Artykuły

Publicystyka bez teatru

Wypadałoby zaraz na wstąpię podkreślić, że to - co demonstruje nam ze sceny Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej spółka autorsko-reżyserska pod kierunkiem Zygmunta Hübnera - jest programem publicystycznym. Ale tak właśnie nazwali już spektakl jego twórcy na afiszu teatralnym i w wydrukowanym, zamiast normalnego programu "Afiszu Teatralnym" (z dużych liter, żeby nie mylić obu znaczeń!). Wobec tego - trzeba przejść od cudzych stwierdzeń - do własnych refleksji na temat dość napuszonego w tytule widowiska "Czwarty jeździec Apokalipsy". Ta nazwa, jak zapewne wszyscy jako tako wykształceni ludzie wiedzą, pochodzi z trawestacji tytułu jednej z ksiąg Nowego Testamentu. Lecz nie chodzi tu wcale o jego dosłowność. Przyjęty i modny obyczaj teatralny nakazuje dopatrywać się w tytułowym sformułowaniu: przenośni, podpartej aluzjami. Przy czym aluzje dotyczą zgoła niezabawnych skojarzeń tekstu Jana Ewangelisty z rzeczywistością - od połowy lat trzydziestych naszego wieku do chwili obecnej. Ściślej -dotyczą dwóch wojen imperialistycznych: hitlerowskiej Rzeszy przeciw koalicji antyfaszystowskiej (choć to niezbyt precyzyjna nazwa dla wszystkich uczestników sprzymierzenia w walce z militaryzmem niemieckim) oraz wojny prowadzonej przez największą potęgę Zachodu, Stany Zjednoczone, po jednej stronie - i mały kraj azjatycki, Wietnam, broniący swojej wolności - po drugiej stronie.

Już z tych, bardzo ogólnych zarysów i porównań wynika zarówno ambitny, jak i niełatwy do ujęcia w scenicznym obrazie - zamysł konstrukcji widowiska teatralnego. Rzecz prosta, miał to być spektakl typu niefabularnego, bez podparcia całości sceniczną akcją w rozumieniu tego, co przywykliśmy określać mianem utworu dramatycznego. Ów "program publicystyczny" sterował najwyraźniej w stronę coraz bardziej zdobywającego sobie miejsce na naszych scenach - Teatru Faktu. Więc spięcia dramatyczne wywołuje tu nie zawęźlona akcja i osoby wpływające na jej bieg - ale wymowa faktów, konfrontacje autentycznych wypowiedzi, politycznych oświadczeń, ogłoszeń reklamowych, notatek z prasy, fragmentów publicystyki i poezji, piosenek-ballad oraz piosenek-szlagierów tanecznych, a wreszcie filmu i taśm magnetofonowych.

Aktorzy biorący udział w spektaklu odtwarzają kolejno wszystkie role główne oraz epizodyczne - działając na zasadzie starogreckiego, ale uwspółcześnionego Chóru: komentatora wydarzeń i - siły inspirującej dramatyczne nastroje. Kryje się w tym coś z techniki rapsodycznej: celebrowania słów, a jednocześnie wszystko ociera się o patos typowego montażu "pod okazję" - ze szlachetnymi intencjami amatorszczyzny; tyle, te bez jej naturalności i wdzięku - co pozwala strawić amatorskie widowisko.

Autorzy i realizatorzy "Czwartego jeźdźca Apokalipsy" istotnie postawili sobie ambitne zadanie publicystycznego ukazania wojny, posłuszeństwa wobec rozkazów i niejako rozdwojenia postaw ludzkich w obliczu poczucia obowiązku - oraz sumienia. Wnieśli też do scenariusza (co prawda, plakatowo przeciwstawne) polemiki ideowe - przyjmując jak najbardziej słuszne stanowisko światopoglądowe - marksistowskie, humanistyczne. Ale równocześnie tej założonej słuszności punktu wyjścia ideowego - nie przekazali siły wyrazu, ponad ogólnie wyświechtaną formę "akademiową". Tym samym w zakroju widowiska spłycili sceniczną argumentację - sprowadziwszy wymowę całości do nie najszczęśliwszych form schematu tzw. prasówek. Lub głośnego lektorium, przypominającego epokę drętwej mowy.

Czy istniała możliwość uratowania samej koncepcji scenariuszowej przez inne ustawienie aktorsko-inscenizacyjne "Czwartego jeźdźca Apokalipsy"? Chyba tak. Tu narzuca się z miejsca porównanie z klasyczną już metodą Brechta i zgrupowanych wokół niego dramaturgów oraz kompozytorów. Nie znaczy to, że realizatorzy krakowskiego widowiska nie szukali podobnych rozwiązań, przynajmniej we fragmentach swego przedstawienia. Owszem, próbowali zastosować coś w rodzaju kalejdoskopu filmowego, dramatycznych sytuacji z inscenizowaną piosenką, ba - sięgnęli nawet po prozaiczne chwyty reklamowe rewii mód, czy pełne napięcia dialogi z procesu norymberskiego i scenki rodzajowe (np. Amerykanie podczas II wojny światowej oraz ci sami Amerykanie na froncie wietnamskim). Niestety, nawet te najcelniejsze partie spektaklu - nie utrzymały równej linii całości dramaturgicznej. Po prostu zabrakło w owym "programie publicystycznym" na scenie - prawdziwego tchnienia teatru. Pozostała publicystyka: lepsza lub gorsza, słuszne tezy - pomysł na dobry teatr polityczny, który nie wyszedł ze sfery interesującej... pomysłowości.

Cóż z tego, że deklamowano piękne i wstrząsające strofy poetyckie Federico Garda Lorki, Paula Eluarda, Tadeusza Różewicza, czy Rafaela Albertiego? Monotonne, choć z ambicjami aktorskimi, czytanie tekstów - zdominowało spektakl. Cóż z tego jeszcze, że Romana Próchnicka śpiewała na przemian ze Stanisławem Gronkowskim charakterystyczne piosenki dawne i współczesne - gdy utonęły one w akademiowym skandowaniu historycznych i aktualnych publikacji gazetowych? Cóż z tego, że cytowano oświadczenia Hitlera, Johnsona, Steinbecka, Guderiana i innych - wplatając pomiędzy wiersze tamtych wypowiedzi prorocze niemal głosy komunistów, czy po prostu ludzi przeciwstawiających się naporowi faszyzmu - gdy były to sprawy znane, ograne tylekroć w związku z sytuacją światowej polityki - przypominane od okazji do okazji przez prasę, radio i telewizję?

Powstał tedy pseudo-teatr dobrych chęci, pseudo-teatr trafnych założeń ideowych oraz ich poprawnego wykonania -- ale bez wewnętrznej prężności dramatycznej. Opowieść historyczno-współczesna, rozdzielona na głosy, z kilkoma niezłymi wstawkami za-powiadającymi prawdziwie sceniczną, oryginalną wizję. Na zapowiedziach niestety się skończyło. Z politycznej estrady powiewało nudą, gdyż nie dostosowano do materii dramaturgicznej świeżych, zaskakujących środków wyrazu artystycznego. Szkoda tym większa, że szło tu o ambitne wymiary widowiska z dużym ładunkiem ideologicznym!

Osobiście jestem zwolennikiem Teatru Faktów, choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy umie i chce się delektować tym gatunkiem scenicznej twórczości. I dlatego martwi mnie dodatkowy aspekt nieudałej premiery "Czwartego jeźdźca Apokalipsy" - jako zmarnowana szansa zaangażowania w kwestie wielkiej polityki (przez teatr) - tych wszystkich potencjalnych odbiorców, którzy będąc w teatrze nie zastali tam prawdziwe) magii teatralnej...

Scenariusz "Czwartego jeźdźca Apokalipsy" stworzyli i zrealizowali: Andrzej Buszewicz, Wojciech Krakowski oraz Tadeusz Malak - pod kierownictwem Zygmunta Hübnera. Lista wykonawców obejmuje, oprócz już wymienionych - J. Binczyckiego, A. Buszewicza, M. Dąbrowskiego, J. Dwernickiego, T. Jurasza, B. Loedla, E. Luberadzkiego, J. Morgałę, J. Nowaka, J. Nowickiego, W. Olszyna, F. Pieczkę, J. Sykuterę i M. Słojkowskiego. A także bez-imienne modelki - dopełniające wizerunek Człowieka-metafory i w tej publicystycznej tragedii ludzkiej, ujętej w klamry cytatów od słów Ewangelisty po wojnę wietnamską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji