz - mówi aktor PIOTR SZWEDES.

Mówi, że wiele razy w życiu "spacerował po linie" i zawsze wychodziło mu to na dobre. Strach dopada go tylko wtedy, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo jego córeczek. Znany z "Młodych wilków" i "Złotopolskich" aktor PIOTR SZWEDES nie boi się nowych wyzwań. Teraz prowadzi w TVP 2 drugą edycję programu "Załóż się!".

Kiedyś, gdy uratował tonącą dziewczynkę, nie rozumiał, dlaczego jej rodzice dziękują mu i płaczą. Dziś Piotr Szwedes ozłociłby każdego, kto zadbałby o jego Martynę i Zuzannę. Najbardziej w życiu bał się, gdy jego starsza córka wypadła z wózka. Jechał samochodem, gdy żona zadzwoniła z tą informacją. W szoku zjechał na pobocze i pół godziny dochodził do siebie. Natychmiast odwołał wszystkie warszawskie sprawy i pognał na Mazury, gdzie była jego żona Ania z malutką Zuzią. Aktor mówi, że największym wyzwaniem jest dla niego rodzina. Odkąd został mężem i ojcem, bardzo się zmienił. Ale czy kiedyś założyłby się, że będzie tak myślał?

GALA: Czy skoki na bungee i jazda na masce samochodu to pana ulubione sporty?

PIOTR SZWEDES: Nie miałem okazji spróbować...

GALA: To wszystko spotkało Steffena Möllera, pana poprzednika w "Załóż się!".

P.S.: Więc mnie już nie spotka. Oczywiście znajdą się inne zadania, najbardziej dziwne. Czego się nie robi dla sztuki, choć bez przesady... Chcę cały prowadzić ten program do końca.

GALA: A zakładacie się z ekipą, ile pan wytrwa?

P.S.: To tak, jakby pan zapytał, ile teraz wytrwam w swoim zawodzie, retoryczne pytanie...

GALA: Kilka milionów widzów ogląda ten program. Nie czuje pan lęku?

P.S.: Przed czym? Jest oczywiście podekscytowanie, jak zwykle. W teatrze też przecież wychodzę do ludzi i nie ma dubla. Tak się składa, że sprawdzam się w wielu dziedzinach: teatr, film, serial, z kabaretowym spektaklem Monty Pythona od trzech lat jeżdżę po Polsce, 300 przedstawień. To zapewnia wszechstronność, szerzej otwierają się drzwi mojego zawodowego doświadczenia, nie muszę ich wyważać jak intruz. Na planie "Załóż się!" będę współpracował z setką ludzi, na widowni zasiądzie kilkaset, przed telewizorami... no właśnie, program na żywo. To jest wyzwanie, ale śpię spokojnie.

GALA: A co jest największym wyzwaniem w pana życiu?

P.S.: Rodzina. Sami widzimy, jaki styl życia jest teraz preferowany, nam z Anią udaje się iść wbrew tym trendom, co najważniejsze, mamy Zuzię i Martynkę, materialnie też nie narzekam, dwoma słowami: jest dobrze, ale ciągle czuję niedosyt... zawodowy. Właśnie zbliżam się do premiery "Stepping out" w teatrze Komedia i już planuję udział w następnym spektaklu, może nowy serial, coś mnie gna, ale ja inaczej nie umiem.

GALA: A brak stałego etatu to wyzwanie?

P.S.: Ogromne, zwłaszcza na początku, po szkole starałem się o etat, nie udało się. Od razu po Filmówce w Łodzi sprzedałem auto i wylądowałem w Warszawie. Odwiedzałem świątynie sztuki - teatry, wytwórnie filmowe, TV, itd., słyszałem wciąż: "Zadzwonimy do pana". "Nie, to ja zadzwonię", odpowiadałem. Chociaż doskonale wiedziałem, że to oznaczało pobudkę o szóstej, jazdę na Dworzec Wileński i kolejkę do automatu (komórki były wtedy tylko na węgiel), w końcu telefonowałem o tej ósmej i słyszałem: "Proszę zadzwonić za godzinę". "No problem", rzucałem zimno.

GALA: Nie miał pan ochoty rzucić zawodu?

P.S.: Nie, zastanawiałem się tylko, kiedy wreszcie. I po roku pojawiła się rola w teatrze Studio, w spektaklu Mariusza Trelińskiego, potem "Młode wilki", tuż po nich filmy Krzysztofa Zanussiego, pierwsze główne role teatralne: w "Tangu", "Love Story", kolejne teatry i... maszyna nabrała rozpędu, ciężko ją będzie teraz zatrzymać, he, he.

GALA: Był pan też taksówkarzem w Norwegii. To dopiero wyzwanie.

P.S.: Cóż, studia, mimo tego że bezpłatne, były bardzo drogie. Podczas każdych wakacji namiętnie saksowaliśmy w Norwegii. Malowaliśmy domy, sprzątaliśmy. Pot i łzy. Dawaliśmy ogłoszenie o pracę, siedzieliśmy w apartamencie i paląc papierosy, czekaliśmy na telefon. Kiedy pieniądze się kończyły, zaczynał się strach. Ale w końcu pojawiała się praca i dalej się kręciło.

GALA: Wcześniej miał pan coś do czynienia z pędzlem?

P.S.: Nie za bardzo. Po norweskich doświadczeniach wymyśliłem, że pomaluję nasze pierwsze mieszkanie. Zrobiłem to. Nigdy więcej!

GALA: A jak pan radził sobie z tą taksówką bez języka?

P.S.: Mówiłem po angielsku. Właściwie to nie byłem taksówkarzem, tylko osobistym kierowcą prezesa jakiejś firmy. Panie szofer, gazu. Pamiętam do dziś te białe noce w Skandynawii. Trafiliśmy raz z kolegami aż pod Narwik. Pustkowie, cisza, góry i nagle samotna, nowoczesna budka telefoniczna. Wydawało mi się czymś niezwykłym z takiego miejsca, w środku nocy, wtedy zadzwonić i usłyszeć głos moich bliskich. Albo smak "banalnego" sprite'a "zagryzanego" radomskim, gdy siedzieliśmy przy stacji benzynowej na chodniku i obmyślaliśmy następny krok w swoim życiu. Byliśmy wtedy w siódmym niebie. Smakowaliśmy życie. A może życie nas.

GALA: Nauka dojrzewania?

P.S.: Dokładnie. Poznawanie swoich możliwości, mocnych i słabych stron. Zarabialiśmy po kilka tysięcy dolarów, co w tamtych czasach było sporą sumą. Od razu kupiłem sobie wymarzone auto, stałem się niezależny.

GALA: To był pan kimś w akademiku!

P.S.: A jak! O ile pamiętam, na roku tylko jedna osoba miała auto. Byłem drugi. Jan Machulski był dziekanem, czasem go podwoziłem. Pamiętam, że kiedyś nie mogłem ruszyć, więc zapytałem grzecznie: "Panie dziekanie, popchnie pan?". I popchnął!

GALA: Jak słucham tych historii, widzę, że lubi pan ryzykować.

P.S.: Nie uświadamiałem sobie tego, ale jak popatrzę z perspektywy, to ciągle mnie nosiło. Jedna chwila i już jestem w Norwegii albo nagle w Wiedniu, dokąd pojechałem na jeden dzień na imprezę. Gdybym się zastanawiał - w życiu. A tak torba, wyjazd i nagle jestem w stolicy Austrii i świetnie się bawię. Kiedyś z kolegą pojechaliśmy do Karpacza, rozbiliśmy namiot i już pierwszej nocy nas okradziono. Mnie została gitara i szczoteczka do zębów. Jemu śpiwór. Ostatnie grosze przewrotnie wydaliśmy na piwo i ruszyliśmy w drogę powrotną. Wiele mnie ta podróż nauczyła, spotykaliśmy się z różnymi ludźmi, musieliśmy wykazać się pomysłowością. Nocowaliśmy w różnych dziwnych miejscach. Gdy dotarliśmy do Warszawy, na Dworcu Centralnym śpiewałem i grałem na gitarze, żeby zarobić na bilet. Dziś, gdy biegnę z miejscówką na Intercity, mijam to miejsce, gdzie zarabiałem pieniądze na zwykły osobowy i się uśmiecham do siebie - to wielki prezent od losu. Cieszę się, że poznałem obie strony medalu.

GALA: Założyłby się pan wtedy, że będziekiedyś sławny i zamożny?

P.S.: Założyłbym się, że coś zdziałam kiedyś tam w przyszłości, ale co, nie wiedziałem.

GALA: Zdobyć sympatię żony też nie było panu łatwo? Kolejne wyzwanie?

P.S.: Kobieta jest wyzwaniem. Nie było tak łatwo, Ania najpierw bada ludzi, obserwuje, zanim się zaprzyjaźni. Niektórzy mogą to postrzegać, jakby była zimna. A ona potrzebuje czasu, żeby się otworzyć, w końcu udało się.

GALA: Ale rodzice byli przeciwni, żeby córka miała narzeczonego aktora?

P.S.: Nie byli przeciwko, byli niepewni. Przecież aktor to głowa w chmurach, skandale i życie ponad stan. Gdy zobaczyli, że jestem normalnym facetem, sytuacja uległa zmianie. Teraz, gdy sam mam córki, to zaczynam ich rozumieć.

GALA: Już serce ojca boli?

P.S.: Gdy Ania raz zadzwoniła z Mazur, że były na spacerze po zamarzniętym jeziorze, przestraszyłem się, choć podobno po tym mogły samochody jeździć. Wolę dmuchać na zimne, w tym wypadku - jezioro. Dlatego jestem zmorą lekarzy moich córek. Zawsze wszystko chcę dobrze wiedzieć.

GALA: Ta cecha ujawniła się w panu po urodzeniu się dzieci?

P.S.: Tak, jeżeli ktoś nie bierze odpowiedzialności za swoje czyny... Ostatnio w trybie natychmiastowym pożegnałem się z pseudoekipą wykańczającą moje nowe mieszkanie, a raczej - wykańczającą mnie. Wpadłem z patrolem interwencyjnym i ściągnąłem ich pijanych z drabin. Tacy bumelanci z poprzedniej epoki. Przeczytajcie to - barany, i nie psujcie innym mieszkań!

GALA: Bardzo ostry gość z pana. I niezły manipulant.

P.S.: Rację miał Szekspir, który powiedział: "Teatrem życie, aktorami ludzie". Wszyscy coś podgrywamy. Jeżeli dzieje się to w dobrej wierze - proszę bardzo.

GALA: Co jeszcze objawiło się w panu po narodzinach córek?

P.S.: To, że kasa nie jest ważna. Kiedyś zarabiałem i pieniądze były tylko dla mnie. Wydawać, wydawać... A teraz czuję, że nie są moje. One należą do mojej rodziny. To najlepsze, co mogło mnie spotkać, bo czuję ulgę, uwolniłem się od ciężaru pieniędzy. Oczywiście, przy całej świadomości, że ma ich być jak najwięcej.

GALA: Nie ma pan lęków, że nie utrzyma rodziny?

P.S.: Oczywiście w życiu różnie bywało. Są we mnie takie obawy. Ale nie tylko tym się martwię. Żałuję, że już niedługo minie ich błogie dzieciństwo.

GALA: Boi się pan o nie?

P.S.: Tak, i wiem, że tak powinno być, każdypowinien mieć kogoś, kto go chroni, jak mówi moja znajoma: "Taki life".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji