Artykuły

Hamlet w defensywie

Nowa inscenizacja "Hamleta" w Teatrze Dramatycznym jest wynikiem współpracy dwóch artystów: Gustawa Holoubka jako reżysera oraz Piotra Fron­czewskiego - wykonawcy roli tytułowej. Holoubek przed laty grał Hamleta, niedawno kreo­wał Leara w słynnym przedsta­wieniu Jerzego Jarockiego. Fronczewski, od pierwszych po­czynań scenicznych zdobył pozycję aktora o silnie zarysowa­nej osobowości. Jeśli w ostat­nich latach grywał postacie cha­rakterystyczne, tym bardziej mógł zmierzać do przełamania tego stanu. Ale owa współpraca nie dała tak znamiennych rezul­tatów, jak się stało w wyniku współdziałania Jarockiego z Ho­loubkiem w "Królu Learze".

W "Hamlecie" wykonawca roli tytułowej, już na wstępie, zostaje skrępowany. Reżyser nie rezygnuje z żadnego niemal wątku, w które obfituje skom­plikowana tragedia Szekspira. Sprawa Ducha zajmuje tu wiele miejsca. Jego pojawienia są podkreślane muzyką Stanisława Radwana, mocno nagłośnioną. Rolę tę gra precyzyjnie Andrzej Szczepkowski. Duch nie jest w tym przedsta­wieniu zjawą, tworem wyobraź­ni. Hamlet natychmiast mu wie­rzy. Nie czuje potrzeby spraw­dzania wersji o zbrodniach Klaudiusza. Duński królewicz skazany więc zostaje niemal na bierność. Fronczewski wyciąga z tego wnioski. Jego Hamlet jest człowiekiem od początku pozbawionym złudzeń. Przemocy i podłości otoczenia nie próbuje przeciwstawiać oporu, wynikają­cego z głębszych przesłanek. Przystosowuje się do warunków. Nie odczuwa skrupułów po za­biciu Poloniusza. Żadnym od­ruchem czy spojrzeniem nie ob­jawia czułości wobec Ofelii. Po­syła na śmierć dworaków i spo­kojnie o tym opowiada. Jedy­nie wobec Horatia (i pod ko­niec - Laertesa) ma więcej sympatii. Już w pierwszym spotkaniu z matką zachowuje się ironicznie, jeśli nie dwu­znacznie. Tak pojęty Hamlet nie jest ani człowiekiem renesansu, ani zbyt uważnym czytelnikiem Montaigne'a. Monologi mówi dyskretnie i pięknie. Ale nie na środku sceny, tylko z boku, jakby mimochodem. Stają się więc rodzajem "intermediów", a nie motywami działania. Niespodzianką spektaklu jest Poloniusz, w interpretacji Zbigniewa Zapasiewicza. Celowo nie wysuwając się na pierwszy plan, nie zmieniając komediowego tonu, jak najnaturalniej go urozmaica. Gdy daje rady synowi, umie zapanować nad niekonsekwencją tekstu. (Poloniusz myśli szablonowo; - jednak, wbrew sobie, "na wyrost" dopuszcza śmiałe i samodzielne myślenie, którego mu użycza Szekspir).

Druga niespodzianka - to rola Króla. Marek Walczewski, skrępowany zrazu kostiumem i przyjętym tonem łaskawej dobroduszności, od chwili ujaw­nienia swych zbrodni, daje co­raz bardziej zdecydowany i ciekawy rysunek. W scenie mod­litwy - mimo niedogodnego rozwiązania sytuacyjnego - jest wstrząsający. Znakomicie roz­grywa dialogi z Laertesem.

Trzecia niespodzianka - to "teatr w teatrze". Rozgrywa się pantomima, równocześnie Holoubek ze znaczną swobodą i silą wypowiada tekst. Magdalenę Zawadzką przybra­no jako Ofelię w białą koszulę, choć tekst wymagałby ele­ganckiej sukni, przysługującej dworce. Ton zbyt przyciszony był dalszym utrudnieniem, przełamanym jednak w scenie, gdy Ofelia pięknie szermuje zwrotami "Tak, panie!"; "Nie, panie", skierowanymi do Ham­leta.

W trakcie pojedynku, pewien moment mocno się osadza we wrażeniach. Wytrąciwszy oręż Laertesowi. Hamlet chwilę go ogląda, uważnie, w milczeniu, z niepokojem. Jest to przeczucie, czy nawet świadomość śmierci. Ale i pożegnanie z ży­ciem, potępionym i bolesnym. Jednak - godnym żalu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji