Artykuły

Feminizm plus nihilizm, czyli horror

"Badania terenowe nad ukraińskim seksem" w reż. Małgorzaty Szumowskiej w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

W centralnym miejscu maleńkiej sceny umieszczono fotel ginekologiczny. Pewnie z "odzysku", bo prawdziwy. W każdym razie widać, że nie jest nowy. "Frontem" zwrócony w stronę widowni. Pełni tu kilka funkcji. Prócz tej, którą ma już z samej nazwy, raz jest łóżkiem, potem stołem, innym razem bieliźniarką, a to znowu łóżkiem, by za chwilę pełnić rolę jakiejś garderoby, szafy czy szafki. Niewykluczone, że sporadycznie awansuje nawet do funkcji katedry uczelnianej. Choć tego, tak do końca nie byłabym pewna. Jak zresztą niczego w tym przedstawieniu.

Jeszcze parę lat temu pewien znany, bardzo znany reżyser w większości realizowanych przez siebie przedstawień ustawiał w najbardziej wyeksponowanym miejscu na scenie łóżko. Niezależnie od tematu sztuki. Co poniektórych to bulwersowało. Można powiedzieć, że w porównaniu z rekwizytami, które wykorzystują w swoich spektaklach współcześni reżyserzy, tamto łóżko - patrząc z dzisiejszej perspektywy - było niewinną igraszką. W każdym razie, spoglądając na owo łoże, jeszcze nim rozpoczął się spektakl, można się było domyślić, co będzie leitmotivem przedstawienia.

Podobnie jest w spektaklu "Badania terenowe nad ukraińskim seksem" według książki Oksany Zabużko. Nim na widowni zgasną światła i na scenę wejdzie Katarzyna Figura, by wcielić się w rolę bohaterki monodramu o imieniu - nomen omen - Oksana, publiczność ma przed oczami widok na "ginekologię" lub, używając nieco poetyckiego określenia: pejzaż ginekologiczny. Czy tego chce, czy nie chce, ma i już. No i oczywiście, w ten oto bijący w oczy sposób widzowie są już wprowadzeni nie tylko w klimat spektaklu, ale bez wysiłku umysłowego (ten raczej w ogóle jest tutaj nieprzydatny) mogą się domyślić, co za chwilę będzie "grane" i kto, a raczej: CO przejmie tu główną funkcję.

Tak więc zastosowano tu modny dziś zabieg socjotechniczny: zawczasu przygotowano widzów, by tego wieczoru nie oczekiwali ze sceny żadnych subtelności, bo spektakl docierać będzie aż do samych trzewi. I rzeczywiście, subtelności tu nie uświadczysz. Cała intymność człowieka, zarówno seksualna, jak i emocjonalna, a nawet duchowa (kilka razy wyświetlany z projektora na ścianie zarys obrazu Matki Bożej z Dzieciątkiem, co zresztą uważam za nadużycie ze względu na wulgarny kontekst) została tu wywalona niczym kubeł śmieci, z którymi nie wiadomo, co zrobić. Ta celowa degradacja intymności, a co za tym idzie, także godności istoty ludzkiej, odarcie człowieka z jego tajemnicy przeżywania najgłębszych uczuć i ukazanie kobiety jako kawałka "mięsiwa" (nic to, że wyposażonego w rozum) ma tutaj spełnić swój cel. Mianowicie wstrząsnąć odbiorcą (skoro innymi środkami się nie potrafi), ale nade wszystko w głośny sposób zaakcentować tzw. filozofię feministyczną. Książka Oksany Zabużko określana jest bowiem jako rodzaj manifestu feministycznego.

Okrzyknięty diagnozą społeczeństwa ukraińskiego w dobie transformacji tekst jest "nobilitowany" na wyrost. Ambicja przeprowadzenia czegoś na kształt wiwisekcji narodu w oparciu o sferę życia seksualnego obywateli brzmi nader groteskowo. "Wzmacnianie" tekstu tzw. kompleksem bycia Ukrainką, a tym samym ofiarą systemu komunistycznego też nie pomaga. Ten temat w twórczości literackiej nie jest już oryginalny, został zgrany do cna. Oczywiście, zależy, jak głęboko myślowo się do tego podejdzie. Tutaj, w przedstawieniu, ma to wymiar, niestety, bardzo powierzchowny. Rozliczanie się z komunizmem przez zaglądanie do łóżka obywatelom i na tej podstawie stawianie diagnozy całemu społeczeństwu brzmi jak temat skeczu kabaretowego.

Katarzyna Figura gra czterdziestoletnią kobietę "po przejściach". Ale większości tych "przejść" doświadczyła, można powiedzieć na własne życzenie. Wprawdzie oskarża mężczyzn, iż ją wykorzystywali przez całe życie, ale przecież nie jest osobą ubezwłasnowolnioną i odmóżdżoną. Przeciwnie, jako znana i uznana poetka została zaproszona do Ameryki na stypendium naukowe. Wykłada na Harvardzie. Jej problemem jest samotność, kompleks wynikający z tego, że jest Ukrainką oraz, a właściwie nade wszystko, tęsknota za niegodziwcem Mykołą, artystą malarzem, który został na Ukrainie i nie dzwoni do niej. Może wrócił do żony? Wiedziała przecież, że jest żonaty, kiedy nawiązywała z nim romans.

Monodram ujęty jest w wyraźną ramę kompozycyjną: rozpoczyna się próbą samobójstwa Oksany, a kończy zrealizowaniem tegoż. Finałowa scena, która w zamierzeniu miała wstrząsnąć widzem, wywiera całkiem odwrotny skutek. Bohaterka dusząca się powoli w kabinie prysznicowej w celofanowym worku na głowie to istny obrazkowy horror. Ale tylko horror, bez żadnej głębi. Obraz ten przypomina zresztą samobójczą śmierć pisarza Kosińskiego w Ameryce, który wybrał podobny sposób odejścia.

Katarzyna Figura w roli Oksany daje z siebie wszystko i jeszcze więcej. Jednak ta naturalistyczna nadgorliwość w środkach wyrazu w którymś momencie zaczyna nużyć, co wyraźnie odsłania słabości tekstu i aż do znudzenia powtarzające się wątki. No, bo ileż razy można słuchać o toksycznej miłości, o toksycznych relacjach międzyludzkich, o toksycznej filozofii życia, o toksycznej rodzinie, bo, oczywiście, nie mogło zabraknąć tu wspomnień z dzieciństwa, kiedy to bohaterka była molestowana seksualnie przez ojca itd., itd. Czarny nihilizm. Najkrótsza recenzja powinna brzmieć tak: feminizm plus nihilizm równa się horror.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji