Artykuły

Witkacy wchodzi do Unii

"...córka Fizdejki" w reż. Jana Klaty z Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu na VIII Ogólnopolskim Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Mamy w Polsce nową prawidłowość; można ją nazwać "normą Klaty". Oznacza ona, że na każdym przedstawieniu w reżyserii Jana Klaty publiczność na pewno podzieli się na żarliwych orędowników sposobu, w jaki artysta interpretuje klasykę dramaturgii oraz na zagorzałych tej metody (więc i reżysera) przeciwników.

Nie inaczej było i na tegorocznych "Interpretacjach", na których zespół Teatru Dramatycznego z Wałbrzycha zaprezentował sztukę Witkacego pt. "... córka Fizdejki", w realizacji Jana Klaty. A dokładnie - Jana Klaty wariacje na temat dramatu Witkacego pt. "Janulka córka Fizdejki". O ile jednak miłośnicy Gogola czy Słowackiego, których (pisarzy nie miłośników) młody reżyser w swoich realizacjach wręcz przenicował, mogli czuć się zbulwersowani deptaniem tradycji, o tyle wyznawcy Witkacego dość szybko odnaleźli sens w przewrotnym dialogu reżysera z autorem "Szewców".

Opowieść o dziejach rodu Fizdejków nie jest najbardziej czytelną ze sztuk Stanisława Ignacego Witkiewicza. I ona akcentuje jednak obsesyjny lęk Witkacego przed tłuszczą, ową czarną masą mentalnych barbarzyńców, których łatwo przekupić byle świecidełkiem. Klata przesuwa akcję sztuki o dobrych kilka wieków, dopisuje do niej własne kwestie dialogowe, a nawet całe sceny, pozostaje jednak wierny obrazowi chaosu, powstającego przy zderzeniu różnych kręgów cywilizacyjnych. Historyczny paradoks - podkreślany tak przez autora, jak reżysera - polega na tym, że owej europeizacji litewskich (polskich?) barbarzyńców dokonują równie zadufani w sobie i bezwzględni rycerze zakonu krzyżackiego. Klata aktualizuje (miejscami nachalnie) miejsce i czas akcji, ale grupa bezrobotnych z torbami sklepu "Żabka", skandująca hymn zjednoczonej Europy pod dyktando niemieckich kapitalistów na pewno pozostaje w duchu Witkacego.

Przez długi czas spektakl toczy się na tle gigantycznej reprodukcji "Bitwy pod Grunwaldem", potem następuje wspomnienie obozu koncentracyjnego, a finałowy triumf globalizacji smakuje gorzko po obydwu stronach rampy. Nadmiar pomysłów interpretacyjnych i stylistycznych to jednak słabość tego spektaklu. I zdaje się, w ogóle słabość Jana Klaty, który lubuje się w gromadzeniu scenicznych gadżetów, czasem wymyślanych bardziej dla efektu niż przydatnych w logicznym wywodzie. Dlatego "... córka Fizdejki", ma mniejszą siłę rażenia niż mogłaby mieć, choć trudno jej odmówić celności w kreśleniu obrazu współczesnego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji