Artykuły

Dramat o poecie i obwiesiu

"Villon był moim ulubionym poetą już w czatach gimnazjalnych. Zawsze byłem poruszony kontrastem pomiędzy jego wspaniałą poezją, a życiem rzezimieszka i włóczęgi (...). Równocześnie Villon, którego niejednokrotnie kojarzono z jego dziełem, wzbudzał pogardę jako człowiek. Toteż szpadą musiał walczyć o godność imienia poety".

Tymi słowami określa Kazimierz Barnaś w programie teatralnym swój stosunek do postaci, która dała początek jego dramatowi.

Aczkolwiek sztuka Barnasia ukazała się na afiszach jako prapremiera, to przecież - napisana przed 13-tu laty, ogłoszona drukiem przez Wyd. Literackie w r. 1955 - dwukrotnie była od-twarzana na scenie: - jako tzw. warsztat dramaturgiczny Związku Literatów w Krakowie (czyli czytanie tekstu bez sytuacji scenicznych) oraz w charakterze dyplomowej pracy absolwentów krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej (w reżyserii Z. Mrożewskiego).

Zarówno słuchając dramatu Barnasia, jak i obejrzawszy spektakl młodzieży aktorskiej - dochodziło się do wniosku, że sztuka ma tzw. nerw sceniczny - i nie wiadomo czemu aż tak długo musiała czekać na oficjalną prapremierę.

Ale, czasami nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Wprawdzie dla autora - dramaturga okres wieloletniego oczekiwania na ujrzenie własnego utworu w teatrze - jest w pewnym sensie hamulcem jego rozwoju jako pisarza dramatycznego-z drugiej jednak strony warto było uzbroić się (z konieczności) w cierpliwość, żeby zobaczyć na scenie Starego Teatru spektakl w takiej formie inscenizacyjnej, jaką nadała mu Lidia Zamków (reżyser) i Lidia Minticz oraz Jerzy Skarżyński (scenografia) - anno 1960! Przedstawienie nowoczesne, zwarte - logiczne od początku do ostatniej sceny (choć może istotnie w ostatniej scenie - obnażonej Katarzyny - budzące wątpliwości u mniej wyrobionego odbiorcy swoją symboliką gotyckiego wyobrażenia CZŁOWIEKA, KTÓRY POZOSTAJE ZAWSZE).

Mając w oczach "Apelację Villona" z pokazu szkoły aktorskiej sprzed paru lat, a zatem pokaz w konwencji naturalistycznej - trudno nie pochwalić wysiłku teatru, który poprzez reżysera, scenografów i kreacje aktorskie dał publiczności piękne i wzruszające widowisko - pozornie historyczne, a przecież w pełni współczesne!

Villon pierwszy prawdziwy poeta Francji piętnastowiecznej - ów artysta widzący zło społeczne i tworzący atmosferę do walki z tym złem - a jednocześnie sam ginący w nurtach zła, występku, ten ,,król włóczęgów", rzezimieszek i pijak - o którego losie (i śmierci) nie mamy żadnych wieści udokumentowanych kronikarsko - posłużył Barnasiów za temat do rozwiązania nie tylko zagadki jego śmierci, jako konsekwencji całego życia w ówczesnych warunkach - lecz pozwolił na autorską wizję "poszukiwania zasady porządkującej życie" na ów ,,niepokój ideowy, polityczny i moralny" w głębszym sensie - którego tłem staje się obraz dramatyczny, domalowany nieznanemu losowi Villona przez Barnasia.

Wydaje mi się, że chyba słusznie Lidia Zamków rozpoczęła sztukę od oryginalnej "Ballady wisielców", utworu samego Villona - czego w tekście Barnasia nie było. Nad dramatem góruje bowiem POETA (dosłownie, w świetnym ujęciu scenograficznym) na tle szubienic jak ze starego sztychu.

Reżyser oprawił spektakl w ramy tryptyku, konsekwentnie punktując wymowę każdego aktu sztuki - nie gardząc "chwytami" z zakresu pantomimy i zmian głosu u poszczególnych postaci przypominających średniowieczne MASKI. Scenografia - kapitalna, ściśle współgrała z zamysłem reżyserskim. Te dwa główne elementy pozwoliły "zagrać" tekstowi Barnasia o wiele wyraziściej, aniżeli dawałaby temu możliwość próba wystawienia "Apelacji Villona" w tradycyjnej formie teatru naturalistycznego.

Aktorsko dawno nie widziałem tak wyrównanego spektaklu. K. Ostaszewska (matka), R. Próchnicka (Marta), A. Pszoniak (Raguier), J. Nowak (Lomer), J. Adamski (Turgis - oberżysta, najlepsza rola tego aktora!), J. Jabczyński (Marchand), E. Wawrzoniówna (Yvette), P. Pawłowski (Jean D'eau), M. Żarnecki (Garnier), T. Śliwiak (Księżyk), M. Słodkowski (Laurence) - stworzyli postacie, które z pewnością nie zejdą z afiszem w zapomnienie.

Bardzo podobała mi się Halina Kwiatkowska jako Katarzyna. Zwłaszcza w scenach miłosnych, kiedy oprócz tekstu dochodził, bodaj ważniejszy - gest.

Leszek Herdegen w roli Villona to prawdziwa kreacja aktorska. Poprowadził swego POETĘ i OBWIESIA zarazem - trochę kapryśnie, ale i bez popadania w styl "awanturniczy" (zgodnie z koncepcją reżyserską) ukazując nie tylko postać z epoki lecz przede wszystkim artystę, któ-rego trawi ,,od wieczny" niepokój poszukiwania humanistycznych prawd.

Teatr Stary ma tu jeszcze jedną zasługę: wprowadził wreszcie i polskiego i krakowskiego autora na scenę. I zamierza czynić to częściej - albowiem niedługo wystawi sztuki; Promińskiego i Świrszczyńskiej (objazdówka!).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji