Kaligula
>>> A w Teatrze Dramatycznym - sztuka pt. "Kaligula". Obłąkany pod koniec swego krótkiego życia, ten trzeci z kolei cesarz rzymski, potępiony zgodnie przez historyków, cieszył się od dawna względami pisarzy, którzy usiłowali zgłębić jego odrażającą osobowość. Przykładem Camus, którego dramat - w starannym przekładzie Wojciecha Natansona - przypomina właśnie Teatr Dramatyczny (w reżyserii Andrzeja Chrzanowskiego). W Polsce zagadkę Kaliguli (nieciekawą, bo w gruncie rzeczy związaną z psychopatologią, z "chorobą Cezarów", Caesarenwahnsinn) próbował uczłowieczyć K.H. Rostworowski (finalne słowa: "Potwór?" "Tylko człowiek"). Na Zachodzie ogromne powodzenie filmu "Caligula" (z Peterem O'Toole) już z nawiązką zwróciło potężne koszty tego arcydrastycznego, zresztą na relacjach Swetoniusza o Kaliguli opartego filmu. Gdy późniejszy laureat Nobla Camus napisał w okresie wojny swój psychologiczny dramat, ujął go całkowicie ahistorycznie - z Rzymem i wczesnym cesarstwem, w ogóle z całą epoką nie ma jego utwór absolutnie nic wspólnego. Camus był wówczas w okresie kształtowania swej filozofii, która zbliżyła go - na jakiś czas - do Sartre a i egzystencjalizmu. Jego efektowna sztuka o Kaliguli jest przede wszystkim wykładnią filozofii egzystencjalnej, której minął okres nowatorstwa i potrząsania nowości kwiatem. Pozostają mocne walory formalne i możliwości aktorskie.
W Teatrze Dramatycznym dwoje protagonistów skorzystało w nich w całej pełni: Piotr Fronczewski i Magdalena Zawadzka. Fronczewski umiał wyjść poza otoczkę błazeństw Kaliguli, był niepewny jak Estragon, ale wyposażony w absolutną władzę, przez co spotworniały w swych fantazjach. Zawadzka umiała również przejmująco pokazać dylemat towarzyszki życia krwawego cezara.
"Kaligula" Camusa należy do klasyki francuskiego dramatu, do szacownej klasyki. Muszę być z pełnym uznaniem dla tej znakomitej sztuki. Osobiście jednak wolę analizę historyczną niż antyhistorię, która nie wiedzieć czemu posługuje się pseudohistorycznym sztafażem.