Artykuły

Szydzi z księdza, myli tropy. Obłęd, "Dziady" i żal w Wierszalinie

"Dziady. Noc Pierwsza" wg Adama Mickiewicza w reż. Piotra Tomaszuka w Teatrze Wierszalin w Supraślu. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Oto człowiek w rozpaczy, poraniony, oskarżający. W metafizycznej przestrzeni Teatru Wierszalin przed oczami widza rozgrywa się przedziwne studium psychologiczne. Aż trudno uwierzyć, że napisano je prawie dwa wieki temu - "IV część Dziadów" brzmi zaskakująco świeżo i współcześnie. Jak emocjonalny pojedynek, zapis szaleństwa w ibsenowskim stylu.

A przecież to zapis sprzed dwóch stuleci, operujący językiem romantyzmu, pięknym, lecz też specyficznym, niełatwym w odbiorze. A jednak w swej intensywności wyprzedza epokę. Co pokazuje też każda kolejna minuta wierszalińskiej inscenizacji mickiewiczowskiego arcydzieła - "Dziady. Noc Pierwsza". Adaptacja, choć wierna oryginałowi, przebiega tak, jakbyśmy słuchali opowieści współczesnego człowieka zanurzonego w rozpaczy - bez czasu, bez określonej historii, tu i teraz. To przestrzeń uniwersalna, pomieści człowieka z przeszłości, pomieści z przyszłości. Różniłby może ich język, ale ból jest ten sam. Na tyle sugestywnie wyrażony, na tyle intensywny, że promieniuje ze sceny. A widownia słucha go tak, jakby słuchała żalu kogoś z bliskiego kręgu, kto miota się histerycznie, przeżywa, próbuje wykrzyczeć, wygadać złość i ból.

Ani żywy, ani martwy

"IV część Dziadów" traktowana jest często po macoszemu, nawet lekceważąco. Młodzieńczy dramat Mickiewicza o wizycie w domu Księdza jego dawnego ucznia, który chce przywrócenia obrzędu Dziadów, w recepcji teatralnej w kolejnych dziesięcioleciach spychany był zazwyczaj na bok przez panoramiczne historyczne "Dziady cz. III" czy "Dziady cz. II", prezentujące już sam rytuał przywoływania zmarłych.

Tymczasem w Wierszalinie IV część Dziadów (w fantastycznej scenografii i z takąż muzyką) jest najważniejsza. Pulsuje od emocji, ma w sobie nerw i intensywność prawie że młodopolską, szkicowaną przez Mickiewicza wręcz malarsko. Dostrzegł to Piotr Tomaszuk, który właśnie tej części postanowił przywrócić właściwą pamięć. I wraz ze swoim zespołem przygotował wizyjne widowisko, które, choć w sumie pozbawione fabuły, będące bardziej strumieniem świadomości - ogląda się momentami jak thriller. Oto bowiem do chaty unickiego księdza, otoczonego gromadką dzieci przybywa dziwna postać. Odziana w poszarpany płaszcz pielgrzyma, a może eremity, za jakiś czas podróżny strój zrzuci, zostając w kubraku studenta. Jakby kompulsywnie pozbywał się też kolejnych warstw - bólu, własnej historii, które chciałby odrzucić.

Kim jest ta postać? Pustelnik? Duch? Upiór, ani żywy, ani martwy, nie przystający do żadnego świata? Trup? A może rozbójnik? - jak zastanawiają się w głos dzieci. Przybysz nieustająco myli tropy, raz zachowuje się jak szaleniec, raz jak lakoniczny szyderca. Impulsywny histeryk i siła spokoju. Płacze, wrzeszczy, szydzi, szepcze. O nieszczęśliwej miłości, o odrzuceniu przez ukochaną, o śmierci matki, rozczarowaniach, złamanych ideach i skrzydłach.

Mylące tropy

Ksiądz przygląda się przybyszowi, traktuje go protekcjonalnie, jak owieczkę którą trzeba pocieszyć. Za chwilę jednak dobroduszna mina znika, Ksiądz sprawia wrażenie jakby gościa się bał. Sytuacja zmienia się z minuty na minutę, wprawia w popłoch księdza, a widownię czasem w konsternację. Im więcej słów, tym więcej mylących tropów. I prześwitów jak z sensacyjnego filmu, w którym jakiś przybysz zjawia się w zamkniętej przestrzeni i zaczyna terroryzować zgromadzone w niej postaci.

Gustaw, bo Ksiądz w końcu przybysza rozpoznaje, sięga wręcz po cały arsenał filmowych min znanych z niektórych obrazów: przewraca oczami, napycha sobie groteskowo usta, podskakuje, tańczy, wskakuje na stół. Rafał Gąsowski ma niełatwą rolę do udźwignięcia - swą postać przerysowuje, zmieniając jak w kalejdoskopie. Ale tu każde chwyty są dozwolone. I każde pasują do bohatera, który ma w sobie obłęd, liryzm i cynizm. Piorunująca mieszanka. Ale Gąsowski sobie z nią radzi.

W tej całej palecie emocji od jednego bieguna do drugiego jego bohater ma w sobie autentyczne cierpienie, ma też element groteski, a nawet trochę humoru - jak w scenie z gałęzią jodły, którą nazywa cyprysem, przyjacielem, naigrywając się z księdza, który nic już z tego wszystko nie rozumie. I wyraża to pomieszanie całą swoją postacią (ciekawa rola Dariusza Matysa, który nie mając za dużo tekstu, stawia na mimikę i gesty).

Pieniądze w szufladzie

Tymczasem nic nie wydaje się być takie jakie jest. Następuje odwrócenie proporcji. Szaleniec zbiera się w sobie i zaczyna mówić całkiem składnie. Ksiądz, wcześniej wydający się dobroduszną poczciwiną, okazuje się też mieć coś za uszami. Psychologiczny pojedynek, w którym na pierwszym planie była rozpacz przybysza, nieoczekiwanie zamienia się w oskarżenie księdza - jego racjonalności, pazerności i fałszu. Tomaszuk w swojej interpretacji rzeczywiście, jak wcześniej zapowiadał, wydobywa na wierzch - choć nie tak mocno - pewne kwestie delikatnie naszkicowane przez Mickiewicza. Nadaje im większy ciężar, przestawia nieco akcenty. Ksiądz złamał skrzydła Gustawowi - uczył wiary w idee, a później, swoim postępkiem, się ich zaparł. Choćby błogosławiąc małżeństwu młodej dziewczyny, wychodzącej za mąż dla pieniędzy. Dziewczyny, dodajmy, będącą ukochaną przybysza, co doprowadziło do jego próby samobójstwa.

Pazerność księdza świetnie oddaje scena przy stole, gdy Gustaw wyrzuca z szuflady monety, a ksiądz niezauważalnym gestem stara się je z powrotem schować. To, co w mickiewiczowskim dramacie jest opowieścią o skąpym bogaczu, którego dusza została uwięziona w kantorku, tu wybrzmiewa nieco inaczej - staje się ilustracją księżowskiej hipokryzji.

Pęknięta rama

Sporo w spektaklu ciekawych inscenizacyjnie scen, symbolicznych i niejednoznacznych. Tomaszuk spiął swój spektakl klamra - sam na początku wychodzi na scenę, szepcze do siebie, niczym Guślarz zdaje się przygotowywać przestrzeń do rytuału Dziadów. Przywołuje duchy, zaprasza je do stołu. Ksiądz uważa obrzęd za pogański, będzie się spierał potem z Gustawem na temat jego zasadności. Ale nim do dyskusji dojdzie, wywołany poniekąd przez reżysera Gustaw zdaje się być takim właśnie duchem.

Jeszcze przed chwilą leżąca w kącie kupa łachmanów nagle zaczyna się poruszać. Coś się budzi, niewyraźny kształt zbiera się w sobie i układa w człowieka. Ale to postać mimo "złożenia" ciągle niepełna, pęknięta, tak wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Gustaw trzyma w dłoniach niczym własną formę - pół ramy (obrazu, lustra?). Snując swoją opowieść znów przeżywa dramatyczne chwile, przetwarza je na nowo. Przykłada ramę do czoła, przygląda się jej, grozi Księdzu. Może desperacko próbuje się poskładać w całość, znaleźć brakujące elementy. Ulgę?

Dzieci jak duszki

Drewniane obramowania konsekwentnie wykorzystywane są przy szkicowaniu pozostałych postaci. Z popękanymi okienkami przy twarzy, chowając się za nie, przebiegają też z kata w kąt spłoszone dzieci Księdza - niczym myszki, duszki, łączniki dwóch światów. Wykrzykując, prorokując, ostrzegając, komentując niczym chór: "Trup, trup, ach ach, nie bierz tata!" - zbijają się w spłoszone stadko. Malarska scena ciekawie zbudowana pod względem aktorskim, jak i scenograficznym.

Scenografia Mateusza Kasprzaka to zresztą w spektaklu samodzielny bohater, podobnie jak muzyka. Przestrzeń drewnianej chałupy Księdza jest naturalna, w końcu Wierszalin w drewnianej chacie się mieści, ale w spektaklu to miejsce zyskuje jeszcze dodatkowe znaczenie. Zakamarki, mroczne kąciki, odbijające się światełka, szpary, lufciki. Do tego fantastyczna niepokojąca muzyka Jacka Hałasa, pełna niespodzianek i przełamująca nastroje. Od dźwięków rodem z thrillera, przez orientalny klimat przy opowieści o cyprysie, po cudowny śpiew cerkiewnej modlitwy.

Wszystko to tworzy klimat tajemnicy. Onirycznego miejsca, łączącego przestrzeń realną z metafizyczną. I w której może zdarzyć się wszystko.

***

Teatr Wierszalin w Supraślu: "Dziady. Noc Pierwsza" w reż. Piotra Tomaszuka. Najbliższe spektakle: 11-13 listopada, 18-20 listopada, 2-4 grudnia, godz. 19

Obsada: Gustaw - Rafał Gąsowski, Ksiądz - Dariusz Matys, Dzieci - Sylwia Nowak, Bartłomiej Olszewski, Monika Kwiatkowska, Vitalij Kuprianov, Guślarz - Piotr Tomaszuk

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji