Srebrnorogi Jeleń - Marii Kann w Teatrze Groteska
Wiadomo, , że teatr lalek jest tak samo pełnym teatrem jak teatr aktora i może grać sztuki dla dzieci, oraz dla dorosłych. Ma nawet tę przewagę, że niektórymi przedstawieniami dla dzieci niemniej dobrze, a może nawet lepiej - bawi dorosłych, czego nie można powiedzieć o żywym teatrze. Natomiast niewiadomo dla kogo jest sztuka Marii Kann. Dla dorosłych - nudna. Dla dziecka - taką byłaby, gdyby nie to, że dla dziecka każde przedstawienie lalek, nawet takie, z którego niewiele rozumie, jest cudem. Ta "Baśń z Wrocławskiego Ratusza", jak głosi podtytuł, pozbawiona jest poezji, której zawsze szukamy i tak często - świetną - znajdujemy w "Grotesce". Poezji, czyli wzruszeń, wewnętrznej przygody wywołanej obojętnie jakimi środkami - a nie rekwizytów, czyli sztucznej poetyczności.
Natomiast "Srebrnorogi Jeleń" bucha dydaktyką społeczno-historyczną, ekonomiczno-moralną, rodzinną i innymi. Nie szczędzi dzieciom nawet wiadomości z zakresu historii kultury materialnej, dając pouczający wykład technologiczny na temat wyższości pługa żelaznego nad drewnianą sochą. Pod tym względem przypomina przeładowany, a jednocześnie prostacki i aprioryczny program nauczania w szkołach podstawowych, obecnie już skompromitowany i rewidowany. Boże, czego tam nie ma!
Formalnie objawia się to w powodzi gadania. Sztuka przechodzi obok specyfiki teatru lalek, łapie ją za włosy i wlecze, śliczną niebogę, za sobą. Teatr lalek jest teatrem lalek. Słowo w tym teatrze powinno być przystosowane do lalki, być dopełnieniem jej jakże uroczych i niepowtarzalnych możliwości. Ale postawcie lalkę i każcie jej wygłaszać tekst jak w dyskursywnych sztukach klasyki rosyjskiej. Jedyne, co wtedy pozostaje reżyserowi, to ożywić tak lalkę, żeby jak najwierniej przypominała zachowanie się żywego aktora mówiącego tekst: "psychologicznie"; wtłoczyć lalce obcą jej z natury duszę żywego, "prawdziwego" człowieka ze wszystkimi jego konwencjami scenicznymi. Czy nie szkoda na to lalki?
Ba, gdyby to był tekst jak w sztukach wyżej wspomnianych. Ale ,,Srebrnorogi jeleń" jest czymś w rodzaju "Szło nowe" dla dzieci i na scenę. Bufiaste okresy z mozołem popychające akcję, kręcące się bezradnie wokół każdej prawie sytuacji, zalew "jeno" "ino" i "ano" orzeczenie na końcu zdania, esperanto staropolsko-ludowe. Krzyknąłem wyżej: "czego tam nie ma!" - bo w sztuce są i obrzędy ludowe, prawdopodobnie wiernie odtworzone, ale dlaczego akurat w teatrze lalek? Są też i dowcipy: "Któraż to dziewka boi się koguta, co dziobie?", są... ale wyliczać wszystko - próżny trud.
Rozżaliłem się. Ale tak mi szkoda czarujących, niepokojących, jedynych, tyle mogących lalek.
REŻYSERIA - Władysław Jarema
MUZYKA - Lucjan Kaszycki
DEKORACJE i lalki - Kazimierz Mikulski i Jerzy Skarżyński
WYKONAWCY - Anna Tomschey, Jolanda Giustiniani, Irena Walczak, Andrzej Morstin, Tadeusz Korlatowicz, Zbigniew Poprawski, Stanisław Rychlicki, Józef Jachniewicz, Stefan Stojakowski, Laszek Śmigielski, Tadeusz Walczak - oraz: Mirosława Kotula, Romana Stojakowska, Leszek Kubanek, Ryszard Olszak, Juliusz Wolski.