Artykuły

Satyra, wodewil czy farsa?

Twórczość Sałtyko­wa-Szczedrina należy do najświetniejszych i naj­odważniejszych w literaturze rosyjskiej. Niewiele ma także sobie równych w literaturze europejskiej i światowej. Toteż z uznaniem należy powitać* wystawienie "Bałałaj­kina i Spółki" na scenie Tea­tru Dramatycznego. Ta sztuka powstała we współpracy zna­komitego satyryka radzieckie­go Sergiusza Michałkowa z je­dnym z największych reżyse­rów Kraju Rad - Georgijem Towstonogowem, który wy­stawił ją na scenie teatru "Sowremiennik" w Moskwie. Punktem wyjścia była tu po­wieść satyryczna Sałtykowa-Szczedrina "Współczesna idylla", uzupełniona fragmen­tami innych jego utworów.

Ludwik René dał przedsta­wienie starannie opracowane, wypieszczone w każdym szczególe, kulturalne i zabaw­ne. A jednak ten spektakl budzi wątpliwości. Brak mu bowiem jednolitego stylu. Nie dowierzając Michałkowowi i Szczedrinowi wprowadził René do przedstawienia wier­sze Niekrasowa. Stały się one pretekstem do muzyki, "która podkreśla wodewilowy chara­kter przedstawienia" - jak pisze reżyser w programie. Otóż tu właśnie tkwi podsta­wowy błąd tego spektaklu. Przeplatanie akcentów lirycz­nych satyrą osłabia jej ostrze, rozwadnia ją, a poza tym nie licuje z ostrym, zgryźliwym humorem Sałtykowa-Szczed­rina. Mamy więc w tym przedstawieniu dwie zupełnie różne warstwy, a nawet trzy, bo dostały się tu także ele­menty farsowe. Najcenniejsza jest warstwa satyryczna. Spektakl zaczyna się bardzo dobrze i pierwsza scena zapowiada doskonałe przedstawienie. Rozmowa dwóch przerażonych libera­łów, którzy pragną "przecze­kać", należy do perełek kun­sztu scenicznego i jest ozdobą przedstawienia. Jest to jakby zamknięty skecz, ostry, saty­ryczny, oklaskiwany przez publiczność przy otwartej kurtynie. Andrzej Szczepkowski ma tu pełne pole do popisu i jest w roli Gawędziarza znakomity. Znajduje też doskonałego partnera w osobie Witolda Skarucha (Głumow). Trochę inaczej gra rolę oficera policji Zygmunt Kęstowicz, nadając jej cechy bardziej groteskowe. Więcej jest w tej roli z Go­gola, lub może z Suchowo-Kobylina, niż ze Szczedrina. Wolałbym, by Iwan Timofiejewicz był groźniejszy. Lecz jest to postać zagrana cieka­wie i rozmowa Iwana Timofiejewicza z parą liberalnych przyjaciół należy do lepszych scen przedstawienia. Gorzej jest w drugiej części spektaklu, kiedy pojawia się Bałałajkin, kochanka kupca Paramonowa i cała galeria postaci, stanowiących tło akcji. Marek Bargiełowski gra Bałałajkina w sposób farsowy, ekscentryczno-groteskowy. Robi to bardzo dobrze, lecz jest to postać z innej sztuki. Miro­sława Krajewska w roli kochanki kupca Paramonowa jest postacią z wodewilu, czy może nawet z operetki. Bar­dzo ładnie śpiewa, ślicznie wygląda, lecz to znowu coś zupełnie innego. Między ope­retką i farsą znalazła się po­stać pułkownika Rededy (Jan Tomaszewski) wcale nie tak bezmyślnie śmieszna u Sałtykowa-Szczedrina. Postacią z kiepskiej farsy był także "na­jemny redaktor" Iwan Oczysz­czony (Czesław Lasota). Najbliżej realistycznego sty­lu utworu Szczedrina i jego teatralnej wersji napisanej przez Sergiusza Michałkowa znaleźli się prócz Andrzeja Szczepkowskiego, Witolda Skarucha i Zygmunta Kęsto­wicza - Wojciech Duryasz (kancelista Prudentow), Sta­nisław Wyszyński (kupiec Paramonow), Krzysztof Orze­chowski (dyplomata policyjny Krzepszyciulski) i Marian Glinka (kapitan - brandmajster Mołodkin).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji