Artykuły

Skizowy kwartet

Powinno być właściwie: skizowy kwartet aktorski Teatru Drama­tycznego broni na małej scenie dobrego imienia rzemiosła aktorskie­go w Polsce, czyniąc to w barwach reprezentantki dobrego rzemiosła dramatopisarskiego w wydaniu już klasycznym, bo aż... Gabrieli Zapol­skiej. Wszystko to w czasie, kiedy teatr szuka się od nowa w ramach odnowy, kiedy dookoła dyskusje, mąt w głowach, wydarzenia aż gorące od wagi i znaczeń a ponadto ogólny je­szcze - galimatias, jeszcze - cha­os, jeszcze - bałagan. Zmęczonemu widzowi, zajętemu aż do absurdu ty­siącem prozaicznych, życiowych i ogólnospołecznych, bardziej uwznioślających spraw, teatr zaproponował dwie godziny tradycyjnej rozrywki. Czytaj - wytchnienia i uśmiechu. Uważam, że to dzisiaj - bar­dzo wiele, że to tak wiele, że aż - obok innych bardziej ideologicznie nasyconych spektakli - stanowić winno jeden z dwu głównych nur­tów działalności teatru, jeśli chce on być dla swojego odbiorcy AD 1981 miejscem chcianych odwiedzin. Że­by nie było nieporozumień: nie za­mierzam postulować repertuaru li tylko z Zapolskiej, Rittnera czy Marivaux, nie zamierzam niczego istot­nego, a współgrającego z duchem czasu amputować. Sądzę tylko, że dobrze byłoby, gdyby i to także - uśmiech, relaks i rozrywkę - teatr współczesny mógł ofiarować widzom. Byle dobrze, byle dobrą, byle na naj­wyższym możliwym poziomie.

"Skiz" Gabrieli Zapolskiej wyre­żyserowany w Teatrze Dramatycz­nym przez Witolda Zatorskiego speł­nia wszystkie te warunki. Pisze się o takim przedstawieniu - aktor­skie, chociaż pamiętać warto, że te cudowne role zostały przecież napisane. Zanim je okrojono, poskreślano nadmiar słów, oczyszczono z ozdobników właściwych autorce i jej epoce. Było z czego skracać i wy­bierać, było co dopasowywać. To po pierwsze. Po drugie: "Skiza" będzie się oglądało chętnie zawsze, bo problem małżeństwa jest niezmienny. Mał­żeństwa pojmowanego jako alians najistotniejszy, w którym przecież decyduje się wszystko poprzez sto­pień umiejętności wzajemnej, żonino-mężowskiej gry. Cała reszta, to jest tło obyczajowo-społeczne epoki jest tu nieistotne, ba - zwietrzałe do szczętu. Te warunki ziemiaństwa polskiego gdzieś na Wołyniu, te stepy w które się leci, te ogrodowe pikniki, stylowe przebieranki a la wiek XVIII ot tak, dla zabawy i ożywienia atmosfery... Ale -- co z tego właściwie, że tego już nie ma (a kie­dy było, też niezupełnie pasowało do tej sielanki), że to tylko obrazki, pię­kne rameczki? W rameczkach jest przyjaźń i miłość, flirt i poczucie starzenia się, groźba pustki i groźba nudy. W rameczkach wołyńsko-dworskich patrzymy na szarpaninę uczuć tak bardzo powszednią, że aż cieszy fakt konstatacji, że zawsze tak było. Bywa. Będzie. A wszystko to z dystansem, na wesoło, z klasą, nie wprost, bo nie wypada...

Czwórka aktorów: Barbara Kraf­ftówna, Magdalena Zawadzka, Piotr Fronczewski i Gustaw Holoubek, dwie małżeńskie pary i wynikające z tego perypetie. Happy end wreszcie czyli pochwała wypróbowanej przy­jaźni (własne stadło) i... nabytych przyzwyczajeń. Happy end malutki, ale realistyczny, ciepły. Widz opusz­cza salkę jakoś skrzepiony tą kome­dią, roześmiany, ale bez sarkazmu. Co najważniejsze: nasycony, napity, nasłuchany aktorstwem. Urodą tego wszystkiego co bywa aktorstwem: wdziękiem dialogu, finezją ruchu i gestu, podtekstami znaczeń. Tu: wie­lością tropów i niuansów psychiki pani Lulu, pani Muszki, pana Tola, Pana Witusia...

Należałoby powtórzyć: skizowy (więc atutowy, kozerowy, bezkonku­rencyjny) kwartet. Pamiętamy: w "Skizie" Zapolskiej takim atutem jest... przyzwyczajenie. Na nie to stawia Lulu w rozgrywce o męża z młodszą rywalką. (Dla ścisłości war­to przypomnieć: skiz to w taroku karta jedyna w swoim rodzaju). Za sprawą Gustawa Holoubka (Tolo) i Barbary Krafftówny (Lulu właśnie) stało się coś większego: oto au­torskim skizem okazało się nie tylko przyzwyczajenie, ale i... przyjaźń. Przyjaźń jako refleks dawnej miło­ści. Coś nieuchwytnego - dwie gło­wy skłonione ku sobie w geście na poły lirycznym, na poły - świado­mie - autoironicznym, auto pobłażliwym... To finał. Ludzki. Już nie tyl­ko komediowy, niekoniecznie kome­diowy. Poza wszystkim innym: sce­na jak z miniatury, jak z widoków­ki...

Bardzo piękne przedstawienie. Obie pary: młodsza (Fronczewski i Za­wadzka) i starsza (Holoubek i Kraff­tówna) wspaniale skontrastowane, zróżnicowane, bogate w wyróżniki. To - parami. Bo pojedynczo - każdy Jest tu znakomicie indywidu­alny. Inny. Różny. Mała galeria ty­pów damsko-męskich. Żadnych uproszczeń, zwulgarnień, wszystko zgodne z literą i duchem Zapolskiej, ale jakby - powtórzę - większe. Każdy ma tu format, nawet Musz­ka, młoda mężateczka dotąd nierozbudzona. Magda Zawadzka wypo­saża ją w naiwny wdzięk i - prze­cież - wielką żywiołowość. Świetna rola, brawurowa.

Lulu Krafftówny to cacko. Portret dojrzałej kobiety, która boi się od­słonić swój lęk o utratę męża. Gra więc - wciąż - niezależność, dy­stans, rozsądek. Krafftówna robi to wszystko, ale wszystko podbija - jak podszewką, - ciepłem, instyn­ktem opiekuńczym partnerki, która dobrze zna swego męża. Ten mąż - Holoubek - to dandys, ow­szem, i podstarzały - ale przede wszystkim wspaniale inteligentny sceptyk racjonalista. Doskonałe po­czucie względności wszystkiego każe mu bawić się w życie, zbierać w nim tylko śmietankę. Co nie znaczy, by miał tracić z pola widzenia jedynie stały punkt oparcia - opiekę żony. Tej opiece (bardziej, niż żonie) po­zostanie wierny zawsze...

Wreszcie ten czwarty: Wituś, dzie­dzic hreczkosiej, chłop prostolinijny, zwyczajny, z tych co to bardziej wzruszy ich pęknięty (?) wół niż mi­greny żoneczki. (Swoją drogą: gdzie ten świat, ni wołów ni migren...). Piotr Fronczewski, wspaniały od po­czątku do końca, witalny, prosty, szlagoński, ale nagle - niewiarygo­dnie liryczny, z fantazją stepową. Intelektualista Holoubek i prawdzi­wie męski Fronczewski - ich dia­logi skrzą się od blasku. Dialogi pań, zresztą, podobnie. Wszystko cokolwiek dałoby się na­pisać jeszcze o tym "Skizie" byłoby tylko powtórzeniem i rozwinięciem rzeczy już napisanych. Owszem, zna­komita scenografia i kostiumy, całe w tonacji różowo zielonej, wypo­czynkowej. Owszem, muzyka. Ale przecież - rozstrzyga ten czwórko­wy skiz...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji