Frywolna Zapolska
Przedstawienie idzie śladem tradycji wykonawczej i śladem tradycyjnych upodobań publiczności: traktuje słynnego "Skiza" jak dosyć błahą komedię salonową, której wartość polega na błyskotliwym dialogu oraz na wdzięku sytuacji i postaci. Aktorzy są znakomici (Krafftówna, Zawadzka, Holoubek, Fronczewski): błyskotliwy dialog potrafią prowadzić, jak mało kto. Wdzięk sytuacji scenicznych jednak zaznacza się właściwie tylko w zabawnej parafrazie "Śniadania na trawie". Ten słynny obraz Maneta z 1863 roku słusznie uznano wówczas za nieprzyzwoity: przedstawia nagą kobietę wśród ubranych mężczyzn. Zatorski nie idzie tak daleko. Wprowadza jednak do przedstawienia parafrazę tego obrazu, aby zaznaczyć ulubionym swym, a subtelnym sposobem wytrawnego znawcy dziejów kultury, w jaki sposób wiek dziewiętnasty, wiek Zapolskiej, podejmuje i kontynuuje okrzyczaną nieprzyzwoitość osiemnastego wieku, nieprzyzwoitość rokokowa, w którą bawią się bohaterowie "Skiza". Ale na tym wdzięk sytuacji scenicznych w przedstawieniu Zatorskiego kończy się nieodwołalnie, a zaś wdzięk postaci w ogóle został pominięty i zlekceważony.
Z punktu widzenia takiego założenia reżyserskiego, to zapewne dobrze, że Krafftówna i Fronczewski opierają budowę swych postaci na pokazie tylko jednego charakterystycznego motywu, z monotonii tej usiłując uczynić wartość komediową. I dobrze zapewne, że Holoubek nie gra jednej postaci, tylko dwie, kolejno wszakże, czyniąc z braku jakiejkolwiek łączności między nimi próbę dosyć farsowej zabawy. A źle zapewne, że Zawadzka traktuje swoją robotę serio, buduje postać konsekwentną, w miarę bogatą, starannie utrzymując jej dynamikę od szarości poprzez wzlot do szarości. Zawadzka ukazuje tym sposobem już nie tylko komediowy, farsowy czy salonowy charakter utworu Zapolskiej, lecz nadto jego naturalistyczną proweniencję, estetykę i filozofię. Z punktu widzenia założenia reżyserskiego, Zawadzka jest zapewne zbyt serio. Ale z punktu widzenia Zapolskiej, z punktu widzenia tego, czym "Skiz" jest w istocie - to właśnie Zawadzka jest najlepsza i najprawdziwsza w całym przedstawieniu. Tradycja wykonawcza bowiem i tradycyjne upodobania publiczności, którym reżyser Zatorski pozostał tak wierny, są przykładem niezrozumienia i niedocenienia utworu Zapolskiej: "Skiz" jest mądrzejszy niż się zdaje. Nie jest to komedia salonowa, lecz śmiała, a może nawet zuchwała rzecz o perwersji, jako wartości życia. Przypomina "Niebezpieczne związki", słynną osiemnastowieczną powieść o miłości występnej, a nam pozwala, a może nawet nakazuje nawiązywać do Geneta i jego "Balkonu": spojrzeć na "Skiza" od tej strony. Kluczową bowiem sceną "Skiza" jest zagadkowa scena przebieranki w osiemnastowieczne kostiumy, rozpalająca namiętności erotyczne, ale w staroświeckiej, rokokowej, wytwornej, perwersyjnej formie: w mowie, w dialogu, w słowach przede wszystkim. Zagadki tej sceny żadna ze znanych mi inscenizacji nie umiała rozwiązać: inscenizacja Zatorskiego również. I dlatego przedstawienie Zatorskiego jest równie błahe, jak błaha jest tradycja, która ze "Skiza" czyni utwór błahy: bo go nie umie przeczytać i zrozumieć.