Artykuły

Każdy może się zakochać w Operze

- Nie chcę być ani komercyjny, ani niekomercyjny. Chcę, by ten teatr był potrzebny, był liczącym się ośrodkiem na mapie teatrów operowych w Polsce, i nie tylko. Dołożę wszelkich starań, żeby tak było. Opera Bałtycka nie może być instytucją zamkniętą, która przyciąga coraz mniejsze grono ludzi. Stąd prowadzenie m.in. działalności edukacyjnej, na którą stawiają wszystkie europejskie teatry - mówi Warcisław Kunc, dyrektor Opery Bałtyckiej w Gdańsku.

- Chcę, by ten teatr był potrzebny, był liczącym się ośrodkiem na mapie teatrów operowych w Polsce, i nie tylko

Jaki był klucz doboru państw przewodnich, Włoch, Francji, Hiszpanii i Niemiec, na kolejne sezony działania Opery?

Warcisław Kunc, dyrektor Opery Bałtyckiej* [na zdjęciu podczas Gali Otwarcia]: Wiele nad tym myślałem. Mogłem oczywiście skoncentrować się na państwach basenu Morza Bałtyckiego, na krajach skandynawskich ze względu na ich bliskie sąsiedztwo z Gdańskiem, jednak doszedłem do wniosku, że jak zaczynać, to od Włoch (sezon 2016/2017) - w końcu to one są kolebką opery. Kolejny sezon będzie poświęcony operze francuskiej. Jest to ciekawe zestawienie państw, które wciąż ze sobą konkurują. Później przyjdzie czas na Hiszpanię (2018/2019). Bardzo chciałbym, aby pojawiła się wtedy polska prapremiera opery Gian Carlo Menottiego "Goya". Każdy z zaproponowanych przeze mnie sezonów tematycznych jest wielowątkowy, ponieważ wybrane kraje, poza dziełami operowymi, mają także bogatą kulturę, którą będziemy chcieli zaprezentować podczas wydarzeń towarzyszących.

Mówi pan o otwarciu Opery na widza, przed czym długo chronił ją dyrektor Weiss, nie chcąc dopuścić do, jego zdaniem, "komercyjnego zalewu".

- Nie chcę być ani komercyjny, ani niekomercyjny. Chcę, by ten teatr był potrzebny, był liczącym się ośrodkiem na mapie teatrów operowych w Polsce, i nie tylko. Dołożę wszelkich starań, żeby tak było. Opera Bałtycka nie może być instytucją zamkniętą, która przyciąga coraz mniejsze grono ludzi. Stąd prowadzenie m.in. działalności edukacyjnej, na którą stawiają wszystkie europejskie teatry. Już od najmłodszych lat musimy uczyć widza, jak obcować z operą. Pierwszy "OPERAnek" chcemy zaprezentować już 9 października, ale oferta edukacyjna będzie sukcesywnie rozbudowywana. Wybrane szkoły w województwie pomorskim chcemy objąć patronatem. To będzie nasza wspólna praca, aby dzieci i młodzież poznały nasz teatr od wewnątrz.

Co pan myśli o powtarzanym często twierdzeniu o elitaryzmie opery?

- Mam wrażenie, że dziś wszystko, co wydaje się trudne, bardziej wymagające, można nazwać elitarnym. I znowu dotykamy tutaj problemu edukacji. Matematyka też uchodzi za trudną do zrozumienia, ale na pewnym etapie każdy musi przez nią przejść. Kiedyś edukacja kulturalna była obligatoryjna, a dziś jak jest - każdy wie. Musimy to wziąć na siebie i tłumaczyć, że jeśli coś istnieje ponad 400 lat, a tak jest właśnie z teatrem operowym, to nie przypadek. Owszem, opera może być elitarna, myślę, że pod pewnym względem wciąż jest, ale nie zapominajmy, że przede wszystkim jest sztuką dla ludzi. Chcemy udowodnić, że każdy może zakochać się w operze.

Jakim repertuarem Opera będzie zachęcać do zakochania się w niej?

- Przede wszystkim różnorodnym. Z pewnością wrócą operetki, choć niektórzy uważają, że nie powinno się ich grać w Operze. Najlepszym dowodem na słuszność ich powrotu jest liczba codziennych telefonów do Biura Obsługi Widza z pytaniem: "Kiedy będzie u nas operetka?". Skoro ktoś o nią pyta, to znaczy, że jest zapotrzebowanie. W trakcie czterech lat planuję dwie premiery operetkowe: pierwszą w sezonie francuskim [2017/2018] - będzie to "Orfeusz w piekle" Offenbacha, a w sezonie niemieckim [2019/2020] - "Wesoła wdówka" Lehara, choć rozważam jeszcze moją ukochaną "Zemstą nietoperza" Johanna Straussa syna.

A jaki jest pana stosunek, jako propagatora twórczości Stanisława Moniuszki, do jednej z najnowszych premier Opery - "Strasznego Dworu" w reżyserii Marka Weissa z osławionym już mazurem w finale?

- Nie ukrywam, że mam z tym problem i cały czas się nad tym zastanawiam. Ten spektakl ma dużo zalet. Nie mogę obiecać, choć myślę, że "Straszny Dwór" powróci. Musimy jednak przygotować się do Roku Moniuszkowskiego w 2019. Zagramy wtedy wszystkie jego opery. Jeszcze wcześniej, bo w sezonie francuskim z pewnością zaprezentujemy "Hrabinę". Chciałbym również dokonać nagrania tej opery, wypełniając tym samym lukę w polskiej fonografii. Zamierzam zrobić to na podstawie dostępnej już oryginalnej partytury moniuszkowskiej, która jest chyba bardziej interesująca niż dotychczasowe opracowania. Słowa "cudze chwalicie, swego nie znacie" są, niestety, bardzo prawdziwe. Rzadko wykonujemy dzieła polskich kompozytorów, choć powinniśmy się nimi chwalić i doceniać ich dorobek artystyczny.

Ale w pana propozycjach nie ma sezonu polskiego.

- To prawda, ale w każdym z nich przewidziałem polską pozycję. Na kwiecień 2017 r. mamy zaplanowanego "Casanovę" Ludomira Różyckiego i proszę nie zapominać też o powstającej operze Krzysztofa Knittla inspirowanej obrazem "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga. Lubię i zawsze propaguję polską twórczość. Henryk Czyż mi to zaszczepił.

Po ponad 30 latach wraca pan do Gdańska. Jak pan wspomina miasto?

- Bardzo dobrze! To świetne miasto z dobrą aurą. Tutaj spędziłem mój pierwszy rok studiów, który bez wątpienia był jednym z najpiękniejszych. We wszystkich miastach Trójmiasta jest naprawdę wielka siła. Każde jest inne, a jednocześnie mają pewien wspólny mianownik. Trójmiasto ma niepowtarzalny klimat i możliwości.

W jakim stanie zastał pan Operę?

- Jeśli chodzi o infrastrukturę budynku, to zastałem ją w takim samym stanie, w jakim osiem lat temu przejął ją mój poprzednik. Żałuję bardzo, że przez ten czas niewiele się tutaj zmieniło. Nadzieja na budowę nowej opery uśpiła nieco czujność. Nie wykorzystano tych ostatnich ośmiu lat. Chciałbym podnieść standard tego budynku, chciałbym, żeby sala mieściła więcej publiczności niż teraz [472 miejsca]. Myślę, że jest szansa na zwiększenie liczby miejsc do blisko 900. Do tego dochodzi sprawa sceny będącej z innej epoki - zamykany ręcznie orkiestron jest za mały, garderoby i sala prób orkiestry są umowne, możliwości techniczne sceny też są mocno ograniczone. Ewentualna przebudowa budynku wymaga jasnej koncepcji i sprawnego planowania. Należałoby przygotować plan, który - podobnie jak w Teatrze Muzycznym w Gdyni - będzie można sukcesywnie wdrażać. Na nowy budynek nie ma szans - nie ma na to pieniędzy. Ta decyzja oczywiście nie zależy ode mnie, ale skoro do tej pory jej nie podjęto, to znaczy, że ich po prostu nie ma.

Jaka jest sytuacja finansowa Opery? Dyrektor Weiss mówił, że jest to najmniej dofinansowany teatr operowy w kraju. Jak rozdzieli pan budżet w wysokości 15,4 mln zł?

- Pieniędzy w instytucjach artystycznych z reguły jest za mało. Mam obowiązek tak zorganizować działalność w teatrze, by nie generować długów. Ponadto trzeba znaleźć sponsorów oraz dbać o wysoki poziom naszej działalności. Wszyscy wiemy, jak wygląda nasz statek i dokąd płyniemy. Będąc jego kapitanem, wierzę w to, że nasza załoga dopłynie do portu i osiągnie swój cel. Wierzę, że w wyniku naszej działalności teatr zwiększy atrakcyjność, która zostanie doceniona przez publiczność. Wierzę również, że znajdziemy sposoby na to, aby nam wszystkim, wewnątrz instytucji, żyło się lepiej i dostatniej.

Jak wyglądają rozmowy ze związkami zawodowymi?

- Trwają. Z pewnością będą przechodziły różne fazy, każdy z nas będzie chciał przeciągnąć linę na swoją stronę. Wierzę jednak, że spotkamy się gdzieś w połowie drogi. Jest tu dużo rozsądnych ludzi, którzy wiedzą, co się dzieje dookoła. Jestem przekonany, że wspólnie dojdziemy do porozumienia i Opera Bałtycka stanie się instytucją "na fali".

Normy "zero" nie będzie?

- To jest tutaj powtarzane niczym mantra. Nie, nie będzie. Nie wiem, czy w ogóle jakakolwiek norma zostanie przyjęta, a może 100 spektakli rocznie? Systemy, jakie panują wewnątrz instytucji kultury w Polsce od przemian w latach 90., nie zostały zreformowane. Jedyną zmianą było zlikwidowanie układu zbiorowego i "wrzucenie" wszystkich dyrektorów, instytucji i samorządów na rynek, żeby jakoś łatać dziury. Powoli w Polsce dojrzewamy do zmian, zaczynamy widzieć wady systemu, każdy zaczyna szukać porozumienia i rozwiązania systemowego oraz zabezpieczenia swoich interesów. Zachęcam całą naszą załogę do tego, abyśmy stworzyli optymalne prawo.

Nie sposób nie zapytać też o Bałtycki Teatr Tańca prowadzony przy Operze przez Izadorę Weiss. Nie chciał pan go zachować?

- W mojej aplikacji na stanowisko dyrektora było wyraźnie napisane, że widzę taką możliwość, ale chciałbym, żeby zespół realizował moją linię programową. Nie mówiłem, że nie chcę Izadory Weiss na stanowisku kierownika i choreografa zespołu. Dla mnie najważniejsza jest współpraca wszystkich ogniw tworzących zespół sceniczny - orkiestry, chóru i wtedy BTT. Wszystkie zespoły muszą być traktowane identycznie, a ta równowaga została w pewnym momencie naruszona. W rozmowie z Izadorą i dyrektorem Weissem zauważyliśmy, że nasze oczekiwania są całkiem inne. Wydaje mi się, że rozstaliśmy się w pokoju. BTT szykuje się do występów w Petersburgu. Umożliwiliśmy im tę prezentację na warunkach, dzięki którym występ dojdzie do skutku: tancerze dostaną urlop na wyjazd do Petersburga, ponadto użyczyliśmy im kostiumów i dekoracji. A za przyszłość BTT trzymam kciuki.

Razem z kierownikiem baletu, Wojciechem Warszawskim, wraca pan do klasyki i demi-klasyki. Jakie warunki sceniczne ma tworzony tutaj balet?

- Ma o wiele lepsze warunki niż pozostałe zespoły. Mam tu na myśli chociażby dwie sale baletowe. Cały czas czekamy na stworzenie nowego zespołu. Wierzę, że uda się zarówno Warszawskiemu, Izabeli Sokołowskiej, jak i nam wszystkim. Jedna audycja, która już za nami, nie załatwi wszystkiego. Mamy w planie stworzenie 28-osobowego zespołu, ale nie jest to prosta sprawa. Chcemy współpracować z Ogólnokształcącą Szkołą Baletową w Gdańsku, ale oczywistym jest, że nie tylko. Chcemy mieć tutaj po prostu dobrych tancerzy z przygotowaniem klasycznym. Chcemy, aby Gdańsk wrócił na ogólnopolską mapę baletową.

Balet, operetki, program edukacyjny to jedne z podstawowych zmian. Planuje pan również działalność w sezonie letnim.

- Owszem, mam w planach stworzenie sezonu letniego. Jestem po rozmowach z wiceprezydent Sopotu Joanną Cichocką-Gulą, oraz osobami zarządzającymi Operą Leśną. Spotkałem się także już z prawie wszystkim dyrektorami instytucji kultury w Trójmieście w sprawie współpracy. Jestem otwarty i nie widzę żadnych przeciwwskazań do podjęcia współpracy z Teatrem Szekspirowskim czy z Festiwalem Mozartowskim Mozartiana. Uważam, że w jedności siła.

* WARCISŁAW KUNC

menedżer kultury, dyrygent polskich i zagranicznych scen operowych. Sprawował kierownictwo muzyczne w ponad 60 spektaklach operowych, operetkowych, musicalowych i baletowych. Od 1 września jest dyrektorem Opery Bałtyckiej w Gdańsku, zastąpił na stanowisku Marka Weissa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji