Artykuły

Poeci i bolszewicy

"Nie-Boska komedia" w reż. Krzysztofa Zaleskiego w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Ewa Mazgal w Gazecie Olsztyńskiej.

Piękne, romantyczne obrazy na tle prostej, ale sugestywnej scenografii, kunsztownie wpleciona w akcję muzyka, namysł i skupienie w grze, mistrzostwo w opanowaniu materii teatru.

Wymowa spektaklu budzi jednak mój gorący protest. Tekst "Nie-Boskiej komedii" był i jest nadal uważany za nieteatralny. W Teatrze Stefana Jaracza inscenizacja Krzysztofa Zaleskiego jest pierwszą w historii. Od razu dodam, że inscenizacją udaną, bo Zaleski jest reżyserem prawdziwym, z wizją, który umie wykorzystać materię teatru.

Każda rola

Począwszy od prostej, ale monumentalnej drewnianej scenografii, która doskonale "gra" kościół, szpital dla obłąkanych, czy ulicę podczas rewolucyjnego karnawału. Na tym tle oglądamy piękne, pełne romantycznego zamglenia sceny ślubu i chrztu. Postacie noszą stylizowane kostiumy, trochę XIX-wieczne, a trochę współczesne. Muzyka towarzyszy akcji dyskretnie, ale doskonale domyka sceny. Aktorzy grają w skupieniu i oszczędnie, nie ma w ich działaniach nadmiernego rozpasania i szarży. Grają "zespołowo": każda rola jest ważna i dopracowana w każdym szczególe. Paradoksalnie (bo w lekturze jest odwrotnie) ciekawsza jest pierwsza, przedrewolucyjna część spektaklu niż jego dramatyczna kulminacja.

Spór o rewolucję

Krzysztof Zaleski miesza bowiem porządki historyczne. Krasiński pisał swój młodzieńczy dramat w świeżej jeszcze grozie, jaką w arystokratach budziła Rewolucja Francuska. Dzisiaj owe leki wydają mi się anachroniczne. Bo rewolucja, choć pożarła swoje jakobińskie dzieci, wyhodowała jednak Napoleona i jego kodeks równości wobec prawa, oddała władzę burżuazji, naruszyła nieodwracalnie potęgę Kościoła katolickiego i stała się zaczynem kolejnych buntów i ruchów umysłowych. Nie sposób przecenić jej znaczenia - mimo szafotów - dla dzisiejszych obywatelskich przywilejów, takich jak 8-godzinny dzień pracy, wolność słowa czy powszechność edukacji. Tymczasem w olsztyńskim przedstawieniu reżyser zamienił tamtych buntowników w bolszewików. Leonarda ubrał w skórzany kaszkiet, a Pankracego zawinął w białe giezło i posadził na inwalidzkim wózku. Wyglądał jak sparaliżowany Lenin w ostatnich miesiącach swego życia. I ten Pankracy-Lenin wypowiada słowa "Galilejczyku, zwyciężyłeś!". Na końcu zaś wychodzi na scenę starszy człowiek w płaszczu. Kto to? Dopiero z programu dowiaduję się, że to Człowiek. Więc Historia nie tylko się nie kończy, ale dopiero zaczyna. Mógłby Zaleski wyreżyserować u nas coś jeszcze - jakiegoś mocnego ("Tytus Andronikus"?) Szekspira na przykład. "Nie-Boska" rozbudza apetyt na teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji